Rozdział 20 - Gabriel

95 4 0
                                    

 — Co za pogoda! — mruknąłem, otwierając klapę bagażnika. Sięgnąłem po niepasujący kompletnie do mojego stroju pomarańczowy parasol, który dostałem od przedstawiciela handlowego i uważając na kałuże i jeszcze bardziej zdradliwe płyty chodnikowe, ruszyłem w stronę teatru. Szczęśliwie, udało mi się zaparkować w miarę blisko, przez co pogoda nie tak bardzo dała mi się we znaki. Kiedy wszedłem do środka budynku, zobaczyłem, że Natalia już tam była.

— Wybacz — powiedziałem, podchodząc do niej i składając na jej policzku lekki pocałunek — ale nie mogłem wyjść wcześniej.

— Rozumiem — odpowiedziała, uśmiechając się do mnie — szatnia jest tam. — Odwróciła głowę w kierunku schodów prowadzących na dół.

Wykonałem gest, mówiący: panie przodem i idąc z tyłu podziwiałem ruchy jej bioder.

Wspaniała. Pomyślałem, wodząc za nią wzrokiem. Wyglądała bardzo elegancko, ubrana w kończący się nad kolanem, czarny płaszcz. Mogłem podziwiać jej wspaniałe, długie nogi, dodatkowo wyeksponowane przez czarne szpilki. Tak, ten widok dawał pole do popisu mojej wybujałej wyobraźni.

— Potrzymasz? — zapytała, odwracając się nagle do mnie.

— T-tak, oczywiście — wychrypiałem, czując się jak nastolatek przyłapany na czytaniu "Świerszczyka". Podała mi torebkę i zabrała się za zdjemowanie palta.

— Pomogę ci — powiedziałem, stojąc z tyłu i chwytając za materiał płaszcza.

— Gentleman z ciebie.

— Wiadomo.

Spojrzała na mnie z błyskiem rozbawienia w oczach i zagryzając wargi, odwróciła głowę. Najwidoczniej chciała coś powiedzieć, ale wahała się.

— Chciałabym zaznaczyć, że twój wysiłek nic nie da, ponieważ czekałam na ciebie całe osiem minut.

Spojrzałem na nią pytająco, aż w końcu uznałem, że podoba mi się ta gra.

— Proszę o wybaczenie madame. Obiecuję, że się poprawię. Moje przeprosiny zacznę już dziś zabierając panią na lampkę dobrego wina.

— Czy dobre to się jeszcze okaże — rzuciła unosząc prowokacyjnie podbródek. Kiedy uwolniłem ją od wierzchniego okrycia obróciła się, wzięła ode mnie torebkę i zapytała:

— Staniemy?

Spojrzałem na tłoczących się przy szatni ludzi.

— Tak.

Wkrótce sędziwy szatniarz podał mi numerek. Zerknąłem na wytłoczone w metalu cyfry, a następnie przesunąłem wzrok na stojącą przy mnie brunetkę. Bez dwóch zdań była piękną kobietą. Kobietą, która była świadoma swoich wdzięków i która umiała je dobrze wykorzystać. Zacząłem się zastanawiać, czy już wpadłem w jej sidła, bo to nie tak, że my faceci, nie myślimy o takich rzeczach. Myślimy, ale tylko wtedy gdy mamy ku temu podstawy. A karmazynowe wargi pani prawnik, obiecywały mi przeogromną rozkosz. Stałem tam, pożerając wzrokiem jej wspaniałe usta, aż w końcu z odrętwienia, wyrwał mnie trzeci dzwonek.

— Które miejsca? — zapytałem, zerkając na trzymane przez Natalię bilety, kiedy minęliśmy biletera.

— Rząd ósmy, miejsce trzynaste i czternaste.

Szybko zerknąłem na fotele.

— Z drugiej strony. — Kiwnęła tylko głową, pozwalając się prowadzić.

— Dobre miejsce — mruknąłem, rozsiadając się w fotelu i poprawiając marynarkę.

— Zawszę mam dobre miejsca.

Spojrzałem na nią, unosząc lewy kącik ust w półuśmiechu. Flirt na całego. 

Kolorowy ptakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz