7

495 22 4
                                    

Katie głośno się śmiała gdy skończyłam opowiadać jej, co wydarzyło się na zjeździe New Jork Book Legend. Upiłam łyk kawy ze swojego kubka siedząc na kanapie przed telewizorem. Owinięta pluszowym kocem w skórę geparda, blondynka próbowała się opanować.
- Serio, napisałaś coś takiego?! - kiwnęłam tylko głową. Byłam wtedy zbyt przerażona, zdenerwowana całą sytuacją i nie panowałam nad sobą, ale byłam również podniecona.
Nie miałam wyjścia i wysłałam gotowe wywiady do Margo. Pochwaliła mnie, jednak ja, czułam się okropnie. To nie była moja praca, tylko tego faceta, który jest samolubnym skurwysynem. Myśli, że może mi zabrać posadę. Właściwie, nie mam pojęcia o co mu chodzi, ale chcę się dowiedzieć. Przeszedł mnie dreszcz na samą myśl.

- Z jednej strony to straszne, że robi coś takiego, ale coś musi w tym być.
- Co masz na myśli? - zapytałam zaciekawiona przełączając kanał.
- No wiesz, facet ciągle ugania się za tobą. Przesyła drogie prezenty, a nawet jeździ. Po co by to robił, skoro ma na głowie ogromną firmę, która zarabia miliony?

Miała sporo racji. Dlatego niedługo się to zakończy. Wstałam i podeszłam do swojej torby, która leżała na blacie kuchennym. Wyjęłam teczkę gdzie znalazłam wizytówkę z jego adresem. Numer telefonu na bank nie był jego, ale warto spróbować.
- Co ty robisz? - machnęłam ręką by była cicho w momencie, gdy już miałam telefon przy uchu. Ten telefon.
- C&R International Company, w czym mogę pomóc? - odezwała się kobieta o delikatnym głosie. Zaskoczyła mnie, że tak szybko odebrała.
- Dzień dobry? Nazywam się Livia Smith z prasy Bookstore. Czy jest możliwość spotkania się z panem Juminem Hanem jak najszybciej? Zależy mi na czasie.
- Proszę chwilkę poczekać. - nastała cisza. Zapewne sprawdzała w komputerze czy w terminarzu jest wolne miejsce. Katie zaczęła wymachiwać dłońmi w geście " Co ty wyprawiasz!?", ale i tak ją olałam.
- 5 października. Odpowiada pani? - co? To dopiero za dwa miesiące. Nie poproszę szefowej, to by było głupie. W tym czasie, może mnie napaść, zabić i nie wiadomo co jeszcze! Czemu ja tak krzyczę w umyśle?! Jak zawsze, niby opanowana.
- W porządku jednak gdyby zwolniło się miejsce wcześniej, proszę dzwonić pod ten numer.
- Dobrze, dziękuje. - rozłączyła się szybko. A niech mnie. Te dziewczyny to jednak suki. Westchnęłam ciężko.
Odwróciłam się do niej, a ona patrzyła na mnie wzrokiem mordercy.
- No co?
- Czy ty zdajesz sobie sprawę, co ty robisz?
- Tak? Zakończę tą zabawę. - wzruszyłam ramionami.
- Nie. Wręcz przeciwnie. Idziesz mu na rękę. - wstała zrzucając z siebie koc i skierowała się ku lodówce z czego wyjęła waniliowe lody Grycana.
Zignorowałam jej zdanie. Uważam, że postępuje słusznie, chociaż jestem uparta i może się mylę, ale wiem że nie w tej kwestii.
Sięgnęłam palcem by liznąć trochę lodów, ale ona zabrała pudełeczko.
- Za karę nie jesz. - rzekła wkładając sobie łyżkę do ust. Przewróciłam oczami gdy wróciła na kanapę przed telewizor.
Nagle, telefon podświetlił się tuż obok mojego łokcia. Ekran ukazał wiadomość od Mystica.

Godzina 18 w moim biurze.

***

Nie wiedziałam czego się spodziewać, chociaż miałam w głowie plan idealny. Wchodzę, powiem co mam powiedzieć i wychodzę. Nawet nie chcę znać jego odpowiedzi. Nie muszę. Parkuje, o dziwo tam, gdzie wcześniej. Równolegle do ulicy, między dwoma innymi samochodami. Szybko obiegłam pojazd by znaleźć się na chodniku. Ponownie staje przed wysokim ze szkła wieżowcem oświetlonym przez słońce. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam. Windą na ostanie piętro, gdzie czekały na mnie te same kobiety-cyborgi. Z tą samą procedurą co ostatnio lecz tym razem wiedziałam co i jak. Zdjęłam płaszcz, który wzięła blondynka.
- Pan Han czeka. - rzekła ta brunetka w okularach Jaehee Kang. Szła szybszym krokiem niż ja do gabinetu mężczyzny, który wiedział iż jestem, zanim wyszłam z samochodu. Otworzyła dla mnie drzwi gdzie bez żadnego ale, weszłam do środka. Stanowcza i pewna siebie. Kiedy usłyszałam dźwięk zamknięcia wiedziałam, że mogę działać. Powolnym krokiem zbliżyłam się do niego. Zaś on, siedział spokojnie za biurkiem gdzie na blacie oparte były łokcie, a na dłoniach jego podbródek. Jego wzrok jak i wtedy, rozbierał mnie przez ubrania aż do środka mojego ciała. Ta myśl sprawiła, że lekko się zawstydziłam. Zadowolony z tego co osiągnął, zdradzał uśmieszek ukryty w kącikach ust.

- Witam, panie Han. Cieszę się, że udało się panu znaleźć dla mnie czas.
- Dla pani...
- Chociaż zapewne odwołał pan nie jedno spotkanie oraz w tej chwili, traci pan jakieś 14 milionów dolarów, ale dla pana to nie kłopot. - dzięki ci Google sensei. Zatkało go tylko na chwilę. Uniósł brwi czyli był lekko w szoku.
- Bez żadnych szczegółów, przejdźmy do tematu. - podeszłam bliżej gdzie odbijało się echem stukot moich obcasów. Kocham te buty.
Przed nim położyłam walizkę, która wydawać się mogła iż zawiera pieniądze, ale nie. Dzięki Katie i jej talentowi manualnemu ta walizeczka na kosmetyki stała się bardzo cenna. Wypełniona czarną gąbką, a w środku telefon, który dostałam od niego. Spojrzał na mnie z nadzieją, że wytłumaczę o co mi chodzi.

- Z początku nie miałam pojęcia kto to może być, ale to też było zbyt łatwe. Szczególnie po tym jak pan przyjechał na zlot. Nie mam pojęcia, ale zapewne przyniosło ci to dużo frajdy. Jednak ja podziękuje. Nie mam zamiaru bawić się w stalkera. Jeśli to jest pana sposób na zdobywanie znajomości. - lekko się zaśmiałam na ostanie słowo. - To życzę powodzenia na przyszłość w czymkolwiek. Zabrał mi pan najważniejsze rzeczy w mojej pracy. - powiedziałam z naciskiem na słowo mojej. - Myśląc iż pan mi ułatwi. Błąd. Jest pan bezczelny! Nie tego się spodziewałam po biznesmenie w wieku 27 lat!

Zamknęłam walizkę, zostawiając z zawartością. Nie potrzebuję dłużej tego telefonu. To wszystko miało kontekst seksualny! Ten drań chciał mnie wykorzystać, ale ja się kurna nie dam. Szybko się zaczęło i szybko się skończyło. Tak będzie najlepiej. Nie mam zamiaru nawet oglądać się za sobą. Wyjęłam z kieszeni czarnych spodni mój stary telefon by sprawdzić, która godzina gdy zatrzymał mnie swoim głosem, ale najpierw wstał ze swojego fotelu na kółkach.

- Panno Smith! Chwila! - nie miałam wyjścia. Musiałam się obrócić. Wymagała tego kultura. Stanęłam dumnie pokazując klatkę, czyli cycki, stając przy rączce w kształcie rurki do tańczenia od pancernych drzwi wyjściowych. Nigdy nie zwróciłam szczególnej uwagi na to, jak wysoki jest. Na jego strukturę ciała godną mężczyzny. Na pewno ćwiczył. Miał ręce w kieszeniach od spodni, lecz wyjął je i zaczął się bawić mankietami od garnituru. Dalej z tym swoim uśmieszkiem, serio doprowadzał mnie do szału. Tym razem jego kostki od butów wydawały dźwięk od błyszczącej podłogi w plan szachownicy.
- Po pierwsze, przejdźmy na ty. Jumin Han, ale mów mi Han. - podał mi dłoń, którą niepewnie ujęłam. Była delikatna i chłodna, ale przynosiła zastrzyk energii na zmęczenie. - Po drugie, nie. Nie mam zamiaru też bawić się w stalkera, ale najwidoczniej nie wyszło. - podał mi teczkę, która w nie wiem jaki sposób znalazła się przy nim i podał mi ją, nie odrywając ode mnie wzroku. - Przyda ci się on jeszcze. - szepnął. Czułam jak brakuje mi tlenu, a serce wali nie tym rytmem, co powinno. Stałam między ścianą, a nim. Szlag by to. Blisko. Za blisko. - Ale zaimponowała mi Pani. To znaczy...
- Livia. - rzekłam stanowczo.
- Livio, zacznijmy od początku. Zaprosisz się na kawę?

Mój wzrok mówił sam za siebie w jakim szoku byłam, a w głowie miałam jeden wielki krzyk.
Ten dźwięk, dobrze, że nie przeszedł przez moje usta. Katie, miałaś rację. W co ja się wpakowałam?

***

Mystic Milioner || •Mystic Messenger•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz