Rozdział 4

3.2K 197 138
                                    

*POV Julie*

Obudziłam się mając głowę na ramieniu Bena. W ręcę nadal trzymałam konsolę po wczorajszym graniu. Spojrzałam na mojego towarzysza, który siedział oparty o łóżko i spał. Spojrzałam na zegarek. Jest godzina 8:43.

- Dzisiaj jest... O cholera jasna! - krzyknęłam i wstałam jak oparzona.

Szybko zaczęłam pakować plecak do szkoły. Nie spodziewanie obudził się Ben.

- Co ty robisz? - zapytał się mnie przeciągając się.

- Pakuje się do szkoły, bo nie zrobiłam tego wczoraj, a co gorsze to zaspałam! - krzyknęłam.

- Kobieto spokojnie. Nie spóźnisz się.

Miałam ochotę zrobić facepalm, ale się powstrzymałam.

- Ja już jestem spóźniona, Ben.

- No to słabo.

- Dla mnie na pewno - powiedziałam zakładając plecak na plecy.

- Dlaczego idziesz w ubraniach z wczoraj? - zapytał się mnie ze znakiem zapytania na twarzy.

- Bo nie mam czasu się przebrać - odpowiedziałam - zadajesz głupie pytania.

- Wiem - powiedział zamykając oczy i spuszczając głowę.

Może to go zachęci do życia... Pomyślałam. Na moją twarz prawdopodobnie wkradł się lekki rumieniec. Podeszłam do Bena i... Pocałowałam go w policzek (( ͡° ͜ʖ ͡° )Oł, ju tacz mi...). Potem szybko wyszłam z pokoju i gdy zamknęłam drzwi oparłam się o nie. Uśmiechnęłam się lekko i pędem wyszłam z domu. Szkoła...

*POV Ben*

- Za co t... - nie dokończyłem bo szybko wyszła z pokoju.

Siedziałem w bez ruchu przez jakiś czas. Nawet nie wiem czy oddychałem, po prostu zatkało mnie. Lekko się zarumieniłem i wstałem z podłogi. Podeszłem do biurka i położyłem na nim konsolę.

- No widzę że gorąco było.

- Hej Jeff - odwróciłem się do niego - proszę cię, to są tylko gry walające się po całym pokoju - powiedziałem - mogę wiedzieć co ty tu robisz?

- Slenderman się o ciebie martwi - powiedział i zaczął się śmiać.

- Ta jasne - przeciągając się - z czego się tak śmiejesz?

- Hmmm, no tak jakby... Masz coś lekko różowego na policzku. I to nie wyglądają jak rumieńce. Pomimo tego że je masz.

- C-co? - zapytałem się lekko zawstydzony.

- Widzisz to lustro na szafie? Odwróć się tak żebyś widział swój prawy policzek - powiedział ruszając specyficznie brwiami.

- Cholera - powiedziałem ręką zasłaniając prawy policzek - i jak ja mam się z tym pokazać?

- No nie wiem, idź to zmyj? To jest tylko różowa szminka, ona się szybko zmywa.

- A skąd to wiesz?

- Nie chcesz wiedzieć co Sally wczoraj ze mnie zrobiła.

- Mogę się tylko domyślić.

- Taa - powiedział drapiąc się po karku - Chodź do willi. Za mało w niej przebywasz, wogóle kiedy ostatni raz się ktoś przez ciebie zabił? Zaraz w telewizji lub w gazetach będą mówić lub pisać że umarłeś.

- Spokojnie. Jak wrócę, to wrócę i to w wielkim stylu.

*POV Julie*

Siedziałam w sali lekcyjnej i patrzyłam na krople deszczu spływające po szybie. No niestety padał deszcz. Fajne lato. W myślach jestem wściekła na nauczycielkę od matmy że właśnie w tej chwili, kiedy za tydzień jest koniec roku szkolnego ona musi nam robić lekcje z książkami zamiast czas wolny. To jest chore. No, ale cóż każdy nauczyciel jest inny i cóż na to poradzić. Moje zamyślenie przerwał ten piękny dźwięk. Dzwonek. Pędem wyszłam z klasy i zaczęłam się kierować w stronę szatni. Zanim zdążyłam zejść po schodach poczułam że ktoś łapie mnie za nadgarstek.

- Patrick? Co się stało? - zapytałam się go zaniepokojona widząc go smutnego. To nie jest do niego podobne.

- Mógłbym cię odprowadzić do domu? Chciałbym z tobą porozmawiać... - powiedział smutnym głosem.

- Tak, jasne. To chodź do szatni po rzeczy i możemy iść.

~*~

- No to jesteśmy już pod moim domem. Dziękuję że mnie odprowadziłeś - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego. Jednak nie wiem czy to widział bo miał spuszczoną głowę i ledwo co trzymał parasol.

- Ja już n-nie mogę - powiedział cicho.

- Słucham? - zapytałam się go nie do końca rozumiejąc o co mu chodzi.

- Nie wytrzymam już! - krzyknął upuszczając parasol i przytulając się do mnie (za dużo Code Geass :')).

Byłam totalnie zaskoczona jego zachowaniem. Zawsze był uśmiechnięty, pozytywnie nastawiony do życia taki typowy optymista, a teraz? Smutny, przygbębiony nie wiem czym.

- Ja j-już nie mogę - powiedział zapłakany ciągle przytulając się do mnie.

- Czego nie możesz? - zapytałam się go nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi.

- Tęsknić za nią - powiedział i się już totalnie rozpłakał.

Czy to znaczy że...

- Patrick, czy ty...?

- Tak. Ja j-ją kocham i ja już nie wytrzymam dłużej tego rozstania... Po prostu... Brakuje mi jej. Ja wiem że to dopiero jeden dzień, ale...

- Rozumiem Patrick...

Chłopak zaczął bardzo głośno szlochać. Odwzajemniłam jego uścisk. Dosłownie wtuliłam się w niego na chwilę zamykając oczy. Po chwili je otworzyłam mówiąc:

- Nie martw się Patrick, będzie dobrze. Zobaczysz się z nią niedługo. Objecuję.

Friends? It's just a word... / Ben Drowned (Love Story)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz