4

554 25 4
                                    

Rozmyślałam dość długo, od kogo ten telefon mógłby być, ale odpowiedź była zbyt prosta. Niby komu chciałoby się fundować taki sprzęt? Na pewno nie moim rodzicom. Urodziny miałam dawno temu, więc do następnych jeszcze kawał czasu. Margo? W moich snach.
Katie była tak samo zaskoczona jak ja. Wykluczam ją. Jednak ciągle w głowie mam tamto spotkanie w jego biurze, oraz ponowne spotkanie w sklepie Card & Mark. Jeszcze ta jego asystentka, niczym kobieta na posyłki. W sumie tak jest, bo robiła dokładnie to co kazał. Nie widziałam w tym żadnej przyjemności z jej strony. Taka cicha myszka, która skrywa w sobie demona.

- Livia, artykuł ponownie podbił New Week. To był super pomysł z byś z nim przeprowadziła wywiad. - wpadła jak zawsze bez pukania moja szefowa, elegancko ubrana. Usiadła w fotelu, ale widać, że nie potrafiła utrzymać się w jednym miejscu. Zaskoczona jej energią, moja ręka zatrzymała się w powietrzu z długopisem, a oczy miałam szeroko otwarte.
- Tak...to był dobry pomysł. - rzekłam z chwilą zastanowienia. Pokazała mi kolorowy wykres na papierze, który z niskiego poziomu wskoczył na kilkakrotnie wyższy. W porównaniu z tym obok, który podskoczył minimalnie. Miała rację. Przegoniliśmy New Week.
- Za dwa tygodnie odbędzie się New York Book Legend, jedziesz tam. Zarezerwowałam ci pokój i resztę. Czego oczekuję, to wyślę ci e-mail'em. - rzekła, po czym z uśmiechem i zadowoleniem, wyszła. Oczywiście ja nie byłam. Uwielbiam swoją pracę, ale mając taką szefową, to od razu odechciewa się wszystkiego.
Wciągnęłam tylko głęboko powietrze przez nos i spojrzałam ponownie na wydruki, które były dla mnie normalką. Odwróciłam się w stronę okna tak by mnie inni pracownicy nie widzieli, gdy zadzwoniła Katie.

- Co tam kochana? - zapytałam.
- Jack do mnie dzwonił i powiedział, że zachwyceni są jego zdjęciami czyli tobą. - z każdym jej słowem moje przerażenie rosło, w klatce piersiowej czując ucisk. Złapałam jedną ręka podpórkę na łokieć czarnego fotela, by mieć pewność, że nie spadnę. - Dziś odbędzie się wystawa, rezerwuj sobie wieczór. Idziemy napić się szampana! - podniosła głos co sprawiło, że znów musiałam oddalić telefon od ucha.
- W porządku. - odpowiedziałam niechętnie. Miałam teraz tylko na tapecie Book Legend, ale dopiero za dwa tygodnie, to dlaczego nie miałabym się rozerwać? Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale Katie mi przerwała, że zdążyłam złapać tylko tlen.
- Super! Powiem mu, że będziemy. Pa! - rozłączyła się, jakby chciała usłyszeć ode mnie tylko pozytywną odpowiedź. A to sprytna dziewucha. Przekręciłam się do biurka gdzie mój wzrok przykuł srebrny telefon. Nie otrzymałam żadnej wiadomości ani nic. Tak w sumie to nie sprawdzałam czy nie zawiera w sobie jakiś danych, ale skoro mam takie cudo, to czemu by z niego nie skorzystać? Przełożyłam sobie kartę SIM z Samsunga i pojawiły mi się wszystkie moje kontakty. Przeleciałam książkę telefoniczną gdzie był jeden numer nie zapisany. Zdziwiło mnie to trochę, ale zignorowałam.
- Pani Livio, to najnowszy wykaz książek na topie. - weszła jedna z pracownic w okularach na nosie.
- O, bardzo dobrze. - najwidoczniej wszelkie przyjemności musiały poczekać. Praca była ważniejsza w tej chwili. Podała mi kartkę papieru, po czym wyszła. Miałam rozpiskę top książek z ostatniego miesiąca i oczywiście na drugim, o dziwo, miejscu było "Ostatnie Piętro". Byłam bardzo ciekawa co przez to miał na myśli, ale przecież nie zdążyłam zapytać, a nie przypominam sobie bym napisała takie pytanie. Przyszło mi powiadomienie, że o godzinie 19 odbędzie się wystawa. Odpisałam jej, że od razu dojadę na miejsce, ponieważ nie będę miała chwili by zajechać do domu.

***

Ponownie ciężko było się przebić przez centrum miasta, ale cóż. Wybrał sobie nieopodal Central Parku, więc musiałam tam jechać. Po dłuższej jeździe zaparkowałam przy budynku z cegły, ale z dużymi oknami ze szkła, zapewne by rozświetlić pomieszczenia. Przeraziłam się na nagły dotyk, że aż podskoczyłam w miejscu, ale to była moja współlokatorka.
- Hej. - o, nie. Już piła trochę magicznego napoju. Dobrze, że nie soku z jagód. W jej oczach tańczyły gwiazdy, a na ustach promieniował uśmiech. - Wzięłam ci rzeczy z domu. Coś do przebrania oraz do makijażu. Chodź, pójdziemy bocznym wejściem byś mogła zmienić.

Zabrała mnie pod ramię i skierowała ku drzwiom, ale w wąskim korytarzu między drugim budynkiem. Otworzyła je, a obok schowka dostałyśmy się do toalety. Była nawet nieźle przyrządzona. W zielone i czerwone płytki, duże lustro na ścianie i białe umywalki.
- Tylko szybko, Jack już chciałby się tobą pochwalić. - wzięła kielicha z blatu z zawartością. Najwidoczniej zostawiła go sobie wcześniej, gdy czekała na mnie na zewnątrz.
- Nie odbijam ci go przypadkiem? Wiesz, nie że mnie kręci, ale. - machnęła ręką.
- Coś ty. Jest zapatrzony we mnie jak w obrazek. - rzekła, a jej czerwona sukienka do kolan zafalowała. Włosy miała spięte w koka, a na ustach intensywny kolor wina. Możliwe, że zagryzł jej wargi też "Romeo", ponieważ straciła warstwę pomadki.
Założyłam sukienkę koloru błękitu bez ramiączek, poprawiłam makijaż, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Tylko grzywkę ułożyłam by była prosta.
- To dobrze, że masz kogoś. Być może nie będziesz musiała mieszkać razem ze mną. - założyłam czarne buty na obcasie, a ciuchy z pracy włożyłam do torby.
- Hej! Nie opuszczę cię nigdy. - wskazała na mnie palcem. Wzięła łyk. - Może to być dupek i gdzie ja będę mieszkać? Jeszcze muszę go rozpracować. - zaśmiała się lekko, a wraz z nią.
Na szkle widać było odcisk jej pomadki, który objęłam palcami i napiłam się bladej cieczy o cudownym smaku.
- Dobra, idziemy. - rzekłam i oddałam jej kielich.

***

Muzyka leciała z głośników gdzie DJ poruszał się przy stole ze sprzętem. Obrazy, które wisiały na białych ścianach były podświetlone jedną żarówką, każdą z osobna.
- Livia! - przywitał mnie składając skromny pocałunek na dłoni. - Nie wiem jak ci dziękować. Krytycy są zachwyceni.
- Jack, nie ma o czym mówić. Owszem, to było...dość krępujące, ale nowe doświadczenie dało mi niezłej frajdy. - odpowiedziałam.
- Mówiłam, że nie będzie tak źle. - pisnęła dziewczyna, dalej trzymając mnie za ramię. Po chwili przeniosła się w objęcia swojego partnera. Byłam szczęśliwa, że miała kogoś na kogo mogła liczyć. Nie tylko mnie. Pocałowali się, ale zaraz wrócili na ziemię.
- Chodź, pokaże ci prace.

Udaliśmy na drugą stronę ściany, która stała po środku dużej sali. Jak zobaczyłam jego zdjęcia, byłam przerażona. Nie, że były złe, ale wręcz przeciwne. Były cudowne. Zrobione w ciemnym filtrze, który odpowiadał atmosferze jesieni. W tym dużym swetrze od razu pojawiał się taki klimat. Moje oczy błyszczały, a uśmiech dodawał mi uroku.
- O, mój Boże. - szepnęłam na tyle głośno, że Jack usłyszał mnie. Uśmiechnął się szeroko, a wraz z nim Katie. - To jest... - nie potrafiłam dokończyć.
- Prawda? Istne me cudo.
- Hej! - szturchnęła go.
- Po za tobą. - rzekł gładząc jej dłoń. Gdybym była krytykiem sztuki, to bym była w tym beznadziejna, ponieważ każde zdjęcie jest dla mnie piękne. Ale na te, gdzie byłam ja, mogłam patrzeć godzinami. Dlaczego? Nigdy nie uznawałam się za piękną lub coś w tym stylu, ale. Tutaj dałam z siebie wszystko.

- Przepraszam Panie Jack. - zwróciła jego uwagę skromna dziewczyna o czarnych włosach. Ubrana tak jak ja na co dzień. - Zadzwoniono z agencji i powiedziano, że sprzedano wszystkie zdjęcia. Łącznie zarobił Pan dwa razy więcej na każdym obrazie.

Udawałam, że nie słyszałam. Sprzedano je. Wszystkie sześć. Dalej patrzyłam na siebie i zadawałam sobie pytanie. Kto mógłby je chcieć i patrzeć na mnie bez końca? Serce mi zaczęło bić jak szalone, a ciało z powodu temperatury w powietrzu, zaczęło się pocić.
- Wszystkie? - zapytał cicho. Nawet blondynka nie wierzyła własnym uszom.
Młoda kobieta kiwnęła głową, po czym odeszła. Nic nie mogliśmy powiedzieć. Patrzyliśmy na siebie nawzajem z lekko otwartymi ustami. Istne szaleństwo.

Nagle w kieszeni od sukienki, nowy telefon, poruszył się. Wyjęłam go, a ekranie widniała wiadomość od tego nieznanego numeru.

***

Mystic Milioner || •Mystic Messenger•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz