KRZAKI SĄ FAJNE

38 5 3
                                    

Wiecie co wam powiem? WŁAŚNIE WYCHODZĘ Z JAKIŚ KRZAKÓW! TYLKO PROSZĘ BEZ SKOJARZEŃ! Jestem cała umorusana, ale widzę znajomą drogę jeaaaa. Szkoda,że jest ciemno w chuj jak w dupie Hamiltona heheh. ALE SIĘ ŻYJE CHWILĄ NAWET JEŚLI WYCHODZISZ Z LASU I WYGLĄDASZ JAK DZIKUS. Zapukałam do drzwi jak normalny człowiek i czekałam aż jeden z pizdokleszczy ruszy swój zacny tyłek by mi otworzyć. Stojąc tak przyjrzałam się naszym uroczym roślinką i drzewkom rosnącym na naszej posesji. Zdawało mi się,że w oddali widzę cień mężczyzny na co się zaśmiałam.  Słońce mnie dziś za bardzo zagrzało, znów wróciłam wzrokiem do tego miejsca, ale nic tam nie było. Po chwili dostałam mocne uderzenie drzwiami, zabije tego idiotę. Za drzwi wyskoczyli Matt i Carter z patelniami w reku, gdy mnie zobaczyli wypuścili powietrze z rąk. Wkurwiona wyrwałam Espinosie patelnie i przywaliłam jednemu i drugiemu.

-POJEBAŁO WAS KURWA JUŻ DO RESZTY?- wykrzyknęłam - NAJPIERW MI PRZYWALILIŚCIE TYMI PIERDOLONYMI DRZWIAMI A TERAZ PATELKI JESZCZE?

-Kto normalny puka do drzwi o 22?- Carter popatrzał się na mnie jak na pojebaną.

-No właśnie- Matthew złączył ręce tak aby wyglądać jak Chinol.

-Wow to tak długo szłam - zaskoczyłam się.

-SZŁAŚ? -zadał pytanie zdziwiony Reynolds.

-SKĄD?- pytanie tym razem padło z ust blondyna.

-Od tych kleszczoryjów Brooks'ów - wzruszyłam ramionami.

-hahahah kobieto to się nachodziłaś - zaśmiał się Maat.

-No co ty nie powiesz - wywróciłam oczami.

-To w chuj daleko, aż dziwne, że cię nie odwieźli - Carter i te jego zamyślenia boszzz.

-Wolałam się przejść - uśmiechnęłam się sztucznie i weszłam do domu.

Weszłam podstawowo do kuchni i przywitałam się z najlepszą lodówką ever. Po chwili do pomieszczenia wszedł Glina.

-A IDŹ SIĘ DZIEWOJO UMYĆ BO CZUJE NĘDZNY ZAPASZEK - złapał się teatralnie za nos.

-Możliwe,że jest od ciebie - pokazałam mu faka i polazłam się umyć no bo jak inaczej xDD.

Po jakże ciekawym prysznicu założyłam jakieś ciuchy i mniej więcej się ogarłam. Polazłam moim zajebistym krokiem do salonu do tych pizdokleszczy. Pizdokleszcze jak to pizdokleszcze siedzieli na kanapie i żarli jedzenie.

-Nie podzielicie się ? - zrobiłam smutną minę do nich - O wy szmaciulki.

-Masz grubasie- Taylor wysypał na mnie cała miskę popcornu.

-CANIFF TY POJEBANY SZURORYJCU TYLE CO SIĘ UMYŁAM!- darłam się na idiotę.

-Nie zaszkodzi umyć ci się jeszcze raz- wzruszył ramionami a ja wylałam na niego zawartość butelki stojącej na stole.

-WALKA NA JEDZENIE UUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU- Cameron wyskoczył z kuchni ubrany w garki itd.

Tamci bawili się na całego a ja nie miałam na to ochoty zbyt. Ukryłam się za kanapą i czekałam na zawieszenie broni. Zadzwonił dzwonek, ale chyba tego nie usłyszeli GŁUCHELCE. Dyskretnie przeczołgałam się na korytarz, po czym wyjrzałam przez okno. Światło się świeciło, ale nikt nie stał przed drzwiami. Wyszłam na dwór i rozejrzałam się dokładnie no kurwa nikogo nigdzie nie widziałam. Nagle bum bum usłyszałam granie gitary boszzzzz co tym razem. Odwracam się a za tych pierdolonych krzaków wyskoczył Jacob z gitarą.  Chciałam walnąć jakiś swój chamski tekst, ale zaczął śpiewać. Szczerze to mam na dziś dość gitar i śpiewania ale okk.

Miłość? To chyba jakiś żart.Where stories live. Discover now