O Jezusie... Niedługo umrę na zawał.
Wpadłam do mieszkania i nie zdejmując nawet butów wkroczyłam do pokoju. Mama siedziała na kanapie. Z nogą założoną na nogę, trzymając kieliszek czerwonego wina w dłoni opowiadała o czymś, kreśląc jakieś kształty w powietrzu. Mój współlokator siedział na przeciwko niej na krześle, słuchając tej wesołej paplaniny, aż nagle podniósł wzrok i nasze spojrzenia skrzyżowały się.
— Moje maleństwo — powiedziała mama, odwracając się do mnie.
Boże, jaki wstyd.
— Właśnie opowiadałam Gabrielowi o naszym ulubionym Coffee shop-ie w Amsterdamie.
Co? Spiorunowałam mamę wzrokiem.
— A co tobie najbardziej podobało się w Amsterdamie? — zapytał.
— Piłam tam najlepszą kawę.
— Coś jeszcze? — dopytywał widocznie zaciekawiony, a może rozbawiony?
— Rowery.
— No tak... Niewiele jest takich miejsc na świecie, gdzie najważniejsze na drodze są rowery.
— Ona nie chce z nami jeździć... Prawda słoneczko? Bo rodzice za starzy, oni nie rozumieją... Pamiętaj córciu, że ciebie też to czeka. Tobie dzieci tez będą mówić, ze jesteś stara...
— Jesteś samochodem? — przerwałam, rzucając jej karcące spojrzenie.
Kiwnęła głową.
— Sądzę, że mnie odwieziesz.
— Możesz wziąć Ubera —zasugerowałam.
Wywróciła oczami.
— Ale ja nie wiem jak to działa. Zresztą juro nie mam francuskiego, możesz wziąć samochód. — Tym mnie przekupiła. Poszłam do kuchni nalać sobie czegoś do picia.
— Nie mogłam się do ciebie dodzwonić — rzuciła za mną.
— Byłam na zajęciach.
— W niedziele?
— Tak.
— Pracowita ta dzisiejsza młodzież. Masz to po mamusi. — Zaśmiała się i spojrzała na Gabriela.
— Co o tym sądzisz?
— O czym?
— Pracowita czy nie?
Wzruszył ramionami.
— Z tym bywa różnie.
Nagle zadzwonił telefon. Po dzwonku rozpoznałam, że do mamy.
— Tak? Dobrze, dobrze, już jadę. To tatuś — powiedziała mama chowając komórkę do torebki. — Przypomniał mi o naszym serialu. On mnie kiedyś wykończy... Jedziemy! — zarządziła. Wstała z kanapy i wyciągnęła rękę w stronę Gabriela.
— Miło było poznać, mam nadzieje, ze się jeszcze spotkamy.
— Mi również było miło — powiedział odwzajemniając gest.
Dziwne... To było naprawdę dziwne. Byłam przekonana, że czeka mnie istny Sajgon, a jak na razie sprawy wyglądały całkiem nieźle.
Stojąc w windzie mama machała do Gabriela, a kiedy drzwi się zasunęły i straciłyśmy go z pola widzenia jej ręka znieruchomiała i wtedy zaczęło się kazanie.
— Trzeba było powiedzieć.
— Po co? Przecież byście się nie zgodzili.
— Skąd ta pewność? Fajny facet.
Zrobiłam grymas.
— Popytałam się, co nieco i zajmuję wysokie stanowisko w międzynarodowej firmie. Mógłby cię tam wkręcić.
— Mamo — jęknęłam.
— Co mamo? Nie jesteś już pierwszej młodości — powiedziała szukając kluczyków od auta — ja w twoim wieku miałam już ciebie, ale to były inne czasy, faceci byli inni... Kobieta musi mieć swój zawód. Musi mieć dobrą pracę.
Spojrzałam na nią, żonę swojego męża.
— Posłuchaj, ja ci dobrze radze. Ja też nie słuchałam matki i...
— I wyszłaś za mojego tatę — zauważyłam.
— Oj! — Machnęła ręką —z jej czy bez jej zgody i tak bym wyszła. Jeżeli chcesz dobrze żyć posłuchaj swojej matki.
CZYTASZ
Kolorowy ptak
Roman d'amourKornelia i Gabriel to dość osobliwa para. Ona jest studentką kulturoznawstwa na Uniwersytecie Warszawskim, natomiast on menadżerem w jednej z warszawskich korporacji. Zapewne nigdy by się nie spotkali, gdyby nie pewne okoliczności jakie zaszły w ich...