Rozdział 17

1.9K 133 63
                                    

Siedziałam sobie pod drzewem i patrzałam się w ziemię. Przytulałam się do swoich nóg i myślałam, czy wrócić do domu, czy też nie. Matka od śmierci ojca czasami jest wkurzona do tego stopnia, a jak chciałam iść z nią do psychologa, to powiedziała że nic to nie da. No właśnie, dużo da. Może przestanie w końcu być agresywna i da sobie pomóc, a nie to co wczoraj! Tak dokładnie, wczoraj. Mamy godzinę 01:26, a wyszłam z domu o godzinie 20:52. Jestem ciekawa czy ona teraz pije, czy śpi i ma mnie gdzieś, czy się martwi. Kto wie...

~*~

- Julie, wstawaj - powiedział ktoś do mnie szturchając mnie za ramię.

Otworzyłam zmęczona oczy żeby zobaczyć kto, to jest.

- Toby? Co ty tu robisz? - patrzyłam na niego lekko zdziwiona.

- Raczej, co ty tutaj robisz? Nie masz co robić o 2 w nocy? Wyglądasz conajmniej jak menel.

- Aha, dziękuję! - odparłam trochę na niego zdenerwowana - aż taka brzydka jestem?

- Ja nie oceniam ludzi po wyglądzie - powiedział, po czym podniósł ręce w geście obronnym - chodź, zaprowadzę cię do domu.

- Sama dam radę, spokojnie - wstałam z ziemi trzymając się drzewa. Po chwili poszłam przed siebie, lecz sekundę później zachwiałam się i gdyby nie Toby, to bym leżała jak taki placek na ziemi.

- Taa, napewno dasz sobie radę - powiedział po czym wziął mnie na ręce - jak oferuję ci pomoc to ją przyjmij, a nie takie coś odstawiasz. Przed chwilą naprawdę zachowałaś się jak menel, czy ty czegoś nie piłaś?

- A czuć żebym piła? - zapytałam się go poddenerwowana - zmęczona jestem i tyle.

- Jasne, rozumiem. Ale, nie musisz tak agresywnie. Dobra, nie będę przedłużał, tylko zaprowadzę cię do domu, bo zaraz Ben wyleci z zazdrością i będzie po moim żywocie.

- To Ben jeszcze nie śpi? - zapytałam gofro-żerce.

- On i spanie o tej godzinie? Oczywiście, że nie. On jak zwykle gra kolejną rundę w CS'a czy inne gówno.

- Aha, rozumiem.

Szedł dalej niosąc mnie, a ja byłam do niego mocno przytulona. Jak na lato było zimno nocą, a Toby był taki ciepły...

*Następnego dnia*

Siedziałam w salonie i oglądałam jakieś nudne seriale w telewizji. Mama w pracy, więc jakiś plus... Mam wyrzuty sumieniaa! Tak, dokładnie. Muszę ją przerosić, bo to przeze mnie tak wybuchła... (nie dosłownie).

- Jak ja chce iść na zakupy - powiedziałam i głośno westchnęłam - ale nie mam z kim. Nikt mnie nie kocha T^T

- Hejoo - powiedziała ktoś wchodząc do salonu.

Wstałam z sofy i spojrzałam kto to.

- Benny!! - krzyknęłam i przytuliłam się do niego.

- Nie narzekaj mi tu więcej że nikt cię nie kocha, rozumiesz?

- Tak, jejciu spokojnie... Tym bardziej, że ty pewnie nie poszedłbyś ze mną na zakupy...

- Zależy jakie. No wiesz, do sklepu z elektroniką to bym poszedł...

- Nie o takie sklepy mi chodzi. Takie z ubraniami.

- A to nigdzie nie idę. Z willi tylko Jane i Clock, czasami chodzą do owych sklepów, więc będziesz mogła się z nimi wybrać... Chyba.

- Chyba!? Ja tu umieram z nudów! W tym domu nie ma co robić, a przyjaciół już nie mam...

Ben przytulił mnie do siebie mocno i miział mnie po plecach.

- Ehh... - westchnął - No dobrze... pójdę z tobą, ale tylko ten raz.

- Serio?! Jejciu dziękuję cii!

No, to już widzę jak za mną lata.

Friends? It's just a word... / Ben Drowned (Love Story)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz