ROZDZIAŁ 9 (cz.1)

586 99 39
                                    


Świadomość zaczęła powoli wracać, lecz nie otwierałam oczu. Bałam się. Nie wiedziałam, czemu czułam się w ten sposób? Serce waliło w piersi tak mocno, że miałam wrażenie, iż kołdra, którą byłam przykryta, podskakiwała w rytmie jego uderzeń. Paraliżował mnie strach, nie mogłam się poruszyć. Adrenalina, krążąca w moich żyłach powodowała szaleńcze tętno, doprowadzała do zawrotów głowy, które odczuwałam, nawet leżąc z zamkniętymi oczami.

Całe moje ciało było nieprzyjemnie mokre, zlane zimnym potem. Zupełnie jakbym długo uciekała, ile sił w nogach, przed czymś, czego panicznie się bałam. Usiłowałam przywołać w pamięci, jakieś wspomnienie? Skąd u mnie taka reakcja? Ale bezskutecznie.

Powoli, niepewnie otworzyłam oczy. Pierwsze co ujrzałam to żyrandol. Skromny, niewielki, wykonany z kilku drucików oplecionych materiałem. Mój żyrandol. Zorientowałam się, że byłam w swoim pokoju. Natychmiast zaczęłam się uspokajać. Panował kojący półmrok. Pomimo że na zewnątrz było zupełnie jasno, to zasłony blokowały promienie słońca.

Ostatecznie powróciłam do rzeczywistości, nadal zszokowana, zaczęłam odzyskiwać zdolność ruchu, a serce powracało do normalnego, właściwego dla siebie tempa. Szok po przebudzeniu opadał systematycznie.

Nie byłam w stanie przypomnieć sobie, co takiego mi się śniło, ale emocje po przebudzeniu były ogromne. Rozejrzałam się dookoła, wszystko było na swoim miejscu, dokładnie w takim stanie, jak wczoraj je pozostawiłam. Tylko moje poczucie bezpieczeństwa zniknęło albo ukryło się gdzieś na samym dnie mojego jestestwa i nie potrafiłam go jeszcze skutecznie przywołać.

Leżałam w łóżku z otwartymi oczami. Po nocnych koszmarach nie było śladu. Nie pamiętałam nic z tego, co mi się śniło, zapamiętałam jedynie ogromne przerażenie, które co prawda zmniejszało się z każdym przesunięciem sekundnika na zegarze, ale wciąż było wyraźne w mojej pamięci.

Pozostałam bez ruchu jeszcze przez kilka minut, aż wszystkie negatywne wrażenia odpłynęły. Lęk był krótkotrwały i ulotny, szybko wyparłam go ze swojej głowy. Nawet nie pamiętałam, co go wywołało, więc nie było to trudne.

Postanowiłam pozostać pod kołdrą jeszcze chwilę, nie musiałam zrywać się do pracy, dziś miałam czas tylko dla siebie. Moje myśli szybko samoistnie zmieniły tor, przywołały przyjemniejsze obrazy. Te, które pamiętałam i były prawdziwe, choć wywołujące równie duże emocje, jednak innego rodzaju.

Uśmiechałam się do siebie, na wspomnienie wczorajszego wieczora i przyjemności, jaką sprawił mi Jackob, słów, które mówił, jego pocałunków i dotyku. To się stało. A ja chciałam więcej.

Po kilku błogich minutach uświadomiłam sobie, jak bardzo to nie powinno się zdarzyć. Przecież doskonale wiedziałam, że kiedy zostaniemy sami, będzie próbował się do mnie dobierać, sam mnie przed tym ostrzegał. Tak samo świetnie wiedziałam, że ulegnę, nawet gdybym starała się z całych sił zapanować nad sobą, to byłam z góry przegrana.

Po wczorajszym wydarzeniu mój apetyt na Routa wzrósł jeszcze bardziej. Jego nieustępliwość i adoracja były kuszące, a sam uśmiech był zaproszeniem do krainy cielesnych rozkoszy. Wypływałam na nieznane wody w ekscytującą, a zarazem przerażającą podróż. Na samo wspomnienie tego mężczyzny, moje dłonie stawały się wilgotne.

Westchnęłam i przeciągnęłam się, podnosząc wysoko ręce. Na pewno już nie dałabym rady zasnąć, a Jackob to zbyt gruby temat do rozmyślań bez kawy. Wstałam pełna energii, nie do końca rozumiejąc swoją radość. Uległam, choć nie chciałam tego, to znaczy chciałam, ciało chciało. Moja moralność leżała w spazmach agonii i błagała o ratunek. Wyszłam poza swoje granice i o dziwo, było mi z tym zaskakująco dobrze.

Wyklęte przeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz