17

291 8 0
                                    

Dzień nie zaczął się zbyt dobrze. Jumin otrzymał z samego rana telefon, że coś wydarzyło się w biurze. Szybko zajechaliśmy do szklanego budynku. Han był cały w nerwach. Widziałam to nie tylko na jego twarzy, ale również i w oczach. Jego odcień stał się ciemniejszy. Wysiedliśmy z samochodu w podziemnym parkingu, po czym windą na sam szczyt w całkowitej ciszy. Ledwo co drzwi rozsunęły się, a jego zaatakowały asystentki. Zrobiłam tylko krok do przodu, by nie zostać w kabinie.
- Panie Han, nowe aktualizacje statystyk naszej działalności.
- Spotkanie z Panem Carolem, o szesnastej.
- Przysłano nowe dokumenty od spółki bankowej.
Nie mam pojęcia, ile wokół niego kręciło się. Do mnie podeszła jedna by wziąć płaszcz. Patrzyłam jak oddala się ode mnie idąc do swojego biura. Kompletnie nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.
- Livia. - moją uwagę oderwała brunetka.
- Jaehee. Miło cię widzieć. - udałam słodką minę. Jednak nie dała się zwieść.
- Wiem, że to dla ciebie trudne. Dla mnie również było, na samym początku, ale z czasem przyzwyczaiłam się.

Usiadłam na kanapie w kształcie półokręgu, naprzeciw recepcji i napisu Han House. Za mną okna pokazywały wysokie budynki w połowie oświetlone światłem słonecznym. Dziś niebo było bezchmurne.
- Jestem tu tymczasowo i boje się, że po raz pierwszy w życiu za bardzo przywiąże się. Gdy będzie trzeba odejść, będzie mi zbyt ciężko. - oparłam się o skórzaną poduszkę.
Kang złapała mnie za dłoń czego nie spodziewałam się.
- Myślę, że...- zadzwonił jej telefon. - Wybacz. Halo? - rzekła. - Tak, oczywiście.
Rozłączyła się.
- Jumin prosi cie do swojego biura.
- A, jasne. Dokończymy kiedyś, prawda? - zapytałam idąc powoli przed siebie, ale patrząc jednocześnie na nią.
- Oczywiście. - pomachała mi.

Naparłam na wielkie drzwi. Jumin siedział przy swoim biurku, a tuż za nim stał Seven.
- Livia, spójrz na to. - rudy chłopak podał mi tablet. Na ekranie były ostatnie wyciągi z osobistego konta Jumin'a.
- Kolejne dwa miliony dolarów zostały skradzione. - szepnęłam.
- Wszystko robione jest, że jakby to Han robił. Nie ma danych czy te pieniądze zostały przelane.
- Może ma kartę kredytową?
- Nie. Właściciel konta ma zapisane, że posiada tylko jedną. - odpowiedział ciemno oki. - Zrobił to gdy byłem w Seulu.
- Czyli dla niego to nie ma znaczenia czy ktoś jest w domu. On kradnie kiedy mu się podoba. Skoro okrada cie gdy ciebie nie ma, a ja byłam, to znaczy, że może szykować coś grubszego. Może niedługo zrobić coś gdy będzie znacznie więcej ludzi. - odłożyłam tablet na biurko. Mogłam również mylić się. Może zaraz ten budynek runie, może ktoś zaraz strzeli przez okno. Z powodu tej myśli spojrzałam przez szybę i zaczęłam rozglądać się.
- Sprawdzę jeszcze główne systemy przed aukcją charytatywną. Wykorzystałem wszystkie zabezpieczenia jakie tylko istnieją. Nie wiem czy dam radę coś jeszcze zrobić. - zabrał dokumenty jak i tablet.
- Dziękuje Seven, jesteśmy w kontakcie. - kiwnął głową i wyszedł uśmiechając się do mnie. Odwzajemniłam go. Zostaliśmy sami w tej głuchej ciszy. Moje kroki jedynie sprawiały, że można było jakoś swobodnie oddychać. Udawałam, że rozglądam się po pomieszczeniu, a prawda jest taka, że znam go już na wylot. Nie robi to już na mnie zbyt wielkiego wrażenia. Może dlatego, że żyję w takim środowisku od dłuższego czasu. Od tyłu wziął mnie w objęcia. Przyległ do mnie swoim ciałem, a ja poczułam woń jego perfum. Już ten zapach został zakodowany w mojej głowie, więc jakby ktoś miał je, od razu bym widziała przed oczami jego. Dotknęłam jednej z jego dłoni, która spoczywała na moim brzuchu. Oparłam głową o ramię, a on wykorzystał ten fakt. Pocałował mnie w szyję. Raz, potem drugi, trzeci. Zaczął rozpinać mi białą koszulę idąc do biustonosza.
- Jumin, jesteś w pracy.
- Chwila przerwy nie zaszkodzi. - szepnął do mnie. Co za facet. Czasem nie rozumiałam jego popędu. Byłam świeża w tym wszystkim. W jego świecie. Nagle, zadzwonił mój telefon. Chciałam wyrwać się z jego objęć, co z trudem i uśmiechem na twarzy mi szło.
- No weź. - rzekł zawiedziony. Sięgnęłam do kieszeni od wąskiej spódnicy po komórkę. Nie patrząc, odebrałam.
- Halo? - powiedziałam, zapinając guziczki.
- Livia? Tu Jack, Katie urodziła. - jego słowa wyrwały mnie z rzeczywistości.
- Wyślij mi adres, który szpital, zaraz tam będę. - nie pozwoliłam mu nic powiedzieć więcej, ponieważ rozłączyłam się. Zapięłam szybko ostatni guzik.
- Katie urodziła, jadę do niej. - rzekłam stanowczo.
- Jaehee cię zawiezie, zabierz ze są Phoebe i Garett'a. Zadzwoń do mnie gdy tylko, wrócisz do domu.
- Tak jest, kapitanie. - pocałowałam go jak małżeństwo na do widzenia o poranku. Szkoda, że nią nie jestem. Zdziwiłam się na ta myśl. Chwyciłam za klamkę pchając wrota do przodu. Zjechałam windą do podziemi. Moi przyjaciele już na mnie czekali.

Mystic Milioner || •Mystic Messenger•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz