Rozdział 10

399 27 11
                                    


Nazajutrz, zgodnie z moimi przypuszczeniami, znajdywałam się na językach wszystkich moich współpracowników. Każdy mój ruch był przez nich lustrowany, po czym udawali, że wcale nie zwracają na mnie uwagi. Jednakże ich szepty oraz pełne politowania spojrzenia były zbyt oczywiste, żebym uwierzyła w to, że stanowiły jedynie wytwór mojej wyobraźni. Byłam świadoma tego, że wczorajszy incydent był obecnie głównym tematem rozmów. Mimo to udawałam, że było mi to całkowicie obojętne, lecz z czasem stawało się to coraz trudniejsze. Zwłaszcza wtedy, gdy Olivia nie była w stanie powstrzymać się od niewybrednych docinków, skierowanych w moją stronę, lecz nie miałam sił, żeby się z nią kłócić. Cały wieczór spędziłam w ciepłych ramionach mojego ukochanego, który był dla mnie prawdziwą oazą spokoju i bezpieczeństwa, jednak wciąż w mojej głowie tkwił obraz przystojnej sylwetki Leo. Pozostał taki, jakim go zapamiętałam.

Chudy, lecz bez przesady, odziany w elegancki, gustowny strój. Jego kruczoczarne włosy jak zwykle zarzucone były w tył, natomiast błękitne tęczówki czarowały swoim pięknem na tle bladej, mocno zarysowanej twarzy, pozbawionej jakichkolwiek głębszych emocji oraz chociażby milimetrowego zarostu. Nigdy nie widziałam go zarośniętego. Podejrzewałam, że byłby to dość nietypowy widok, lecz nie chciałam się o tym przekonywać. Wolałam już nigdy więcej nie mieć z nim do czynienia, nawet jeśli byłam ciekawa przyczyny jego nagłego powrotu, a także jakim cudem został wpuszczony na bankiet dla pracowników redakcji. Podświadomie czułam, że powodem była moja osoba, lecz było to raczej zbyt egocentryczne, dlatego nie uznałam tego za pewnik. Nie wszystko zawsze musiało kręcić się wokół mnie.

Korzystając z przerwy, udałam się do kawiarenki na parterze, gdzie kupiłam kawałek tarty z truskawkami oraz filiżankę kawy z mlekiem. Usiadłam przy jednym ze stolików, po czym zaczęłam zajadać się przepysznymi, świeżymi truskawkami, które od dzieciństwa należały do moich ulubionych owoców, wraz z jagodami i malinami. Nie cierpiałam natomiast smaku i zapachu cytrusów. Tak samo jak osoba, o której nie chciałam myśleć. Aczkolwiek wciąż pamiętałam, jak nasza znajomość rozpoczęła się od słów „Dlaczego tutaj tak śmierdzi?", kiedy po raz pierwszy przestąpiłam próg redakcji. Wówczas przechodził obok mnie, lecz zatrzymał się na moment i uśmiechając się blado, wyjaśnił, że Lemaire uwielbia zapach cytryny i dlatego zdarza mu się z nim przesadzać. Zaraz po tym sam przyznał, że go nie znosi. Podobnie jak reszty owoców cytrusowych. Następnie dowiedziałam się, że uwielbia jabłka, po czym zostałam zaproszona na kawę do pobliskiej kawiarenki. Nie wiem, dlaczego się wtedy zgodziłam. Sporo o mnie wypytywał, lecz sam nie był zbyt wylewny. Nigdy nie należał do gadatliwych osób i nie okazywał swoich uczuć. Często odnosiłam wrażenie, że szczególnie unikał tematów związanych z jego przeszłością. Zwłaszcza tyczących się jego rodziny. Wiedziałam jedynie, że był jedynakiem. Pomijając ten fakt, stanowił dla mnie nierozwikłaną zagadkę, której w tamtejszej chwili nie chciałam rozwiązywać.

- Znowu tarta? Jeszcze w boczki ci pójdzie - usłyszałam, wyrywając się tym samym z zadumy. Naprzeciwko mnie usiadła Cornelia, która jak zwykle uśmiechała się pogodnie. Położyła przed sobą talerzyk z kawałkiem brownie i nabierając czekolady z jego wierzchniej części, zlizała ją z palca.

- Pilnuj lepiej swojej płaskiej dupy, a nie moich boczków - odparłam kąśliwie, wkładając truskawkę do ust. Posmutniała nieznacznie, lecz zamiast odpowiedzieć równie zgryźliwym komentarzem, wzruszyła ramionami, rozkoszując się niewielkim kawałeczkiem ciasta czekoladowego.

- Jak się czujesz po wczorajszym? - spytała nawet na mnie nie patrząc, gdyż całą uwagę skupiała na pałaszowaniu swoich ukochanych słodkości. – Twoje zachowanie było naprawdę niepokojące - dodała po chwili ciut cichszym tonem.

Utracona NamiętnośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz