9

457 25 2
                                    

- Livia, do podpisania zostały te papiery. - jedna z sekretarek położyła mi teczkę z dokumentami w kwestii następnych miesięcy promocji nowych tytułów. Spojrzałam na zegar, dochodziła 14. Dzień, ogólnie bardzo się dłużył. Może, że czekałam na spotkanie wieczorem. Nie miałam pojęcia, na którą godzinę pójść, ale ustaliłam sobie iż na 18. Jak zawsze.

Wróciłam do domu gdzie nie było stosów papierów, ekranu komputera, gadania wrednych zołz. Miałam tylko swój mały raj z Katie. Ona i jej piski, kubek kawy i łazienka, z której obecnie korzystałam. Po kwadransie, wyszłam i zaczęłam się stroić. Nałożyłam czarną sukienkę przylegającą do ciała. Podkreślało to biust i biodra. Makijaż to podstawowy czyli czerwona kredka do ust, podkreślone oczy eyelinerem, podkład. Nikt dziś się bez tego nie rusza.
- Gdzie ty wychodzisz? - zapytała Katie.
- Spotkanie biznesowe. - skłamałam. Nie mogłam jej powiedzieć, o co tak naprawdę chodzi. Jeszcze nie.
- To będziesz siedzieć do późna.
- Tak, raczej tak. - jęknęłam. Było mi smutno, że musiałam to robić, ale bądźmy szczerzy. Sama się w to wpakowałam.
- Jutro mam sesję z Jackiem. Jakby co. - stała oparta o futrynę drzwi do łazienki. Widziałam na jej twarzy niepokój. Nie wiedziałam czy obrócić sprawę do góry nogami czy dać sobie spokój. Jednak wyręczyła mnie i nic nie musiałam robić. Poszła na kanapę by dalej oglądać telewizję.

Wieczorny chłód ogarną mnie dopiero gdy wyszłam z samochodu. Dźwięk moich czarnych szpilek rozchodził o beton w podziemnym parkingu gdy kierowałam się ku windzie na ostanie piętro. Nikogo nie zostałam. Tylko Jeahee. Uśmiechnęła się do mnie w momencie, jak wyszłam z czterech ścian metalu.
- Czeka w gabinecie.
To ile on może mieć tutaj pomieszczeń skoro za każdym razem to mówią?
- Dziękuję.
- A, zanim pójdziesz...
Te słowa mną wstrząsnęły. Skąd u niej taki ton? Odwróciłam się, ponieważ oddaliłam się jakieś kilka metrów. Stała już luźno, nie jak idealna służąca. Zdjęła okulary co zrobiło mi się jeszcze bardziej zimno. Wręcz przeszedł mnie dreszcz od kręgosłupa do góry.
- Mam nadzieję, że chociaż ty go zmienisz.
Nie miałam pojęcia co one znaczą, ale bałam się. Obudziła we mnie lęk, który był do tej pory niespotykany. Zamyślona, bez żadnego słowa udałam się do "szefa".

Bez pukania weszłam do, ledwo co oświetlonego pomieszczenia, okrągłymi lampkami w podłodze jak i w suficie nad półką pod ścianą. Nadawało to romantycznego jak i typowo wieczornego klimatu zachodu słońca, które również zachodziło gdzieś daleko, a było widać poświatę na błękitnym niebie.

Jej "wysokość" siedział wygodnie na fotelu na samym końcu długiego blatu, gdzie odbywają się konferencje. Ponownie z założonymi rękami przed sobą, na krawędzi stołu, a palce splecione. Jego wyraz mówił sam za siebie. Czekał cierpliwie mając przy sobie kopie regulaminu oraz długopis. Lekko obróciłam się w prawo i spoczęłam na drugim końcu. Blisko bo w jednym pokoju, daleko gdyż napięcie rośnie. Można je kroić nożem.

- Witam. - rzekł pierwszy jak na mężczyznę przystało. - Livio. - ale moje imię wymówił z lekkością jakby była to dla niego słodycz życia. Zakazany owoc, który rośnie tylko raz na kilka lat. Poczułam przez to jak fala wewnątrz mnie idzie przez całe ciało. Było to trochę dziwne, ponieważ to fala, która mnie atakuje podczas podniecenia. Tak jak ostatnio przebywałam z nim sam na sam.

Wzięłam lekki wdech i wydech przez nos, co mnie uspokoiło. Wyjęłam regulamin, który sobie wydrukowałam. Zaznaczone były na kolorowo by wyróżniały się na tle bieli i czerni kartki. Wyprostowałam się oraz poprawiłam sukienkę w chwili gdy weszła Jaehee i podała każdemu z nas szklankę czystej wody.

- Proszę zaczynać. - pośpiesza mnie? Już stawiam mu minus.
- Po przeczytaniu regulaminu, który jest bardzo skromny, ale ma jasno postawione zasady, byłam lekko wstrząśnięta. - jednak nie miałam zamiaru mu ulegać tak od razu. - Zgodziłabym się na miejscu na takie rzeczy, ale nie podobają mi pewne podpunkty. Chciałabym je przedyskutować.
- Zamieniam się w słuch. - nie ruszył się ani o milimetr od kiedy tu przyszłam. Zaskakujący człowiek. Przełknęłam ślinę, która nazbierała się w ustach.
- Podpunkt 5. Według niego mamy stawiać się za każdym razem gdy osoba postronna zadzwoni, ale czasem przecież tak nie może się wydarzyć.
- Dlatego są od tego nasze telefony. Mamy komunikować się 24 na 7. Cały dzień, całą dobę. Nie ważne, o której godzinie. - wyjaśnił. Oparł się o oparcie z czarnej skóry.
- 49. Seks analny, wykluczone. - rzekłam stanowczo. Wziął do dłoni długopis i skreślił go u siebie. - Oraz to coś co wkłada się do tyłka z diamentem. Nigdy w życiu.
- Rozumiem. Coś jeszcze?
- Wszelkiego rodzaju sznurki, które mogły by podrażnić skórę, nie, ale wstążki i tasiemki akceptuje.
Kontynuowałam dalej gdy było coś dla mnie nie jasne. On, tłumaczył. I tak beztrosko minęła godzina. Na dworze zrobiło się całkowicie ciemno.
- Czy coś jest jeszcze co mogę zrobić dla ciebie?
Ponownie stał się oficjalny. Napawało mnie to złością, ale jednocześnie było to bardzo zawstydzające.
- Nie. - odpowiedziałam krótko, po czym narodziła mi się myśl w głowie. Zdradził to mój złowieszczy uśmiech. - Myślę, że to będzie dobra zabawa.
Jego kąciki ust również poszły do góry, a wzrok złagodniał.
- Osobiście wiem coś na ten temat i gwarantuje, że nie będzie nudy.

Nie mam pojęcia, ale kolejne słowa, które wypowiadał przynosiły emocje. Mieszane niczym mikser, który robi bitą śmietanę. To wszystko jednak przyniosło za sobą kolejne głupie pomysły jak i słowa. Szlag by to. W sumie nie dziwię się. Jesteśmy ludźmi i taki też mamy zwierzęcy instynkt. Problem polega na tym, że on obudził się dopiero teraz we mnie. Dość w późnym wieku i nie umiem sobie z nim radzić. Przeklęta nauka.
Spojrzałam na niego kątem oka chowając papiery do torebki. Również spoglądał na mnie spod swojej czarnej grzywki. Wręcz dzikość wychodziła na zewnątrz nie tylko z jego źrenic, ale i z całego ciała.
- Dziękuje za spotkanie.
- To ja dziękuje. - wstał wraz ze mną. Pośpiesznym krokiem otworzył mi drzwi na korytarz. Zamknął je specjalnym kodem za pomocą klawiatury wbitej w ścianę obok. Czyżby aż takie miał tam skarby, że zamyka pomieszczenie na PIN? Melodia naciskanych klawiszy została mi w głowie i ją sobie nuciłam pół drogi w duchu.
- Jaehee, sprawdź zabezpieczenia. Widzimy się jutro.
- Tak, Panie Han. - rzekła brunetka zza wysokiego blatu przy wielkim napisie firmy gdzie w jej okularach odbijał się ekran komputera.
Włączył guzik gdzie czekaliśmy na windę dłuższą chwilę. Nie chciałam by nastąpiła niezręczna cisza, ale zauważyłam, że również udaje się na parking co sprawiło, że odpowiedzi na pytania, które przyszykowałam na szybko, były oczywiste. Miał zamiar jechać do domu. Ciekawa jestem jak on wygląda? Pewnie duży, przestronny z niezłym widokiem. Nie to co nasza norka. Ale jest przytulna i mam towarzystwo. A on? Pewnie tam nie ma żadnej żywej duszy! Prawda?
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że patrzyłam na końce swoich butów. Lekko spojrzałam w lewo. Miał swoje ręce w kieszeni od spodni. Wręcz nie oddychał. Wyprostowałam się, po czym przygryzłam dolną wargę i poczułam smak pomadki. Zadzwonił dzwonek i metalowe drzwi otworzyły się. Przepuścił mnie przodem gdzie zaraz ponownie dźwięk obcasów, rozchodził się po całym pomieszczeniu. Gdy stanęłam przy swoim miernym samochodzie Mini, odwróciłam się gdzie nie spodziewałam się takiej bliskości z jego strony. Stał zadowolony jak zawsze dosłownie kilka centymetrów ode mnie.
- Więc jesteśmy w kontakcie. - rzekłam. - Dobranoc. - każde słowo przychodziło z ogromną trudnością.
Za pomocą kluczyków, auto wydało z siebie odgłos, że mogę wsiąść. Jednak, on nie pozwolił mi. Dość sporą dłonią przytrzymał drzwi, co sprawiło, że ciągniecie za klamkę nie miało sensu. Przestraszona. Mówię poważnie. Przestraszona, ponownie mój wzrok poszedł ku niemu.
Bez słowa. Bez żadnego uprzedzenia. Bez żadnej godności jakiejkolwiek, pocałował mnie. Jego wargi smakowały typowo męskimi perfumami PlayBoya, ale były śliczne w zapachu. W płucach zabrakło mi powietrza. Przestałam oddychać na te kilka sekund. Oczy były jak pięć złoty, jakbym zobaczyła ducha. Ale. Jednocześnie to było cudowne. Taki impuls, który przeszedł całe moje ciało. Dotknęłam coś co mnie poparzyło, a wewnątrz mnie wybuchła bomba, która chciała zniszczyć znacznie więcej niż mogła.
Dumny ze swojej roboty i do jakiego stanu mnie doprowadził, rzekł zanim odszedł.
- Od czegoś trzeba zacząć, prawda?

***

Mystic Milioner || •Mystic Messenger•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz