#18

42 4 3
                                    

Z sercem na ramieniu szybkob przemknęłam pod stertę drewna, stojąca po drugiej stronie domku. Postanowiłam,  że wejdę na nią, a później nic mnie nie będzie ograniczać od stanięcia na dachu.

Jak się później okazało,  sprawiło mi to więcej trudności niż się spodziewałam. Obdrapałam sobie nogi o wystające z drewien drzazgi.

Bywa...

Gdy znalazłam się na budynku, poczułam niestabilne dachówki pod stopami. Kilka nawet spadło na ziemię. Przesunęłam się parę metrów w stronę komina. Nachyliłam się,  by móc usłyszeć rozmowę toczącą się wewnątrz.
Byłam na tyle zdeterminowana,  że udało mi się nawet rozpoznać, do kogo należą niektóre głosy.

I kto tu nadaje się na detektywa? (Ja, ja, jaaa).

Vicki:
Jack,  wujku. Co już wiadomo?

Jack:
Na razie wiemy,  że Blackowie się domyślają. Dziewczyna nic się nie spodziewa. Przeszkadza mi jednak jej przyjaciółka... trzeba będzie się jej jakoś pozbyć.

Simon:
To da się załatwić. Jest bardzo naiwna. Myślę nawet, że uda mi się przeciągnąć ją na naszą stronę. Sądzę, że mogłaby dostarczyć nam wiele interesujących faktów.

Jack:
To ma sens. Wreszcie na coś się przydałeś... A jeśli chodzi o Blacków, to moi ludzie zaczęli już śledztwo. Nikt jeszcze nie nakrył jaszczurów bezpośrednio, wiec jak na razie jesteśmy górą.

Gość,  którego nie znam:
A może oni tylko stwarzają pozory? Żeby nas zmylić. Nie świadomi, możemy być nawet podsłuchiwani.

Ojej. Czyżby ktoś się domyślał, że siedzę im na dachu?

Jack:
Vincent, braciszku... głupi jesteś czy tylko udajesz!? Nikt nie jest w stanie rozgryźć naszego gangu!

Ooo, czyli gość,  którego nie znam to Vincent. Jest on bratem Jacka. A skoro jest jego bratem, to dla Vicki będzie... tatą!
Ale jej tata podobno jest projektantem! To jest bardziej skomplikowane niż mi się wydawało...

Rozmowa pewnie trwałaby dłużej, gdyby nie to, że powoli zaczynałam zsuwać się z dachu. Na początku to ignorowałam, ale nogi nie były już w stanie mnie dłużej utrzymać. Dachówki zaczęły spadać jedna po drugiej, powodując mnóstwo hałasu.

A przecież nikt nie mógł mnie zobaczyć!

Zaczęłam panikować. Im bardziej chciałam powrócić do poprzedniej pozycji, tym bardziej zbliżałam się do krawędzi dachu. Co prawda nie było to wysoko, ale zwiększyło się prawdopodobieństwo przyłapania mnie na gorącym uczynku.

Moi "towarzysze" najwyraźniej zauważyli nietypowe zjawisko latających dachówek,  ponieważ wewnątrz chatki zapanowało niemałe poruszenie.

Usilnie próbowałam złapać się czegokolwiek, by zapobiec nieprzyjemnemu upadkowi. Tymczasem całe zgromadzenie zdążyło wyjść już przed domek.

Już prawie złapałam wystająca z dachu antenę. Tylko się podciągnąć... a potem wystarczy przejść na drugą stronę i jestem uratowana.  Niestety nie poszło po mojej myśli. Poślizgnęłam się i zleciałam całkiem w dół.

Zobaczyłam czarne mroczki przed oczami.

-Tutaj! Tutaj jest!  Szybko! - usłyszałam czyjś głos.

A później straciłam kontakt z rzeczywistością. I patrząc na to, co miało nastąpić, dla mnie lepszym rozwiązaniem było nie budzić się w ogóle. Zapaść w sen. Na zawsze.

--------------------------------------------------

I jak wrażenia?  Domyślacie się co stanie się ze Sky?

Wiem że rozdział miał być wczoraj, ale... zapomniałam!
Ostatnio w moim życiu dużo się dzieje (niekoniecznie są to same pozytywy) i trudno jest mi się skupić na czymkolwiek. Mam nadzieję,że zrozumiecie.

Do następnego,  żabki :*

Dlaczego nie? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz