Kornelia Waltz: Kupisz mi loda?
Ja: Jakiego?
Kornelia Waltz: Rożka.
Ja: Ok
— Czy coś się stało?
Uniosłem głowę z nad ekranu telefonu i pospiesznie włożyłem urządzenie do kieszeni marynarki. Po skończonym przedstawieniu, siedzieliśmy z Natalią w pobliskiej knajpie.
— Przepraszam, pilna sprawa... Jak wino?
— Dobre.
— Cieszę się. W ogóle to dzięki za zaproszenie. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem w teatrze.
— Mam jeszcze dwa bilety do Opery Narodowej jakbyś chciał to możemy pójść razem.
— Nie chce się narzucać... — Zacząłem, nie chcąc zbytnio jej wykorzystywać. A ona jakby przeczuwając moje obawy, powiedziała:
— Spokojnie, dostałam z pracy.
— Fajnie. — Wziąłem łyk toniku, rozmyślając o wszystkich biletach na Openera, Orange Warsaw Festival, o których zapomniałem i które przeleżały w mojej szufladzie w biurze.
— Jak ci się pracuję z Magdą? — zapytałem ni stąd, ni zowąd.
— Czasami bywa ciężko. Zresztą sam wiesz— powiedziała, uśmiechając się do mnie wymownie.
— Wiem — odpowiedziałem, odwzajemniając uśmiech.
Magdę znałem ze szkoły średniej. Chodziliśmy do jednej klasy i miałem okazję poznać jej władcze zapędy. Była zawsze najlepsza, zawsze najmądrzejsza i zawsze mnie strasznie denerwowała. Nie lubiłem jej, a ona chyba mnie też, chociaż nigdy nie dała mi tego po sobie poznać. Na studia wyjechałem do Warszawy i prawdę mówiąc nie sądziłem, że spotkam Magdę Wójcik ponownie. Spotkaliśmy się na domówce u Tomka w atmosferze totalnego zaskoczenia. Przez cały czas próbowałem zrozumieć co ten Michał, widzi w wyglądającej jak nauczycielka łodziance. Prawdę mówiąc ciągle się nad tym zastanawiam, chociaż muszę przyznać, że przez te lata bardzo się wyrobiła.
Dostrzegłem zamieszanie przy barze i automatycznie zerknąłem na zegarek. Za dwie minuty dwudziesta trzecia.
— Za chwilę zamykają — mruknąłem do Natalii — zapłacę.
Kiwnęła jedynie głową, a ja wstałem od stołu i sięgając po portfel, podszedłem do stojącego przy ladzie kelnera.
***
— Masz? — zapytała Kornelia, kiedy wszedłem do domu.
— Mam — powiedziałem i sięgnąłem do aktówki. Stanęła koło mnie i jak gdyby nigdy nic bezczelnie zerknęła do środka, sprawdzając zawartość mojej torby.
— Proszę — powiedziałem, podając jej produkt przez który, dzisiejszej nocy objeździłem pół miasta, a ona zamiast ładnie podziękować, zmarszczyła tylko brwi.
— Co to jest? — zapytała, patrząc na mnie z wyrzutem.
— Jak to co? — odpowiedziałem — lód.
— Wiem, że to lód, ale dlaczego czekoladowy?
— Słuchaj, miał być rożek, tak?
— Tak, ale nieczekoladowy. Kto je lody czekoladowe?
— Trzeba było powiedzieć.
— Myślałam, że to oczywiste.
— Nie dla mnie.
— Nie chce go!
— To go wyrzuć!
— Nie!
— Daj mi go! — Wyciągnąłem dłoń, czując, że za chwilę wybuchnę — zrobię to za ciebie. Wyrzucę go! A ty mnie o nic więcej już nigdy nie proś!
— Dlaczego taki jesteś?
— Jaki?
— Niemiły.
Aż musiałem wstrzymać oddech.
— Nie wywracaj kota ogonem.
— Wcale tego nie robię! To jak?
— Co jak?!
— Jak się zrekompensujesz? Czekałam na ciebie tyle czasu. Gdybym wiedziała to bym się ubrała i sama wyszła.
— Nic straconego — mruknąłem — ubieraj się!
— Słucham?
— Powiedziałem, ubieraj się. Jedziemy na stację.
— Ok, tylko wezmę bluzę — rzuciła, kierując się w stronę swojego pokoju.
— Tylko szybko. Aha... — powiedziałem do jej pleców — daj mi tego loda!
— Ale nie wyrzucisz go, prawda? — zapytała, podejrzliwie mrużąc oczy.
— Nie. Zamierzam go zjeść. A teraz szybko ubieraj się zanim zmienię zdanie!
— Yes, Sir.
CZYTASZ
Kolorowy ptak
RomanceKornelia i Gabriel to dość osobliwa para. Ona jest studentką kulturoznawstwa na Uniwersytecie Warszawskim, natomiast on menadżerem w jednej z warszawskich korporacji. Zapewne nigdy by się nie spotkali, gdyby nie pewne okoliczności jakie zaszły w ich...