Wróciwszy do mieszkania, ubrałam świeży dres w kolorze purpurowym i pośpiesznie wybiegłam do jedynego miejsca na ziemi, w którym mogłam pozbierać myśli do kupy i dojść do jakiś sensownych wniosków na temat przyszłości związku z Adamem, jeśli było to w ogóle możliwe.
Przekraczając próg swojej ukochanej kwiaciarni, w której na tle uderzająco czystej bieli ścian, widniało mnóstwo przepięknych kwiatów w szklanych wazonach, poczułam jak serce wraca do właściwego rytmu. Z zaplecza, pani Teresa wychyliła swoją pofarbowaną na czarno głowę. Robiąc zdziwioną minę, otworzyła szeroko usta chcąc wygłosić jakiś uszczypliwy komentarz, ale spoglądając uważniej w moje oczy, poprzestała tylko na zwykłym „dzień dobry".
— Proszę nic nie mówić, tylko pozwolić mi tu trochę posiedzieć... Proszę? — zwróciłam się załamanym głosem do swojej szefowej.
— Dobrze — odpowiedziała krótko. Dobrze wiedziała, że w tym miejscu już wielokrotnie szukałam ukojenia.
— Dziękuję — zawołałam, gdy pani Tereska ze współczującą miną, wróciła do swojego wcześniejszego zajęcia. Zabrałam zza lady mały taborecik, na którym czasami siadałyśmy wykonując czasochłonne kompozycje. Ustawiłam go w kącie między regałami na których stały wysokie mieczyki, słoneczniki i storczyki. Mogłam stać się niewidoczna dla innych oczu, ale za to ja widziałam to, co chciałam, jednocześnie czerpiąc radość z samej obecności w tym miejscu. Wielokrotnie zastanawiałam się, czy znalezienie innej pracy byłoby dla mnie dobrym rozwiązaniem. Przesiadywanie w czterech ścianach nad papierkową robotą, bez swoich ulubionych zapachów i kolorów, byłoby bardzo trudne. Pewnie bardzo brakowałoby mi tego miejsca, a znając siebie, to nie obyłoby się bez częstych wizyt, które mogłyby być negatywnie odbierane przez moją zastępczynię. Póki co, nie miałam na oku konkretniejszego zajęcia, dlatego odkładałam ten temat na dalszy plan. Choć nie ukrywałam, że teraz, gdy na dobre pokłóciłam się z rodzicami i postanowiłam, że zmieniając konto bankowe, nie przyjmę od nich nawet złamanego grosza, to każda dodatkowa złotówka, byłaby dla mnie zbawienna. No cóż, nie z takimi problemami przyszło mi radzić sobie w życiu, więc i z tą kwestią jakoś się uporam.
Najbardziej jednak, martwiło mnie coś innego. Moje życie uczuciowe wisiało na włosku, a ja byłam totalnie zagubiona. Skuliłam się na tym małym krzesełku, przyciskając kolana do piersi i opierając na nich głowę, która wydawała mi się napakowana tyloma informacjami, że niektóre z nich tak bardzo chciałabym odesłać w zapomnienie, dając miejsce pozytywnym i miłym wspomnieniom, aby zagnieździły się już na zawsze. Musiałam sobie jakoś to wszystko poukładać, bo inaczej groziła mi totalna eksplozja.
Słysząc znajomy i uwielbiany dźwięk dzwonka, który zawsze informował mnie o tym, że moje ręce znów będą mogły wykonać kawał dobrej roboty i zrobić coś naprawdę ślicznego, uszczęśliwiając przy okazji samą siebie, tym razem spowodował, że schowałam głowę jeszcze głębiej, nakrywając ją obiema rękoma.
Był to głos Adama, którego tak kochałam i którego rozpoznałabym nawet gdyby dzielił mnie od niego gruby mur. Wood wszedł do kwiaciarni witając się uprzejmie z panią Teresą, która na jego widok była cała w skowronkach. Domyślałam się po co tu przyszedł, ale nie mogłam zdradzić swojej kryjówki, nie byłam jeszcze na to gotowa. Podnosząc delikatnie głowę i spoglądając na szefową, której szeroki uśmiech i maślane oczy, nie wróżyły nic dobrego. Byłam pewna, że nie zapanuje nad swoim językiem i już czułam się wydana wilkowi na pożarcie.
— Przepraszam, że przeszkadzam, ale miałem nadzieję spotkać tutaj Viktorię — oznajmił, uprzednio całując starszą panią w rękę.
Serce waliło mi z całej siły, obawiając się najgorszego. Teraz moje życie leżało w rękach pani Teresy.
CZYTASZ
KWIAT NIEZGODY
RomanceViktoria - młoda dziewczyna skazana na ciągłą utratę bliskich osób, próbuje z całych sił wieść spokojne życie. Samotność kazała jej szukać pocieszenia nie w ludziach, bo nawet ci najbliżsi ją zawiedli, ale obudziła w niej miłość do kwiatów. One nig...