Rozdział 7

430 27 5
                                    

*Utwór został zamieszczony dla zbudowania atmosfery, więc przed rozpoczęciem czytania zalecam go włączyć*



- Wygląda na to, że twój pobyt w Nantes nie był sielanką - mruknęła jakby sama do siebie, dłubiąc widelczykiem w cieście, zaraz po wysłuchaniu mojej długiej historii. – I naprawdę nie musiałeś kupować dla mnie tego brownie. Pójdzie mi w tyłek i co wtedy? - dodała po chwili z szerokim uśmiechem, a jej oczy przeszyły iskierki rozbawienia.

Zaoferowałem Cornelii spędzenie ze mną czasu po pracy, jako iż byłem jej winien dłuższą rozmowę w spokojniejszym miejscu, jakim była przytulna kawiarenka na obrzeżach miasta, która ze względu na swój wyjątkowy klimat, należała do moich ulubionych. Byłem zobowiązany do niejakiego zaspokojenia jej ciekawości, ponieważ dawniej mieliśmy ze sobą dobry kontakt, który z powodu nagłego wyjazdu został wprowadzony w stan uśpienia. Poza tym chciałem rozeznać się w rzeczywistości i zmianach jakie w niej nastąpiły. Interesowało mnie, jakie wydarzenia miały miejsce pod moją nieobecność.

W odpowiedzi na jej zaczepliwe pytanie, wzruszyłem obojętnie ramionami, spijając z filiżanki łyk mojego ukochanego caffe latte. Gorący napój przemknął wzdłuż mojego przełyku, wypełniając go ciepłem, natomiast kubki smakowe doznały prawdziwej rozkoszy, której łaknęły znacznie więcej. 

- Wątpię, żeby poszło. Wyglądasz wręcz nienagannie - odparłem zgodnie z prawdą, robiąc im na przekór poprzez odstawienie filiżanki na bok. Splotłem palce swoich dłoni, które lada chwila stały się podporą dla mojego podbródka.

- Gdyby rzeczywiście tak było, to miałabym z kim iść na przyszłotygodniowy bankiet. A tymczasem każdy ma mnie w dupie - odpowiedziała nieco niemrawo, a kąciki jej ust opadły nieznacznie, kiedy napotkała mój przenikliwy wzrok mierzący uważnie jej osobę.

- Onieśmielasz ich - stwierdziłem rzeczowo, na co jej idealnie wydepilowane brwi uniosły się ku górze, jak gdyby nie rozumiała moich słów.

- Że co proszę? - wykrztusiła z siebie, nie dowierzając w to co właśnie usłyszała, po czym odgarnęła za ucho kosmyk swoich czarnych, kręconych włosów, co uwydatniło jej mocno zarysowaną szczękę swoim kształtem przypominającą literę „v". W pewnych regionach świata zostałaby uznana dzięki temu za prawdziwy ideał.

- Onieśmielasz ich swoim temperamentem i zniewalającym wyglądem - wyjaśniłem, wbijając widelczyk w dość niewielki kawałek szarlotki. – Spójrzmy prawdzie w oczy. Niczego ci nie brakuje - dodałem, z kolei kosztując zamówionego przeze mnie ciasta. Smakowało wyśmienicie.

- Oczywiście, panie szarmancki - skwitowała, wybuchając śmiechem. Spojrzenia wszystkich osób, dotychczas spokojnie zapoznających się z menu, spoczęły na naszych sylwetkach. Mimo to nie zamierzałem jej uspokajać, choć preferowałem pozostać niezauważany przez ludzi nic dla mnie nieznaczących. Jeżeli byliśmy dla siebie nikim, nie warto było stanowić punktu skupienia ich uwagi, którą mogliby przeznaczyć na coś lub kogoś o wiele cenniejszego.

Ignorując otoczenie, popiłem szarlotkę łykiem kawy, następnie zadając pytanie... 

- Jest ktoś, kto ci się podoba?

Dziewczyna uciszyła się momentalnie, choć po jej twarzy wnioskowałem, że wciąż miała ochotę parsknąć śmiechem. Przygryzła lekko wargę, najwyraźniej po to, aby odwlec od siebie to pragnienie. 

- Był taki jeden - odrzekła ponownie poprawiając swoje krótkie włosy, choć nie można było im niczego zarzucić. – Nazywa się Philip. Jest naszym informatykiem, przez co nie raz całkiem przypadkiem - wykonała charakterystyczny ruch palców oznaczający cudzysłów - psuł mi się komputer. Podobał mi się przez dłuższy czas, ale niestety nie mam u niego szans.

- Dlaczego? - zmarszczyłem nieznacznie brwi.

- Jest gejem - odpowiedziała beztrosko, po czym włożyła do ust niewielki kawałeczek brownie.

Wstrzymałem się od jakiejkolwiek odpowiedzi, po raz kolejny rozkoszując się cudownym smakiem caffe latte. 

- Prawdę mówiąc szkoda, bo chciałam, żeby towarzyszył mi na bankiecie. Miło byłoby z nim zatańczyć, ale teraz nie ma to sensu. - Wypuściła powietrze, zajadając się ciastem czekoladowym.

- Geje też tańczą - odparłem, próbując jej uzmysłowić tak banalny i oczywisty fakt, jednocześnie nie rozumiejąc, dlaczego odmienna orientacja przeszkadzała jej w odbyciu wspólnego tańca.

- Shhhh... - Przyłożyła palec do swoich ust, po czym otarła czekoladę z ich kącika. – Nie chodzi mi o sam taniec, tylko o coś więcej - wyjaśniła z frywolnym uśmieszkiem, błąkającym się po twarzy.

Skinąłem głową na znak przyswojenia jej ukrytego komunikatu. 

- Bankiet jak zwykle odbędzie się w sobotę? - spytałem, choć byłem prawie że pewien twierdzącej odpowiedzi.

- Mhm – mruknęła, przeżuwając kolejny kęs brownie, z czego wywnioskowałem, że nie przejmowała się już całkowicie tym, czy „pójdzie jej ono w tyłek". - Oczywiście tam, gdzie zawsze - dodała z pełnymi ustami.

- Zgodziłabyś się, żebym to ja towarzyszył ci zamiast Philipa? - spytałem, patrząc na nią wzrokiem przepełnionym powagą. Natychmiast dostrzegłem, jak ta niemalże zakrztusiła się kawałkiem ciasta na dźwięk moich słów.

- Pomyślałem, że moja obecność jest lepsza od samotności - sprostowałem, aby uniknąć wszelkich nieporozumień.

- Jest lepsza. Oczywiście, że jest - zapewniła mnie z przyjaznym uśmiechem na twarzy, z kolei poprawiając nerwowo kołnierzyk swojej bordowej koszuli. – Chociaż myślę, że byłoby to niesolidarne wobec Lisy. Dlatego wybacz, ale nie.

Westchnąłem teatralnie, zarazem odgarniając w tył swoje kruczoczarne włosy. Odsuwając na bok talerzyk z kawałkiem apetycznie wyglądającej szarlotki, nachyliłem się ku niej. Spojrzałem na nią znad swoich gęstych jak na mężczyznę rzęs, kolejno obdarowując ją zalotnym uśmiechem. 

- Sądzę, że mimo wszystko chciałabyś się zgodzić - rzekłem prawie że szeptem, siląc się na głęboki i przejmujący ton, który sprawił, że krew w jej obiegu zaczęła krążyć znacznie szybciej, na co wskazywał rumieniec, goszczący na jej bladej twarzy.

- Nie ma to najmniejszego znaczenia. - Odwróciła głowę w bok, jakby chcąc ukryć przede mną ten fakt, stanowiący dla mnie oczywistość.

- Tak samo jak nie ma znaczenia to, że wszyscy wokół będą mieć partnerów? - spytałem retorycznie, nie oderwawszy od niej wzroku. - Wszyscy poza tobą.

Zamilkła. Nie odezwała się nawet słowem. Słyszałem wyłącznie rozmowy odbywające się między otaczającymi nas osobami oraz melodię utworu „Tous Les Memes" w wykonaniu Stromae, która dobywała się z niewielkiego głośnika przymocowanego do ściany. Kątem oka dostrzegłem, jak zaciska palce w pięść, po czym szybko je rozluźnia. Jej klatka piersiowa uniosła się ku górze, opadając głęboko po krótkiej chwili. Milczała nawet na mnie nie patrząc. Oczekiwałem w spokoju jej reakcji, nie wykonując żadnych pochopnych ruchów. Podświadomie czułem, że zrobi to, czego pragnę. 

- W porządku, ale pod jednym warunkiem - odparła w końcu, odwracając twarz w moją stronę, dzięki czemu nasze spojrzenia spotkały się w jednym punkcie.

- Jakim? 

- Jeżeli Lisa zobaczy nas obok siebie będziesz udawać, że wcale nie przyszedłeś ze mną, a zostałeś przysłany jako przedstawiciel konkurencyjnej redakcji, w której znalazłeś zatrudnienie po powrocie. 

- Zgoda - odparłem pewnie, ponownie posyłając jej przymilny, wyuczony uśmiech. – Tymczasem dopijmy kawę, dojedzmy ciasto i chodźmy na spacer. Spora dawka świeżego powietrza dobrze nam zrobi.

- Też tak myślę - odpowiedziała, unosząc kąciki swoich różanych ust ku górze, zaraz po czym skończył w nich kawałeczek ciasta czekoladowego, które od tamtego momentu z pewnością należało do jej ulubionych.

Utracona NamiętnośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz