- Obiecujesz, że już nigdy więcej nie znikniesz? - spytałam, gdy leżeliśmy na wyciągniętym z bagażnika kocu, podziwiając niebo obsiane lśniącymi gwiazdami. Na jego ciemno-granatowym tle ich blask wydawał się nieskazitelnie jasny oraz niewiarygodnie piękny. Widok ten posiadał swój niezaprzeczalny urok, podobnie jak poprzednio zachód słońca.
Nieoczekiwanie przyszedł mi na myśl jarmark, na którym byliśmy 3 lata temu. Był to czas, kiedy uchodziłam za prawdziwy kłębek nerwów z powodu problemów rodzinnych, związanych z alkoholizmem ojca oraz nieposłuszeństwem młodszej siostry. Jednakże pasmo smutku, złości i płaczu zostało na moment przerwane dzięki zaproszeniu Blanca. Bez zawahania przystanęłam na jego propozycję, gdyż już wtedy byłam nim wielce zafascynowana. Tego samego dnia udaliśmy się na jarmark odbywający się w sąsiedniej miejscowości, która słynęła z tego typu wydarzeń. Spędziliśmy miło czas, co pozwoliło zapomnieć mi o wszelkich życiowych niedogodnościach. Nawet udało mi się zrobić sobie z nim zdjęcie w budce fotograficznej, co nie było byle czym, ponieważ Leo z reguły nie cierpiał zdjęć. Od tamtej pory zaczęłam nosić je w portfelu i ani razu go z niego nie wyjęłam. Zastanawiałam się jednak, czy mój towarzysz tak samo jak ja, nigdy się z nim nie rozstawał. Kiedy było już po wszystkim, rozłożyliśmy koc na łące znajdującej się z dala od opustoszałych namiotów oraz straganów. Identycznie jak tego dnia leżeliśmy razem, podziwiając gwieździste niebo.
- Obiecuję - odparł przyciszonym tonem, następnie zwracając twarz w moją stronę. Przewróciłam się na bok, kładąc głowę na zgiętej ręce. Spojrzałam mu głęboko w oczy, które błyszczały porównywalnie do znajdujących się nad nami gwiazd. Jego dłoń osiadła na moim z lekka zmarzniętym policzku. Przygładził go delikatnie kciukiem, a po chwili przysunął się bliżej mnie.
- Leo... - zaczęłam cicho, wpatrując się w niego niczym w idealny obrazek.
- Hmm? - mruknął zaciekawiony, odgarniając za ucho kosmyk moich blond włosów.
- Pamiętasz jak byliśmy razem na jarmarku 3 lata temu?
- Pamiętam, wciąż mam przy sobie nasze wspólne zdjęcie.
Uszczęśliwiona faktem, że pomimo rocznej rozłąki nie pozbył się naszych wspomnień, przylgnęłam do jego ciała, zarazem wtulając się w niego. Rozkoszowałam się wonią jego waniliowych, męskich perfum zmieszanych z nutką tytoniu oraz mięty. To nietuzinkowe połączenie było jakoby gorzka czekolada tworząca ze słodką żurawiną symfonię boskiego smaku. Rozpalało moje uśpione zmysły. Wzbudzało we mnie łaknienie jego osoby, aż w końcu zasmakowałam jego ust.
Wpiłam się w nie bez pamięci i nie minęła nawet sekunda, kiedy doczekałam się wzajemności. Jedną z dłoni przycisnął mnie do swojej sylwetki, zaś drugą, którą trzymał moje udo, wciągnął mnie na siebie, samemu przekręcając się na plecy. Całował mnie zachłannie, wyznaczając dłońmi ścieżkę wzdłuż mojego uda, poprzez pośladki i plecy. Czułam ich ciepło przez materiał odzieży. Podobnym emanowało moje wnętrze. Jego bliskość rozpalała we mnie żar namiętności. Sprawiała, że pragnęłam być w jego posiadaniu. Z każdą minioną sekundą pocałunku, który przybierał na pożądliwości, przemieniając się w nieustępliwą walkę języków, pragnęłam znacznie więcej. Sposób w jaki całował, a także dotyk jakim mnie raczył, przysparzał mnie o uczucie niczym niezmąconej przyjemności. Szaleńcze bicie serca komponujące się z moim własnym, które czułam przylegając do niego bez choćby milimetrowej przerwy, upewniało mnie w przekonaniu, że należało tylko do mnie. Nasze serca, podobnie jak ciała, nie mogły żyć osobno.
Nim się spostrzegłam zwinnym ruchem pozbawił mnie bluzki, kolejno odrzucając ją poza koc. Palcami wodził po mojej nagiej skórze, przeszytej przez dreszcze. Ciepło jakim na mnie oddziaływał w połączeniu z chłodnym, wieczornym powietrzem przyprawiało mnie o gęsią skórkę. W momencie w którym jego palce odnalazły zapięcie od koronkowego stanika, rozprawiając się z nim w trymiga, a sama górna część bielizny odnalazła swoje miejsce tuż obok bluzki, poczułam, jak opadłam gwałtownie na plecy. Wpuściłam do płuc śladową ilość powietrza, które opadło na ich dnie. Odchyliłam głowę, by ułatwić mu dostęp do mojej szyi, jednocześnie wszczepiając palce w jego gęste włosy. Całował ją namiętnie, co chwila podgryzając delikatnie lub pozostawiając na niej mokre ślady swojego języka. Z czasem mój oddech stawał się coraz głębszy i nieregularny. Im niżej przemieszczały się jego gorące wargi, tym bardziej uciążliwe stawało się mrowienie w dolnych partiach brzucha. Błagałam w myślach, żeby nie przestawał. Pragnęłam tego najbardziej na świecie, a gdy poczułam jak jego język zajmował się pieszczotliwie centralnymi punktami mojego biustu, jęknęłam mimowolnie, ciągnąc go za włosy. Syknął, gdyż zrobiłam to z lekka za mocno, lecz nie przerwał wykonywanej czynności. Zataczał wokół nich niewielkie kółeczka, podgryzał je delikatnie, by nie sprawić mi bólu. Najczystsza rozkosz jaką mi serwował przybierała stopniowo na sile, sprawiając, że liczył się tylko tamten moment. Nic poza nami nie miało najmniejszego znaczenia.
Pociągnęłam ponownie, gdy jego wargi zaczęły badać każdy, chociażby najmniejszy skrawek mojego brzucha, którego wnętrze płonęło najczystszym ogniem piekielnym. Wciągnęłam go odruchowo, z kolei podkurczając nogi. Zaciskałam je mocno na jego pasie, ilekroć pozostawiał mokre ślady poniżej linii pępka, aż w końcu jego dłonie dopadły moją spódnicę. Odchyliłam tułów, by umożliwić mu przedostanie się do jej zapięcia. Chwycił jego suwak, z kolei powolnym ruchem przyprawiającym mnie o zniecierpliwienie, pociągnął go w dół. Opuścił moją spódnicę do samych kostek, następnie odrzucając ją na bok. Identycznie postąpił z dolną częścią czerwonej, koronkowej bielizny.
Poczułam, jak jego zwinny język drażnił najczulszy punkt mojej wilgotnej kobiecości. Docisnęłam do niej jego głowę, dając tym samym do zrozumienia, żeby pod żadnym pozorem nie przestawał. Zgodnie z moim pragnieniem, nie przerywał. Fala rozkoszy zalewała mnie zewsząd, niczym wydzielane przeze mnie soki, które spijał zachłannie, gdy dopieszczał mnie w najbardziej zbereźny sposób. Chwyciłam między palce garść jego czarnych włosów, po czym zacisnęłam je mocno. Mój oddech pędził nieokiełznanie, natomiast twarz płonęła rumieńcem. Podbrzusze mrowiło niemiłosiernie, jakby było muskane aksamitnym piórkiem. Z ust co chwila wydobywały się mimowolnie jęknięcia, które z każdą minioną sekundą stawały się coraz głośniejsze. Czułam, że apogeum przyjemności było bliżej niż mogłoby się wydawać.
***
Kiedy było już dosłownie po wszystkim, uwzględniając również to, co nastąpiło po oralnych pieszczotach, opadł bezwładnie tuż obok mnie. Ciężko dysząc zwrócił twarz w moją stronę. Nasze spojrzenia spotkały się, podobnie jak dłonie, których palce splotły się ze sobą. Był tak blisko, że niemalże czułam wydychane przez niego powietrze. Widziałam, jak jego naga klatka piersiowa unosiła się ku górze, by następnie opaść głęboko. Miałam go przed sobą w całej, nieprzeciętnej okazałości, tak samo jak rok temu. Z tą różnicą, że w tym przypadku nasze zbliżenie nie było efektem nadużycia alkoholu. Byliśmy tego w pełni świadomi. Oboje tego pragnęliśmy. Niczego nie żałowaliśmy.
- Kocham cię - wyszeptał, po czym złożył czułego całusa na moim czole.
- Ja ciebie też.
*Nie potrafię pisać tego typu opisów, więc proszę mi to wybaczyć ;-;*
CZYTASZ
Utracona Namiętność
RomanceLisa Clavel i Leo Blanc byli współpracownikami, których łączyło nie tylko wspólne miejsce pracy, ale również ogromne przywiązanie i nieodparta namiętność, której usiłowali nie dopuszczać do głosu. Pomimo tego ich perypetie miały swój koniec zaraz po...