- Ej, co ty robisz! - krzyknęłam goniąc Bena po moim domu - to mojej matki kretynie!
- Nawet jeśli, bardzo fajnie to wygląda - powiedział, nagle mi znikając z pola widzenia.
Zatrzymałam się i zaczęłam łapczywie nabierać powietrza. Rozejrzałam się dookoła siebie i nigdzie go nie widziałam. Kurcze. Musiał, ale to po prostu musiał zabrać stanik mojej matki. Nie wierzę w niego.
- Gdzie ty jesteś?! - krzyknęłam na cały dom.
Nie dostałam odpowiedzi. Krzyknęłam drugi raz. Nic. Cholera, gdzie on jest? Nie wiem czemu zaczęłam wycofywać się do tyłu. Kiedy chciałam się odwrócić ktoś złapał mnie w talii i podniósł do góry. Zaczęłam machać nogami i rękami jak małe dziecko.
- Puszczaj mnie!
- Jezu, spokojnie - zaśmiał się Ben dalej mnie tak trzymając.
- Ty dzbanie! Jak mnie puścisz to ci załatwię takiego jebsa że nie wstaniesz!
- Taa, jasne. Ty i bicie. Oczywiście.
- Sugerujesz mi że jestem słaba?! Dobrze, sugeruj tak dalej - powiedziałam podwijając sobie rękawy bluzy żebym wyglądała jakoś groźnie. Ale coś mi nie wychodziło.
Ben łaskawie postawił mnie na ziemi, a ja od razu odwróciłam się w jego stronę.
- Tylko nie bij agresorze - powiedział przerażony.
- Ktoś tu się mnie boi hmm? - zapytałam się go widzą jego przerażenie.
- Co? Ja? Oczywiście że nie boje się takiej dziewczynki jak ty.
- Nie jestem dziewczynką! W sensie małą!
- Jesteś młodsza, niższa, pyskata i jesteś małą, naburmuszoną dziewczynką - powiedział uśmiechając się.
- Duży smarkacz się odezwał - prychnęłam.
- Nie nazywaj mnie tak.
- To ty na mnie nie mów naburmuszona dziewczynka!
- Dobrze, już nie będę - powiedział rozczochrując moje włosy - zabiorę cię gdzieś młoda.
- Gdzie? - zapytałam się go patrząc na niego dziwnie - mam nadzieje że nie szybszą drogą do łóżka.
- Hehe, jeszcze nie teraz - odparł zaróżowiony.
- Ale ty różowy jesteś - powiedziałam uśmiechając się - to gdzie chcesz ze mną iść?
- Zobaczysz - powiedział zasłaniając mi czymś oczy.
~*~
- Gdzie ty mnie prowadzisz? Możesz mi już oczy rozwiązać? - zapytałam się go chyba po paru godzinach.
Nie wiem która obecnie była bo nic nie widziałam i straciłam rachubę czasu.
- To już tutaj - powiedział ściągając mi opaskę z oczu.
- Ale tu ładnie. A te lampki to skąd? - zapytałam się go.
- One już tu były. Nie wiem skąd. Ale ładnie wyglądają na tych drzewach.
Znajdowaliśmy się na polanie gdzie było dużo kwiatów. Tak bardzo dużo. Na drzewach które tu było wisiały lampki które fajnie oświetlały tą polane, akurat teraz. Nocą.
- Podoba ci się? Jakoś przypadkowo odkryłem to miejsce - powiedział drapiąc się po karku.
- Albo ci je ktoś pokazał - powiedziałam lekko się śmiejąc.
- Taa pokazał mi kto... Znaczy się! Nikt mi nie pokazał tego miejsca!
- Dobrze, spokojnie. Co ty taki nerwowy jesteś? - zapytałam się go nie wiedząc co zrobić w tej sytuacji.
- A jestem? Nie zauważyłem...
- Jesteś. Co ci jest? - powiedziałam kładąc ręce na jego policzkach i patrząc w jego oczy.
- Nic mi nie jest - odpowiedział chwytając moje ręce i zabierając je ze swoich policzków.
- Źle wyglądasz - powiedziałam spuszczając głowę i machając naszymi rękami.
- Wyglądam normalnie. Nie jestem chory żeby wyglądać źle - powiedział kładąc ręce na mojej talii.
- I czym ja mam się teraz bawić hmm? - zapytałam się go udając smutną.
- Jest dużo rzeczy którymi można się bawić - powiedział, uśmiechając się łobuzersko i ruszając specyficznie brwiami.
- No, ale chyba nie twoim. Chyba za mały...
- A widziałaś?
- Nie. Ale muszę widzieć? Ja to wiem. Prestiż skarbie, prestiż.
- Skarbie...
- Co?
- Ooo, zareagowałaś.
- No i?!
- Ja już wiem o czym to świadczy - powiedział przybliżając swoją twarz do mojej.
- Ej, co ty... - chciałam zapytać, ale zrezygnowałam z tego pomysłu.
- Nic już nie mów - powiedział stykając się ze mną nosem.
Zaczerwieniłam się nagle. Położyłam ręce na jego ramionach i zamknęłam oczy. Po chwili poczułam jego usta na swoich. Chciałam się od niego odsunąć i uciec gdzieś byle daleko od niego i to wszystko przemyśleć, ale nie pozwolił mi przytrzymując moją twarz dłońmi. No cóż. Klamka zapadła.
Oddałam pocałunek opierając dłonie o jego klatkę piersiową, a jego ręce zjechały mniej więcej na moją talię. Nasz pocałunek starał się coraz bardziej namiętny i żarliwy. Pragnęłam go bardziej niż byłam w stanie to przed sobą przyznać. I w końcu otwarcie przyznałam się sama przed sobą, że się zakochałam. Zakochałam się w elfie mordercy. Ale nie obchodzi mnie to. Jest najcudownieszym chłopakiem jakiego kiedykolwiek spotkałam.
Uśmiechnęłam się na samą taką myśl. Gdy przerwaliśmy pocałunek spojrzałam w dół zasłaniając włosami swoje rumieńce.
- Hej, spójrz na mnie - usłyszałam jego głos.
Gdy nie zareagowałam chwycił delikatnie mój podbródek i podniósł go.
- Nie uciekaj wzrokiem - tym razem spojrzałam mu prosto w oczy, przez co jescze bardziej się zarumienilam.
Zakryłam szybko rumieńce włosami i ukradkiem spojrzałam na Bena. Ten zaśmiał się po czym odgarnął moje włosy z policzków.
- Nie masz się czego wstydzić. Kocham cie. I wiesz co? Te twoje rumieńce są całkiem urocze.
Zarumieniłam się jeszcze bardziej. Byłam szczęśliwa na sam fakt że powiedział mi... Że mnie kocha.
Uśmiechnęłam się pod nosem po czym przytuliłam się do niego bardzo mocno. Tak długo czekałam na te chwile. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w bicie jego serca.
- Nie odezwiesz się? - usłyszałam znów jego głos.
- Ciii... - powiedziałam, po czym złożyłam na jego ustach krótki pocałunek - Nie niszcz chwili.
Ben zaśmiał się cicho po czym przytulił mnie mocniej do siebie.
CZYTASZ
Friends? It's just a word... / Ben Drowned (Love Story)
Korku„Nagle usłyszałam śmiech. Nie wiem czyj, ale przebił on przez moje słuchawki. Nie, to nie był śmiech w piosence. Ściągnęła słuchawki i rozejrzałam się dookoła siebie. - Halo? Jest tu kto? - zapytałam się właściwie nawet nie wiem kogo. W odpowiedzi u...