Rozdział 8.

7.2K 462 58
                                        

  Hermiona patrzyła w szoku na zmieniającego się wilkołaka, wreszcie krzycząc przeraźliwie wstała ze swojego miejsca i zaczęła uciekać w jakimkolwiek kierunku. Nie obchodziło ją gdzie biegnie, byleby być jak najdalej od wilka. 

  Nie mogła uwierzyć, że wilkołaki przyjmują formę wilków, a nie hybryd tak jak profesor Lupin. Kiedy usłyszała przeciągłe wycie, wiedziała że pościg się zaczął i nic teraz jej nie uchroni przed wściekłym wilkiem. Jej wizje zamazywały łzy, które nie chciały przestać cieknąć z jej oczu. 

  Nie wiedziała gdzie może się ukryć, rozglądała się gwałtownie we wszystkie strony, słyszała burzliwie bicie swojego serca i głośny oddech, nie mogła się uspokoić. Miała świadomość, że powinna zacząć myśleć racjonalnie, ale nie była w stanie, wszystko co było w jej głowie to znalezienie sposobu na ucieczkę. Nagle usłyszałą za sobą głośne dudnienie łap, wiedziała że Fenrir specjalnie biegnie głośno, aby mieć dłuższą zabawę, cicho szlochając pobiegła przed siebie. Nie wiedziała co może zrobić, jedyne co przyszło jej do głowy to bieg i nic więcej. 

  Stanęła z przerażeniem, kiedy tuż przed nią pojawiło się wielkie jezioro, które pamiętała z trzeciego roku, gdy Harry i Syriusz prawie tu umarli. Jej głowa latała we wszystkie strony studiując otoczenie, jednak nie znalazła nic co mogłoby jej pomóc w tej sytuacji. Jednak po kilku sekundach jej oczy wylądowały na wysokim drzewie nieopodal. Gałęzie były idealnie ułożone do wspinaczki, więc Hermiona bez dłuższego zastanawiania się podbiegła do niego i zaczęła się wspinać. Kiedy usiadła na najwyższej gałęzi na jaką mogła się wspiąć, natychmiast poczuła przeszywający ból w nodze. Patrząc w dół jej oczom ukazał się ogromny szary wilk, jego sierść lśniła w świetle jakie przebijało się przez gęste liście, rozejrzał się z uwagą i nagle spojrzał w górę prosto na nią, ukazał jej swoje zęby w wilczym grymasie, który musiał być uśmiechem. Stał w bezruchu kilka sekund, jedynie wpatrując się w jej postać na drzewie, aż w końcu zmienił się z powrotem w człowieka z szerokim uśmiechem na twarzy.

  - Chodź do mnie, owieczko. - jego głos był wręcz śpiewny. - Nie każ mi tam po siebie wchodzić. Skończysz gorzej jeżeli mnie nie posłuchasz.

  Hermiona pokręciła przecząco głową i mocniej przytuliła się do konara, nie chciała być blisko szalonego wilka, który miał zamiar ją ugryźć. Zamknęła szczelnie oczy, jej serce pełne adrenaliny biło jak szalone, noga rwała w miejscu zranienia, a głowa bolała tam gdzie włosy były ciągnięte przez Fenrira. Ignorowała wszelkie dźwięki wokół siebie, wypierała z umysłu to gdzie była i z kim, chciała po prostu zniknąć, znowu być w bezpiecznym zaciszu Hogwartu, w swojej kochanej bibliotece, przy pani Pince, która witała ją za każdym razem z małym uśmiechem. 

  Kiedy poczuła rękę Fenrira na swojej kostce pisnęła cicho, jednak nie uchroniło jej to przed ześlizgnięciem z gałęzi. Czekała na twarde lądowanie na ziemi zapełnionej twardymi kamieniami i ostrymi gałęziami, jednak zamiast tego poczuła mocne ramiona wokół siebie. Powoli otworzyła oczy i zobaczyła rozbawione tęczówki Fenrira, który szczerzył na nią swoje ostre kły.

  - Nie możemy pozwolić, żebyś była zbyt poturbowana. Co by nauczyciele pomyśleli, hmmm? - mruknął kładąc ją na ziemi i pochylając się nad nią.

  Zaczęła się szarpać pod wielkim ciałem mężczyzny, uderzała go dłońmi w ramiona i twarz, jednak to wywołało jedynie jego szerszy uśmiech. Łzy frustracji pojawiły się w jej oczach, gdy jej ręce zostały unieruchomione nad głową. Fenrir pochylił się nad jej biodrem i zanim wbił ostre kły w jej miękkie ciało zawarczał cicho. 

  Jej ciało rozerwał przeszywający ból, ugryzienia nie czuła jedynie w biodrze, a w każdej możliwej komórce jaką w sobie miała. Czuła się jakby ktoś wlał w jej ciało kwas. Szarpała się, krzyczała, ale nic to nie dawało, nad sobą usłyszała cichy śmiech Greybacka, który widocznie zadowolony obserwował swoje dzieło. 

  Nie wiedziała ile leżała krzycząc z bólu, ale nie zemdlała ani razu, chociaż tak bardzo się o to modliła. Ból w końcu ustał, czuła się jakby minęły godziny, kiedy jednak otworzyła oczy księżyc był w tym samym miejscu co poprzednio, a Fenrir nadal się nad nią pochylał z zadowolonym uśmieszkiem na twarzy.

  - Myślisz, że ta kara jest odpowiednia? - zapytał Fenrir szeptem, pochylając się do jej ucha. - Czy może coś gorszego powinnaś dostać?

  - Dlaczego ja? - zapytała słabym szeptem, jej oczy były pełne nie wylanych łez. - Przecież są jeszcze...

  - Wiem. - przerwał jej Fenrir wstając z ziemi i łapiąc za jej włosy tuż przy głowie, aby zadać więcej bólu. - Ale to nie oni byli głową całego planu, prawda? Nieee, oni są na to za głupi. Ty wszystko wymyślałaś, ślepo wierząc w każde słowo Dumbledore'a. To ty dolałaś do kufla Harry'ego ten eliksir miłosny, ponieważ tamta dwójka była na to za głupia. Nie potrafili nawet ukryć swojego zdenerwowania, a co dopiero sami załatwić tak prostą sprawę. - w każdym słowie było słychać wściekłość Fenrira. - Wiem, że to by nie zadziałało, Harry o tym wie i również ty. Dlatego tu teraz jesteś, ty mała kurwo. To wszystko były twoje pierdolone plany, które cię tu doprowadziły. Bo nie umiesz postawić się jakiemuś staruchowi, który myśli, że wie co jest lepsze dla każdego pierdolonego człowieka na tym jebanym świecie. Dlatego twoja chuda dupa wylądowała w tym bagnie, bo kurwa nie umiesz odjebać się od czyichś spraw, kiedy jest jebana szansa. 

  Kiedy Fenrir skończył rzucił jej prawie bezwładnym ciałem o ziemię, ponownie zmienił się w wilka i łapiąc Hermione za jej kark, jakby była szczeniakiem zaczął nieść w stronę wyjścia z lasu. Dziewczyna nic nie powiedziała, pozwoliła, aby Fenrir taszczył ją przez las, jej umysł przetwarzał to co powiedział Greyback i zdała sobie sprawę, że miał rację. To wszystko jej wina, ale za późno już na jakiekolwiek poczucia winy, teraz musi ponieść konsekwencje swoich czynów. Nagle wilk się zatrzymał, Hermiona spojrzała w górę i zobaczyła, że znajdują się niedaleko Wierzby Bijącej, która wydawała ciche skrzypiące dźwięki. Greyback puścił jej kark i zmienił się w człowieka, spojrzał na nią z pogardą.

  - Spadaj do szkoły. - warknął na nią rozkazującym głosem, dziewczyna natychmiast się mu podporządkowała wstając i kuśtykając w stronę budynku. - Powiedz, że chodziłaś niedaleko Wrzeszczącej Chaty i przez przypadek wywróciłaś się rozcinając nogę o kamień. Nikogo nie było w pobliżu, więc sama zaczęłaś iść do szkoły, ale zemdlałaś w drodze. Rozumiesz?

  Dziewczyna pokiwała głową bez słowa i kontynuowała swoją drogę do Hogwartu, w głowie miała teraz pustkę. Kiedy adrenalina opuściła jej ciało, natychmiast stała się otępiała na wszelkie bodźce, jej oczy były puste, twarz miała bladą przez upływ krwi z jej łydki. Nagle z jej letargu wyrwał ją czyjś krzyk, ktoś wołał jej imię, uniosła lekko głowę i zobaczyła profesor McGonagall biegnącą w jej stronę.

  - Co ci się stało, Hermiono? - zapytała z przejęciem łapiąc ją delikatnie za ramiona. - Gdzie się podziewałaś?

  - Chciałam pobyć chwile sama, przemyśleć kilka spraw, więc postanowiła udać się na miejsce niedaleko Wrzeszczącej Chaty. Niestety poślizgnęłam się i spadłam, na szczęście z niewielkiej wysokości, jedynie kamień rozciął mi nogę. Nikogo nie było w pobliżu, więc postanowiłam iść sama, w drodze zemdlałam, ale kiedy się tylko obudziłam zaczęłam ponownie iść w kierunku szkoły. - jej głos był monotonny, ale McGonagall zrzuciła winę na szok z powodu utraty dużej ilości krwi.

  Wzięła dziewczynę pod swoje ramię i pokierowała ją do zamku, gdzie natychmiast została zaprowadzona do pani Pomfrey, która kiedy zobaczyła dziewczynę załamała ręce na jej stan i zaczęła biegać wokół niej przynosząc jej różnego rodzaju eliksiry. Dziewczyna nie zwracała zbytnio na to uwagi, jej umysł był zupełnie pusty, nic nie czuła, ani bólu, ani smutku, po prostu była. Starsze czarownice obserwowały ją z uwagą, ale brak reakcji zrzuciły na kiepski stan zdrowia dziewczyny, pielęgniarka podała Hermionie piżamę i kazała jej się przebrać. Ta skinęła głową i poczekała, aż dwie kobiety znikną za zasłonami wokół łóżka. Zaczęła się rozbierać, spojrzała w dół na swoje biodro, gdzie powinno być ugryzienie i rzeczywiście było tam, jednak już zabliźnione, prawie niewidoczne. Hermiona poczuła jak jej serce rośnie ze strachu, nie wiedziała co ma zrobić, kiedy nastąpi pełnia. Po chwili zastanowienia postanowiła iść do biblioteki, gdy tylko pozwolą jej wyjść ze skrzydła szpitalnego. Kiedy była już ubrana położyła się do łóżka i jednym tchem wypiła eliksir Bezsennego Snu, który pani Pomfrey zostawiła na szafce.

Only youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz