18

241 9 0
                                    

Nie docierało do mnie, która była godzina, mimo iż spojrzałam na ekran telefonu, aby ją sprawdzić. Wiedziałam jedno. Jestem bardzo spóźniona do pracy. Zadzwoniłam do szefowej by powiedzieć, że dziś nie stawie się w pracy. Zaczęła mnie wypytywać czy wszystko w porządku? Kłamałam, że tak. Obiecała mi, że zajmie się wszystkim.

Po krótkiej wymianie słów nastąpiła zabójcza cisza. Jak cisza przed burzą. Siedziałam okrakiem na ogromnym łóżku patrząc przez okna, których nie zasłoniłam wczoraj wieczorem. Zauważyłam mokre plamy na poduszce. Moje łzy. To aż tyle tego było? Nie mogłam zbytnio w to uwierzyć.
Czułam się jak na lekkim kacu po imprezie u Katie, ale nie to sprawiało, że byłam bardzo zmęczona. Udałam się piętro niżej gdzie zastałam swoich ochroniarzy.
- Dzień dobry, panno Smith. - rzekła Phoebe.
- Cześć, był dziś Han?
- Wyszedł pare minut temu.
Kiwnęłam głową na znak iż rozumiem.
- Możecie mi zrobić płatki z musli? Ja pójdę w tym czasie pod prysznic.
- Oczywiście. - odpowiedział Garett, po czym wstał ze skórzanej sofy.
Wróciłam się do swojego pokoju gdzie w nim były drzwi do łazienki. Myślałam, że ciepła woda mi coś pomoże, ale nic z tego. Ze względu na to iż dziś było chłodniej, założyłam łososiowy sweterek, brązowe do tego spodnie i różowa torebeczka na ramię. Do tego ciemne baleriny. Nie malowałam się, nie miałam ochoty.

Po szybkim śniadaniu postanowiłam się trochę zabawić i poprawić sobie humor. Dałam wolne swoim ochroniarzom. Upierali się, że muszą iść ze mną ze względu na moje bezpieczeństwo, ale wymyśliłam gadkę i odpuścili. Chciałam ten dzień spędzić sama, ponieważ musiałam się głęboko zastanowić. Owszem, kiedy dali mi szanse, że mogę się z tego wszystkiego wycofać, uparłam się aby zostać. Nie mam pojęcia czy w tamtej chwili, chciałam odstawić bohatera i zrobić coś dla kogoś oraz dla siebie, czy chciałam zmian w swojej monotonii. I jedno i drugie.
A teraz, mam wątpliwości.

Wyszłam z wysokiego budynku na ulice miasta. Skorzystałam z metra by dostać się do centrum miasta. Ze słuchawkami na uszach, zastanawiałam się cały czas nad tym czy dobrze robię. Post Malone i jego kawałek Circles wszedł jako kolejny kawałek na Playliście na moim telefonie. Patrzyłam przez okno pociągu z jaką szybkością mijają mi obrazy. Wysiadałam na Dworcu Centralnym by z tego miejsca udać się na aleje ze sklepami. Nie wiem ile ich odwiedziłam, ale miałam jakąś radochę z tego wszystkiego. Z resztą, wydawałam pieniądze Jumina, nie moje. Wszystkie moje torebki z zakupami mieli odebrać moi przyjaciele. Zrobiło się późne popołudnie więc postanowiłam wrócić już do domu i coś ugotować na obiad. Dzięki tym zakupom nabrałam lekkiej werwy. Ale moje myśli dalej krążyły w chmurach. Dalej nie potrafiłam określić się. Co mam zrobić?

Czekałam na swój pociąg gdy dziewczyna w wieku licealnym podbiegła do mnie i pociągnęła za kawałek swetra.
- Mogę prosić o autograf? Pani jest tym słynnym krytykiem. - wyciągnęła przede mnie brązowy notes wraz z długopisem. - Czytałam wszystkie pani recenzje, są cudowne. - Mówiła dalej gdy w tym czasie podpisywałam się jej.
- Eh, bardzo dziękuje. To miło słyszeć, że jednak wpływam na kogoś dzięki swojej pracy. - oddałam jej przyrządy.
- Och tak, jak najbardziej! A krążą plotki, że znalazła pani kogoś. - szepnęła do mnie blondynka o krótkich włosach, zasłaniając usta dłonią tak, aby tylko ja słyszała.
Na samą myśl zrobiłam się rumiana.
- Ale to nie prawda! Ja tylko...- nie wiedziałam co powiedzieć.
- Och! Pani Livia! Można autograf?! - kolejna kobieta o brązowych oczach mnie dopadła.
- Tak...oczywiście...- chciałam jej napisać, ale naraz zaraz pojawiły się tłumy.
- Ja również chce!
- To Livia!
- Gdzie?!
Zaczęłam się gubić w tym tłumie. Krzyki osób, blask fleszy mnie oślepiał, nie mogłam złapać tchu. Nie potrafiłam odnaleźć wyjścia. Zostałam przyciśnięta do muru przez fale fanów. Nie miałam pojęcia, że samo wyjście na miasto będzie miało takie konsekwencje.
- Ale proszę się... - żadne moje słowa nie ratowały mnie.

Moim oczom ukazały się czarne rękawiczki. Mnóstwo. I mnóstwo czarnych płaszczy.
- Proszę się odsunąć! Natychmiast!
- Do tyłu!
Jedne z dłoni mnie chwyciły i przyciągnęły me ciało to czyjegoś torsu. Spojrzałam ku górze. Jumin zdjął okulary przeciwsłoneczne.
- Już spokojnie, jestem. - rzekł.
Zdałam sobie sprawę, że dopiero teraz poczułam wdech w swoich płucach. Han wziął mnie na ręce, a ochroniarze zrobili nam tunel, dzięki któremu mogliśmy wyjść z metra na zewnątrz. Wsadził mnie do dużego czarnego BMW, którym zaparkowali na chodniku. Obok znaku drogowego, zakaz postoju. Po chwili Jumin znalazł się obok mnie i nakazał kierowcy ruszyć. Samochód tak też uczynił. W czasie tej jazdy panowała kompletna cisza. Nie odzywał się do mnie tylko pisał cały czas coś w telefonie. Jakbym nie istniała.

Na tą myśl zakuło mnie serce.
Dotarliśmy do podziemnego parkingu. Bałam się cokolwiek uczynić, ale wysiadłam z samochodu, po czym udałam się do windy. Jumin mnie dogonił. Z impetem wszedł do domu, zrzucił z siebie płaszcz oraz buty. Złapał się za szyje myśląc co dalej. Trzymałam się za ramiona myśląc co dalej?
- Jumin ja...
- Do swojego pokoju. - rzekł łagodnie, ale stanowczo. Zaskoczyły mnie jego słowa. Niczym do pięciolatki, która przewróciła szklankę z sokiem.
- Ale...
- Marsz kurwa do siebie! Czy nie wyrażam się jasno?! - każde jego słowo to był jeden krok ku mnie. W końcu patrzył swoimi szarymi oczami w moje, które były przerażające. - Bo inaczej zwiąże cię i zacznę bić pasem oraz wejdę w ciebie tak, że poleje się krew z twojej dziurki. Nie będzie przyjemności, będzie ból. - szepnął.

Kamienna twarz, to był mój priorytet. Nie odezwałam się słowem. Ruszyłam schodami na górę. Trzasnęłam drzwiami potem wybuchłam płaczem. Zauważyłam swoje zakupy. Już nie przynosiły mi radości, tylko złość i cierpienie. Zaczęłam nimi rzucać po pokoju, a torby rozrywać. Ale było mi mało. Zaczęłam pić alkohol wszelkiego rodzaju, które miałam na komodzie. Czysta wódka, wino, jasne i ciemne. Rzuciłam szklankami o ścianę.
To nie byłam ja.

Nie wiem ile upłynęło czasu zanim Jumin Han przyszedł do mnie do pokoju.
- Co ty... - zamilkł na widok spakowanych mych rzeczy.
- To co widzisz. Wyprowadzam się. - stałam do niego tyłem, więc nie widziałam jego miny, aczkolwiek sądząc po głosie, był zaskoczony.
- Nie możesz. Podpisałaś umowę.
- W dupie mam umowę. I ciebie z resztą też. - chwyciłam za rączki od walizek i wyszłam.
- Livia!

Nie zwracałam uwagi na jego głos. Szłam jak najszybciej to możliwe. Chciałam uciec i to było w końcu realne. Nacisnęłam guzik od windy czekając na nią i myśląc aby pojawiła się wreszcie.
- Livia! - Han szedł ku mnie w białej koszuli i czarnych spodniach. Wyglądał tak niewinnie, czarująco tak jak na początku.
- Nie! - obudziłam się spod jego uroku. Jedno słowo sprawiło, że się zatrzymał.
Zaczęłam płakać. Nie mam pojęcia czemu.
- Nie musisz się martwić. Wywiąże się z umowy. Znam zasady biznesu. Oczekuję, że otrzymam kluczyki do swojego samochodu.

Weszłam do środka i ostatnie co widziałam to jego szare oczy.

W podziemnym parkingu już czekali na mnie moi byli...ochroniarze. Kobieta dała mi kluczyki do mojego czerwonego samochodu. Nie potrafiłam nic rzec. Zacisnęłam wargi w jedną linię.
Dźwięk mojej bryki był mlekiem dla moich uszu. Wzięłam telefon w drugą rękę gdy puszczałam sprzęgło. Wybrałam numer na ekranie po czym czekałam aż usłyszę dźwięk, iż osoba po drugiej stronie odebrała.

- Katie, mam do ciebie sprawę.

***

Mystic Milioner || •Mystic Messenger•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz