Rozdział 12 - Kornelia

93 4 0
                                    

O Jezusie... Niedługo umrę na zawał.

Wpadłam do mieszkania i nie zdejmując nawet butów wkroczyłam do pokoju. Mama siedziała na kanapie. Z nogą założoną na nogę, trzymając kieliszek czerwonego wina w dłoni opowiadała o czymś, kreśląc jakieś kształty w powietrzu. Mój współlokator siedział na przeciwko niej na krześle, słuchając tej wesołej paplaniny, aż nagle podniósł wzrok i nasze spojrzenia skrzyżowały się.

— Moje maleństwo — powiedziała mama, odwracając się do mnie.

Boże, jaki wstyd.

— Właśnie opowiadałam Gabrielowi o naszym ulubionym Coffee shop-ie w Amsterdamie.

Co? Spiorunowałam mamę wzrokiem.

— A co tobie najbardziej podobało się w Amsterdamie? — zapytał.

— Piłam tam najlepszą kawę.

— Coś jeszcze? — dopytywał widocznie zaciekawiony, a może rozbawiony?

— Rowery.

— No tak... Niewiele jest takich miejsc na świecie, gdzie najważniejsze na drodze są rowery.

— Ona nie chce z nami jeździć... Prawda słoneczko? Bo rodzice za starzy, oni nie rozumieją... Pamiętaj córciu, że ciebie też to czeka. Tobie dzieci tez będą mówić, ze jesteś stara...

— Jesteś samochodem? — przerwałam, rzucając jej karcące spojrzenie.

Kiwnęła głową.

— Sądzę, że mnie odwieziesz.

— Możesz wziąć Ubera —zasugerowałam.

Wywróciła oczami.

— Ale ja nie wiem jak to działa. Zresztą juro nie mam francuskiego, możesz wziąć samochód. — Tym mnie przekupiła. Poszłam do kuchni nalać sobie czegoś do picia.

— Nie mogłam się do ciebie dodzwonić — rzuciła za mną.

— Byłam na zajęciach.

— W niedziele?

— Tak.

— Pracowita ta dzisiejsza młodzież. Masz to po mamusi. — Zaśmiała się i spojrzała na Gabriela.

— Co o tym sądzisz?

— O czym?

— Pracowita czy nie?

Wzruszył ramionami.

— Z tym bywa różnie.

Nagle zadzwonił telefon. Po dzwonku rozpoznałam, że do mamy.

— Tak? Dobrze, dobrze, już jadę. To tatuś — powiedziała mama chowając komórkę do torebki. — Przypomniał mi o naszym serialu. On mnie kiedyś wykończy... Jedziemy! — zarządziła. Wstała z kanapy i wyciągnęła rękę w stronę Gabriela.

— Miło było poznać, mam nadzieje, ze się jeszcze spotkamy.

— Mi również było miło — powiedział odwzajemniając gest.

Dziwne... To było naprawdę dziwne. Byłam przekonana, że czeka mnie istny Sajgon, a jak na razie sprawy wyglądały całkiem nieźle.

Stojąc w windzie mama machała do Gabriela, a kiedy drzwi się zasunęły i straciłyśmy go z pola widzenia jej ręka znieruchomiała i wtedy zaczęło się kazanie.

— Trzeba było powiedzieć.

— Po co? Przecież byście się nie zgodzili.

— Skąd ta pewność? Fajny facet.

Zrobiłam grymas.

— Popytałam się, co nieco i zajmuję wysokie stanowisko w międzynarodowej firmie. Mógłby cię tam wkręcić.

— Mamo — jęknęłam.

— Co mamo? Nie jesteś już pierwszej młodości — powiedziała szukając kluczyków od auta — ja w twoim wieku miałam już ciebie, ale to były inne czasy, faceci byli inni... Kobieta musi mieć swój zawód. Musi mieć dobrą pracę.

Spojrzałam na nią, żonę swojego męża.

— Posłuchaj, ja ci dobrze radze. Ja też nie słuchałam matki i...

— I wyszłaś za mojego tatę — zauważyłam.

— Oj! — Machnęła ręką —z jej czy bez jej zgody i tak bym wyszła. Jeżeli chcesz dobrze żyć posłuchaj swojej matki.

Kolorowy ptakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz