Rozdział 29.

2.5K 113 9
                                    

Lexa's Pov

Mijały kolejne dni, a Roan w dalszym ciągu nie przybył do Polis. Indra namawiała mnie, żeby wysłać po niego wojsko, ale cały czas odwlekałam to rozwiązanie, które mogłoby zakończyć się wybuchem wojny. Za radą Lincolna zadecydowałam, że poczekam jeszcze kilka dni i jeśli się nie pojawi, moi ludzie przyprowadzą go siłą. W związku z tym, że jego przybycie odwlekało się w czasie, postanowiłam, że nie będziemy dłużej czekać z pogrzebem Natblidów. Zgodnie z tradycją mieli zostać spaleni na stosie razem ze swoimi oprawcami, nieopodal miejsca w którym zginęli. Kazałam więc przygotować stos pogrzebowy za wschodnią bramą miasta, gdzie miała odbyć się uroczystość. W dniu pogrzebu na miejscu zebrała się większość mieszkańców Polis, których chcieli pożegnać ostatnich Nadblidów. Każdy zdawał sobie sprawę z powagi zaistniałej sytuacji i obawiał się tego co się stanie z naszym dziedzictwem, w przypadku, gdy ja zginę. W całej naszej historii nie było takiej sytuacji, aby przywódca nie miał następcy. Oprócz mieszkańców stolicy na pogrzeb przybili również przedstawiciele poszczególnych klanów z koalicji oraz ambasadorowie. Clarke bardzo się ucieszyła na wieść, że z tej okazji będzie miała możliwość zobaczyć się z Abby jak również z Kanem.

Wieczorem, gdy zapadł już zmrok zaczęła się uroczystość. Wszyscy przybyli zajęli swoje miejsca, przy stosie pogrzebowym, uprzednio dla nich przygotowane. Droga do stosu była oświetlona przez pochodnie. Na czele pochodu żałobnego szłam ja z Lincolnem i Indrą, za nami ambasadorowie razem z Clarke, a następnie na wozach jechały ciała ciemno-krwistych. Chciałam aby Clarke szła razem ze mną, ale zdecydowałyśmy, że będzie lepiej jak weźmie udział w pogrzebie jako przedstawiciel Skaikru, a nie moja dziewczyna. Nie chciałam, żeby któryś z ambasadorów pomyślał, że faworyzuję jeden klan. Gdy dotarliśmy na miejsce ciała zmarłych zostały ułożone na stosie, a na samej górze położono ciała morderców: Ontari, Titusa i ambasadora Azgedy.

Lexa: Ciała w ogniu zmyją miniony ból. Wasza walka dobiegła końca.

Wzięłam pochodnie i podpaliłam stos, który w szybkim tempie zajął się ogniem. Wszyscy w ciszy wpatrywali się w płonące ciała. Myślałam o tych wszystkich chwilach spędzonych z ciemno-krwistymi, naszych treningach i nauce. Czułam się winna i odpowiedzialna za ich śmierć. Gdybym tylko mogła cofnąć czas. Ale nie mogę, muszę się z tym pogodzić i wyciągnąć wnioski. Pomyślałam również o Titusie, który zdradził mnie w imię dobra naszych ludzi, podobnie jak Gustus. Czy wszyscy ludzie na których mi zależy muszą ginąć, czy taka jest cena bycia Hedą? Nie chciałam w to wierzyć. Nie pozwolę, żeby coś stało się Clarke, prędzej sama zginę.

Gdy ogień strawił już wszystkie ciała, a tłum rozszedł się do domów. Kazałam zebrać prochy zmarłych, aby zgodnie z tradycją pochować je w kaplicy, gdzie znajdowały się prochy wszystkich przywódców i Natblidów, którzy zginęli podczas konwentu.

Lincoln: Wszystko gotowe możemy wracać.

Lexa: Dobrze, wracajmy więc.

Lincoln: Wydajesz się być zmartwiona?

Lexa: Chyba mam powody, aby się martwić. Wszyscy Natblidzi nie żyją, jeżeli coś mi się stanie, zanim znajdziemy kolejnych następców, koalicja się rozpadnie.

Lincoln: Jesteś pewna, że wszyscy nie żyją?

Lexa: Nie rozumiem, co masz na myśli. Dobrze wiesz, że tak, sam widziałeś ich ciała.

Lincoln: Nie ich mam na myśli.

Lexa: A kogo?

Lincoln: Lunę...

Clexa - Miłość jest słabościąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz