Rozdział 6 - Kornelia

153 6 3
                                    


Wychyliłam się z mojej bezpiecznej kryjówki, przyglądając się otaczającej mnie ciszy, kiedy nagle do moich uszu dobiegł męski głos:

— Witam. — Podskoczyłam zaskoczona, nie podejrzewając, że i ja również mogę być obiektem bacznej obserwacji. Odwróciłam się gwałtownie i dostrzegłam wpatrzone we mnie uważnie, stalowe oczy.

Szkoda, że nie miałam okazji zobaczyć się wtedy. W książkach najczęściej mówią o oczach wielkości spodków, przyspieszonym tętnie. Znając moją tendencję do przybierania dziwnych min z pewnością musiałam zrobić wrażenie, niekoniecznie pozytywne. Zresztą, czym się przejmuję? Kto używa słowa "witam"? Na studiach jest to słowo niemal zakazane, a próba wysłania jakiegokolwiek maila rozpoczynającego się od tego zwrotu przekreśliłaby szanse na miłe i szybkie pożegnanie z uczelnią.

— Witam — odpowiedziałam, głośno przełykając ślinę. Obserwował mnie, przytulony do chłodnej ściany, a ja czułam, że ucieka ze mnie cała pewność siebie. Nagle przez jego twarz przeszedł dziwny grymas, który dotknął mnie do żywego. Patrzył na mnie tak jakbym była trędowata. Zmieszałam się strasznie, spuszczając wzrok. Jedyne, czego chciałam to uciec, fortyfikując się w moim królestwie marzeń. Już miałam się wycofać, zostawiając go samemu sobie, kiedy on nagle odgadł moje myśli, i wsunął stopę między drzwi i framugę.

— Nieładnie —mruknął, zaciskając palce na metalowych krawędziach.

Zacisnęłam usta, urażona i przytłoczona jego władczą postawą. Może to kwestia alkoholu, że zachowywał się w tak grubiański sposób. Trudno było stwierdzić, ponieważ nie znałam go i nie byłam do końca pewna, czego mogę się po nim spodziewać. Miałam jednak nadzieję, że moja dziecięca piżama odstraszy go od niecnych zamiarów. Moje przypuszczenia okazały się wkrótce prawdziwe, a on w mało delikatny sposób dał mi do zrozumienia, że nie jest mną w żadnym stopniu zainteresowany.

Wszystko wydarzyło się szybko. Pełniłam rolę przewodnika, prowadząc go do salonu, czując jak jego wzrok przesuwa się po moim ciele. Odwróciłam się, przyjmując obronną postawę. Łudziłam się, że moje skrzyżowane ramiona zatrzymają jego chłodne skanowanie.

— Czy Ty czasem nie jesteś za duża na przebieranki? — zapytał obrzucając mnie kpiącym uśmiechem.

Zaniemówiłam, pozwalając, aby kolejne słowa spadały na mnie niczym kamienie rzucane w trakcie egzekucji.

— Czy wiesz, kim jestem...?

Przytaknęłam, dostrzegając, że oczy mu się zwęziły. Sprawdzał mnie, nie miałam, co do tego żadnych wątpliwości.

— Kłamiesz, nigdy się nie spotkaliśmy!

— Wiem jak wyglądasz. — Broniłam się, siląc się na spokój i opanowanie — sprawdziłam Cię na facebook-u Gabrielu, w innym wypadku nigdy nie wpuściłabym do domu pijanego, nieznanego mi mężczyzny.

Zaśmiał się złowieszczo, potęgując moje zdenerwowanie. Może nie potrzebnie wypowiedziałam jego imię, ale w jaki inny sposób miałam udowodnić, że mówię prawdę? Może powinnam użyć formuły Pan, w końcu był ode mnie starszy i w jakimś stopniu należał mu się z tego powodu szacunek.

— Czyli nie jesteś typem, który ratuje bezdomne pieski? I nie muszę obawiać się, że pewnego dnia znajdę w swoim pokoju istne pobojowisko?

"Pieski"? "Pobojowisko? " Co to za dziwna insynuacja. Czy on chciał być zabawny? Czy chciał rozluźnić, napiętą atmosferę tym jakże nietrafionym, okropnym żartem, którego wspomnienie pozostawiło niesmak w mojej i tak mocno już skołowanej pamięci? A może odczuwał przyjemność pastwiąc się nade mną? Wyczuwał moją słabość i niechęć wobec form wszelkiej konfrontacji? Tak, z pewnością dostrzegał moją niepewność, co zachęcało go do dalszego nastawania na moją "inność".

— Twoje włosy... – Zaczął — są okropne.

Tego było za wiele, miarka się przebrała. Minęłam go i ruszyłam pędem w stronę sypialni.

— Poczekaj! — rzucił za mną — a gdzie ja będę spał?

— Gdziekolwiek! Nawet i na podłodze!

Usłyszałam, że się śmieje, kiedy ja drżącymi rękoma przekręcałam zamek w drzwiach od mojego pokoju. Dygocząc z nerwów rzuciłam się na łóżko. Głowa pulsowała mi z nerwów. Co za ignorant, prostak, cham. Próbowałam się uspokoić, przypominając sobie o równym oddechu.

Pieprzyć oddech, pieprzyć jogę. Jutro się go pozbędziesz, wytłumaczysz mu, że zaszło jakieś nieporozumienie, a on jak wytrzeźwieje zrozumie twoją decyzje i równie szybko jak się pojawił, zniknie z twojego kolorowego życia.


Kolorowy ptakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz