Rozdział 11

2.4K 156 53
                                    

Siedziałam w salonie i oglądałam tv. Mama gdzieś wyszła i od dłuższego czasu jej nie ma. W sumie nawet to i fajnie.

Wspominałam cały czas wczorajszy wieczór. Był no... Cudownie. Za każdym razem jak to wspominam to krzyczę na cały dom ,,KAWAII!!!" i z rękami na policzkach padam na stos (chciałam napisać sztos XD) poduszek koło mnie. Na przykład teraz. Leżę sobie na tych poduszkach z uśmiechem na twarzy.

Dzwonek.

Usiadłam i zaczęłam się zastanawiać kto zadzwonił do drzwi. Nikt mi nie przychodził na myśl. Wstałam i poszłam otworzyć drzwi. Kiedy je otworzyłam, to od razu miałam szok.

- Angie?! Co ty tu robisz?! Co to za święto?! - krzyknęłam po czym się na nią rzuciłam.

- Dobra, spokojnie. Nie uduś mnie - powiedziała śmiejąc się lekko i przytulając mnie.

- Z dwa lata się nie widziałyśmy - powiedziałam przestając się do niej przytulać i wchodząc z nią do środka.

- Dwa? Te studia tak mi czas zabrały że nawet nie wiem kiedy dwa lata minęły... - powiedziała ściągając buty i zostawiając resztę swoich rzeczy w holu.

- Studia? Już? O ile lat ty jesteś ode mnie starsza?!

- O 6 lat kretynko.

- Dzięki idiotko - powiedziałam wchodząc do kuchni - napijesz się czegoś?

- Ty już wiesz co ja chcę - powiedziała siadając na krześle przy blacie.

- Mocna kawa ehh. Standard - powiedziałam wstawiając wodę na kawę - dlaczego tu przyjechałaś?

- Mama mnie o to prosiła. Tym bardziej dzisiaj jest rocznica śmierci ojca. Zostaję tu do jutra.

- To dzisiaj? Wow. Straciłam rachubę czasu - powiedziałam zalewając kubek wodą.

- Ale ty szybka jesteś ci powiem. Tak, to dzisiaj...

Podałam jej kubek z kawą i usiadłam koło niej.

- Dlaczego zostajesz tu do jutra? - zapytałam się jej.

- Bo mieszkam ok.200 kilometrów stąd. Nie wiedziałaś o tym?

- Nie - odparłam - od jakiegoś czasu nie żyję rzeczywistością.

- Ja już wiem dlaczego! - powiedziała zadowolona - ktoś ma na to wpływ. I TO WIELKI - zaśmiała się.

- Nie! - krzyknęłam - to tylko gry!

- Taaa, jasneee. Tylko gry.

- Oj cicho siedź. Nie znasz się i tyle - odparłam przygryzając wargę.

- Ej ej ej, ty tak lepiej nie rób - zaczęła - źle to się dla ciebie skończy w towarzystwie chłopaka.

- Co?! - krzyknęłam - skąd ty o tym niby wiesz?! Spec od miłości?!

- Lepszy niż ty!

- No i co z tego!

- Dziewczyny zamknijcie już się - powiedziała mama wchodząc do domu.

- Huh? Mamo gdzie ty byłaś? Miałaś być w pracy... - powiedziałam.

- Na cmentarzu byłam. Hej Angie... - przywitała się cicho i poszła do siebie.

- Eh - westchnęłam chowając twarz w dłoniach - teraz przez tydzień nie będzie chodziła do pracy i tak cicho się witała... Już parę dni temu zaczęła to przeżywać, pomagając sobie winem.

- Wiesz jaka ona jest - zaczęła Angie - od śmierci ojca jest taka. Przeżywa to, bo w końcu ojciec był dla niej jedną z najważniejszych osób w życiu. Ty nic nie pamiętasz z tego wypadku, bo mała byłaś. Ale w szpitalu to sobie poleżałaś z tydzień.

- No fakt, nic nie pamiętam - zaśmiałam się - nawet to i dobrze. Przynajmniej nie mam traumatycznych przeżyć do dzisiaj.

- O to chodzi - powiedziała dopijając swoją kawę - a teraz idę do swojego starego pokoju - powiedziała wstając i dosłownie pobiegła do pokoju.

Uśmiechnęłam się lekko i wyciągnęłam telefon z kieszeni bluzy. Odblokowałam go i spojrzałam na zdjęcie które mam ustawione na tapecie. Uśmiechnęłam się i zablokowałam z powrotem telefon. Położyłam go na blacie po czym wstałam i poszłam do mamy...

Tato, wróć do nas...

Friends? It's just a word... / Ben Drowned (Love Story)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz