Rozdział 20

1.8K 111 113
                                    

- Dobranoc mamo! - krzyknęłam zamykając drzwi od pokoju.

Nie mam bladego pojęcia jak ja chcę tego cośka zabić, ale wiem, że będę musiała to zrobić. Gdyby zobaczenie i złapanie go było proste, to go już dawno by nie było...

~*~

Obudziłam się w środku nocy, słysząc dziwne śmiechy pod moim domem. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna żeby sprawdzić co się dzieje. Zobaczyłam jakiegoś typa co rozlewa coś na drzwiach, trochę na ścianach, i przy długości całego domu. Nie mam pojęcia co to mogło być. Po chwili odłożył karton z dziwnym płynem i z kieszeni spodni wyciągną małe srebrne coś, ale nie mogłam zauważyć co.

- Eh... - westchnęłam po czym wróciłam do łóżka - czy ten typ jest nienormalny? Jest 2:53, a on bawi się w ogrodnika, ale dom to nie kwiatek, więc nie wiem po co on dom podlewa.

Kiedy spojrzałam się w stronę okna zobaczyłam dym. Szybko wstałam z łóżka i podbiegał do okna żeby je otworzyć, ale to był zły pomysł. Dym zaczął wlatywać do środka, przez co prawie nic nie widziałam. Zobaczyłam jednak jak pomarańczowe coś zbliża się do mojego okna.

Upadłam na ziemię kaszląc przy tym tak bardzo, że myślałam że płuca zaraz wypluje. Leżałam tak w bez ruchu tylko kaszląc. Nie wiedziałam co robić.

- J-Julie, wszystko ok!? - krzyknął Ben wchodząc do mojego pokoju przez kompa.

Kiwnęła tylko głową że „nie". Ben wziął mnie na ręce i wyskoczył na zewnątrz, przez otwarte okno. Ostrożnie wylądował ze mną na ziemi, na której mnie po chwili postawił. Złapał za rękę i zaczął ze mną biec w stronę lasu.

Ten dziwny typ zauważył nas i zaczął nas gonić. Spojrzałam się w jego stronę i zatrzymałam czas żeby on, nie mógł się nigdzie ruszyć przez jakiś czas.

Biegłam tam z Benem przez dłuższy czas w tym lesie.

- N-nie mogę już - powiedziałam, puszczając jego rękę i lądując na ziemi.

Ben zatrzymał się i odwrócił w moją stronę.

- Wszystko w porządku? - zapytał się mnie, podchodząc i siadając na przeciwko mnie.

- Ben, nic nie jest w porządku... - zaczęłam - zostawiłam mamę samą w płonącym domu... Nie mam gdzie już wrócić skoro ona nie żyje, rozumiesz!? Pomimo tego że mi tyle przykrości sprawiła, to nie mam tutaj już nikogo z rodziny! Angie mieszka za daleko, bym mogła z nią mieszkać, tym bardziej nie będę tam mieszkać, bo my się chyba pozabijamy...

Ben przytulił mnie mocno do siebie.

- Nie odwrócisz tego co się stało. Twoja mama nie żyje Julie, przykro mi... - powiedział.

Przytuliłam się do niego i zaczęłam płakać. Że to w tak dziwnych okolicznościach, musi ginąć ktoś kto niczym nie zawinił.

- T-to moja w-wina... J-ja powinnam z-zginąć nie ona... - powiedziałam.

- Dobrze że żyjesz. I masz żyć jak najdłużej, bo nie wiem co sobie zrobię jak zastanę cię kiedyś martwą, albo dowiem się o twojej śmierci. Kocham cię, i nie gadaj mi więcej takich rzeczy. Co do zamieszkania, to zamieszkasz w rezydencji. Jestem pewien że się na to zgodzi.

Spojrzałam na niego i się lekko uśmiechnęłam.

- A g-gdzie mam s-spać?

- Jak to gdzie? Oczywiście że u mnie. Spokojnie, nie zgwałcę cię w nocy - powiedział, po czym się zaśmiał.

Kretyn... Ale i tak go kocham uwu

Friends? It's just a word... / Ben Drowned (Love Story)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz