Od autorki: Zachęcam do posłuchania piosenki podczas czytania dla lepszego nastroju.
Lexa's Pov
Siedziałam w sali tronowej i czekałam aż wprowadzą człowieka, wraz z Wanhedą. Serce waliło mi jak oszalałe na samą myśl, że ją zobaczę. Cały czas po głowie krążyły mi myśli co jej powiem, jak ona zareaguje. Uśmiechnęłam się sama do siebie, wszystko się jakoś ułoży. Muszę się uspokoić, nie mogę pokazać po sobie, że jest dal mnie aż tak ważna, nie przy tych wszystkich ludziach.
Moi strażnicy przyprowadzili mężczyznę, który prowadził przed sobą dziewczynę z workiem na głowie. Pogromcą Wanhedy okazał się Roan, książę lodu. Popchnął dziewczynę przed siebie, tak że upadła na kolana.
Roan: Wanheda zgodnie z umową.
Roan ściągnął worek z głowy dziewczyny. Wstałam z tronu, nie mogłam jej poznać, czy to na pewno ona. Dziewczyna była brudna, cała poobijana, na twarzy miała krew, zakneblowane usta. Nie to nie może być Clarke. Podeszłam bliżej, zobaczyłam te niebieskie oczy i już byłam pewna, że to ona.
Lexa: Witaj Clarke.
Clarke's Pov
Nareszcie dotarliśmy na miejsce. Odda mnie w ręce królowej lodu i będzie po wszystkim. Może to i lepiej, że tak to się skończy. Nie będę już musiała się ukrywać, walczyć ani cierpieć. Żałuje tylko tego, że nie miałam okazji pożegnać się z mamą i resztą z Arkadii.
Wprowadził mnie do jakiejś sali, po chwili ściągnął worek z głowy. Słońce świeciło mi prosto w twarz, nic nie widziałam. Po chwili jakaś postać stanęła przede mną , rzuciła cień na moją twarz. Dalej nie byłam pewna kto przede mną stoi, czy to jest ona?
Lexa: Witaj Clarke!
Mimo tego, że w dalszym ciągu nie byłam pewna kto przede mną stoi, jak tylko usłyszałam ten głos moje wątpliwości zostały rozwiane. Lexa... Jak to możliwe, miał mnie zaprowadzić do królowej lodu, nie do niej.
Lexa: Miałeś jej nie krzywdzić – powiedziała do Roana.
Roan: Stawiała się.
Stała przede mną, a ja w dalszym ciągu nie mogłam uwierzyć, że to ona. Po co kazała mnie do siebie przyprowadzić? Czego ode mnie chce? Przypomniałam sobie tamten dzień , gdy zdradziła mnie przed wejściem do Mount Wather. Krew we mnie zawrzała, stłumione uczucia wróciły. Zabije ją, przy pierwszej najbliższej okazji j, zabiję ją. Gdy tak wpatrywałam się w nią myśląc co jej zrobię, Roan zażądał od Hedy obiecanej nagrody za moje przyprowadzenie. Na jego nieszczęście tym razem Heda również nie wywiązała się z umowy i kazała go aresztować. Mówiła coś o armii ludzi lodu, która zmierza na Polis, ale w ogóle mnie to nie interesowało.
Kazała wszystkim wyjść z pomieszczenia, zostali tylko strażnicy. Rozkazała im pomóc mi wstać. Cały czas się jej przypatrywałam. Jej twarz była niewzruszona. Twarz Komandor bez grama emocji. Zbliżyła się do mnie, rozwiązała przepaskę, którą miałam zakneblowane usta.
Lexa: Wybacz, ale musiało tak być. Nie mogłam pozwolić, aby Wanheda wpadła w ręce królowej lodu. Szykuje się wojna. Potrzebuje Cię.
Jedyne co mi przyszło do głowy po tych słowach, to to, że ona chyba sobie żartuję. Jak ona śmie! Po tym wszystkim tak po prostu mówi mi, że mnie potrzebuje.
Splunęłam jej z nieukrywaną satysfakcją prosto w twarz. Moja wściekłość sięgnęła zenitu. Chciałam się na nią rzucić, ale jej strażnicy od razu mnie złapali i odciągnęli od niej. Ty suko – wykrzyczałam, chciałaś Władczyni Śmierci to ją masz! Zabiję cię! Zabiję Cię!
Lexa's Pov
Strażnicy wyprowadzili Clarke z sali tronowej. Wytarłam twarz. Powinnam się spodziewać, że jej reakcja będzie właśnie taka. Ona mnie nienawidzi, po prostu z całego serca mnie nienawidzi. Dalej w głowie dźwięczy mi jak powtarza zabiję cię. Czy naprawdę byłaby w stanie to zrobić. Jej dzisiejsza reakcja jasno wskazuję na to, że nie zawahałaby się gdyby miała okazję. Muszę dać jej ochłonąć, dać jej czas żeby się uspokoiła i przemyślała wszystko.
Clarke's Pov
Jestem tu już tydzień. Dostałam swój pokój, czyste ubranie. Traktują mnie tu dobrze, prawie nie czuję się jak więzień. Mogę nawet wychodzić na zewnątrz, tyle, że z eskortą. Przez ten czas mogłam przyglądnąć się tutejszym ludziom. Życie tutaj wygląda zupełnie inaczej niż w wiosce pełnej żołnierzy, całkiem podobnie jak na Arce. W gruncie rzeczy ci ludzie nie różnią się od nas tak bardzo. Gdyby nie technologia, którą posiadamy bylibyśmy tacy sami. To dla nich Lexa mnie zdradziła, to ich wybrała. Co ja bym zrobiła na jej miejscu?
Moje rozmyślanie przerwało pukanie do drzwi, do pokoju weszła Lexa. Jej twarz jak zwykle nie zdradzała żadnych uczuć. Cieszyłam się, że zostawiła mnie w spokoju i miałam nadzieję, że nie prędko ją zobaczę.
Clarke: Miałam nadzieję, że wyraziłam się jasno mówiąc, że nie chcę cię widzieć?
Lexa: Owszem, uszanowałam twoją prośbę przez tydzień, natomiast mamy problemy.
Clarke: My nie mam problemów.
Lexa: Tak, mamy! Wieczorem spotkamy się z ludźmi nieba, oddamy cię im.
Clarke: Tyle trudu po to, żeby mnie po prostu wypuścić? Zdziwiłam się.
Lexa: Po to, żeby cię uratować.
Jak ona może tak mówić. Chciała mnie uratować!? Potrzebowałam ratunku pod Mount Weather, a ona odwróciła się ode mnie. Przez nią musiałam zabić tych wszystkich ludzi. To przez nią nie miałam wyboru. Czas to zakończyć, obiecałam sobie, że kolejnej szansy nie zmarnuję. W rękawie miałam schowany nóż, który udało mi się ukraść podczas jednego z posiłków.
Lexa: Masz rację, nie uwalniam cię tak po prostu, chce czegoś więcej. Chce, żeby twoi ludzie byli moimi ludźmi.
Po tym co usłyszałam utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że muszę ją zabić. Przyprowadziła mnie tutaj tylko dlatego, że jestem jej potrzebna, znowu chce mnie wykorzystać. Podeszła do niej bliżej.
Clarke: Daj mi spokój, skończyłam z tym. Odeszłam.
Lexa: Nie uciekniesz przed samą sobą, pokłoń się mi, a twoi ludzie będą bezpieczni.
Ona chyba nie wie co mówi, czy ona w ogóle siebie słyszy, po tym wszystkim chce żebym się jej pokłoniła. Szybkim ruchem skróciłam dzielący nas dystans. Złapałam ją jedną ręką za kark, a drugą przycisnęłam jej nóż do gardła i popatrzyłam prosto w oczy.
Clarke: Nie zależy ci ani na mnie, ani na moich ludziach. Jesteś tutaj, bo w Mount Weather obnażyłam twoją słabość. Ty odeszłaś bez walki, a ja zabiłam ludzi gór co do jednego, bez pomocy żadnej armii. Jeśli chcesz mocy Wanhedy, będziesz musiała mnie zabić. Wykrzyczałam jej prosto w twarz.
Nie poruszyła się, czekała na mój ruch. Jest dużo silniejsza ode mnie i lepiej wyszkolona, z łatwością mogłaby wytrącić mi nóż z ręki. Ona natomiast ani nie drgnęła, patrzyła tylko na mnie i czekała co zrobię. Jej twarz w dalszym ciągu była niewzruszona, natomiast jej oczy, jej wielkie zielone oczy patrzyły się prosto w moje pełne bólu i żalu.
Lexa: Przykro mi.
Nie wytrzymałam jej spojrzenia, nie mogłam tego zrobić. Puściłam ją i się odsunęłam, łzy napłynęły mi do oczu, nóż upadł na ziemię.
Lexa: Nie chciałam Cię zmienić w kogoś takiego. Jesteś wolna. Twoja matka jest tutaj.
![](https://img.wattpad.com/cover/104970680-288-k377617.jpg)
CZYTASZ
Clexa - Miłość jest słabością
FanficMoja wizja relacji Clarke i Lexy, czyli jak to powinno być w The Hundred. Akcja dzieje się po tym jak Lexa zdradza Clarke pod Mount Weather. Jesteście ciekawi, co by było gdyby Lexa przeżyła wypadek z bronią...Czy dziewczyny będą razem?