Rozdział 19

406 21 9
                                    


Moje skrępowane pasem nadgarstki posiniały od zbyt mocnego zaciśnięcia. Wyglądały koszmarnie, tak samo jak pozostawione na moim ciele malinki. Koszmarem było również każde gwałtowne pchnięcie. Każde jego westchnięcie i sapnięcie tuż nad moich uchem. Każde wypowiedziane przez niego słowo w ten ochryple obrzydliwy sposób. Chociaż moje gardło rozdzierał rozpaczliwy szloch, był on niedosłyszalny przez knebel w postaci umieszczonej w moich ustach koszuli, którą obwiązał wokół mojej głowy. Potok łez spływał strużkami po moich spuchniętych policzkach, pozostawiając na nich ślady po czarnej maskarze. Chociaż oczy piekły mnie od ich nadmiaru, nie potrafiłam przestać. Im intensywniej poruszał się w moim wnętrzu, tym bardziej zanosiłam się płaczem. Im bliżej był osiągnięcia szczytu swojej rozkoszy, tym większy sprawiał mi ból. Bolało mnie dosłownie wszystko. Od brutalnie naruszonej kobiecości, aż po zdruzgotaną godność. Nie miałam w sobie już niczego w jej rodzaju. Zostałam z niej obdarta, pozbawiona w najgorszy możliwy sposób. Zostałam ograbiona z chęci do życia, kiedy poczułam jak jego gorąca sperma zalewa moją pochwę. W tamtej chwili wolałabym nie oddychać.

***

Moja walka z Lucasem z każdą minioną sekundą przybierała na zawziętości. Najgorsze jednak było to, że nie znalazła się żadna osoba, która mogłaby nas rozdzielić. A nuż gdyby ktoś przechodził tamtą drogą, nie doszłoby do żadnej tragedii. Aczkolwiek nie można tego jednoznacznie stwierdzić. Nie jest nam dane wiedzieć, co wydarzyłoby się, gdyby zaszła ingerencja ze strony osób trzecich. Nie możemy ocenić co przeżywalibyśmy, gdyby nie doszło do pewnych sytuacji. Nikt nie posiada mocy przewidywania przyszłości.

Uderzyłem go w twarz, jednocześnie pchając na mur, w którym uderzył z niemałą siłą. Przyparłem go do niego, zaciskając dłonie na jego szyi. Nie zamierzałem go udusić. Nie byłem psychopatą. Chciałem jedynie go opanować. Pragnąłem, żeby choć przez chwilę pozostał w bezruchu oraz wyzbył się targających nim emocji. Jednakże tak się nie stało. Kopnął mnie w piszczel, na skutek czego puściłem go. Natychmiast uderzył mnie w brzuch, po czym wypchnął gwałtownie na jezdnie. Ku mojemu nieszczęściu, przejeżdżał tamtędy rozpędzony samochód prowadzony przez młodocianego kierowcę, który nie zdążył zahamować. Prawdziwa ironia losu, kiedy syn podziela los swojego ojca.

***

Kiedy zostałam wypuszczona zaraz po mrożącym krew w żyłach zastraszeniu, a moją twarz rozjaśniły promienie słoneczne, momentalnie przymrużyłam powieki. Czułam się jak dziwka. Tak jak zostało to ujęte przez Olivię, furiacka dziwka. Skończona idiotka, która zgodziła się pójść na zaplecze z obcym mężczyzną, choć od początku propozycja ta ociekała fałszem. Mogłabym powiedzieć, że sama byłam sobie winna, jednak ilekroć o tym myślałam, robiło mi się niedobrze. Czułam mdłości na myśl o tym traumatycznym przeżyciu. Nie życzyłabym go nawet najgorszemu wrogowi.

W pewnym momencie dałam im za wygraną. Zgięłam się wpół, następnie zwracając na chodnik całą zawartość mojego żołądka. Chociaż wydawało się to niehigieniczne, kiedy było po wszystkim, otarłam usta wierzchnią stroną dłoni. Nie czyniło mi to większej różnicy. Byłam brudna i tak też się czułam. Jedyne czego pragnęłam w tamtej chwili, to wzięcie zimnego prysznica, by oczyścić swoje ciało i umysł, jak i również wtulenie się w mojego ukochanego. Nie wiedziałam, jak przyznam mu się do tego, co zaszło w klubie. Nie byłam nawet pewna tego, czy komukolwiek się z tego zwierzę. Byłam świadoma faktu, że jeżeli dojdzie do lawiny pytań, nie wywinę się tak łatwo. Mimo to nie chciałam o tym myśleć. Pragnęłam wymazać to zdarzenie ze swojej pamięci, choć graniczyło to z cudem. 

Powolnym i z lekka chwiejnym krokiem zaczęłam zbliżać się do sklepu z artykułami dla niemowlaków. Ku mojemu zdziwieniu w oddali dostrzegłam karetkę pogotowia, zaparkowany w pobliżu czarny samochód oraz stojącego obok niego Lucasa wraz z jakąś kobietą z dzieckiem. Przyspieszyłam, chcąc dowiedzieć się do czego doszło, lecz gdy ujrzałam jak ratownicy przenoszą na noszach mężczyznę uderzająco podobnego do Leo, zamarłam. Zastygłam w bezruchu nie potrafiąc uwierzyć w obraz malujący się przed moimi oczami. Przez głowę przemknęła mi myśl, że prawdopodobnie były to halucynacje. Rozpaczliwie próbowałam wmówić sobie, że były to jedynie omamy. Bezskutecznie.

Pod wpływem nagłego drgnięcia w moim wnętrzu, zdjęłam swoje wysokie szpilki i rzuciłam się pędem w ich stronę. Chciałam dopaść noszy, na których leżał mój ukochany, jednak moja próba spełzła na niczym. Natychmiast zostałam objęta w pasie przez jednego z ratowników. Zacieśnił uścisk, by mieć pewność, że pomimo moich szarpań i krzyków wydobywając się ze zdartego gardła, nie uwolnię się z jego objęć. Zaraz po tym odciągnął mnie od poszkodowanego na bezpieczną odległość kilku metrów.

- Bardzo mi przykro - powiedział, a jego ton nie pozostawiał jakichkolwiek złudzeń, co do jego szczerości. Naprawdę mi współczuł, lecz nie miało to żadnego znaczenia. Nie był świadomy tego, jak okropny był dla mnie ten dzień. Jak wiele bólu skrywały moje łzy.

Zanosiłam się gromkim szlochem, kryjąc w dłoniach spuchniętą i zaczerwienioną od płaczu twarz. W tak krótkim czasie straciłam wszystko na czym mi zależało. Pracę, godność oraz moją miłość. Osunęłam się bezwładnie na ziemię, wyjąc niczym hiena. Nie obchodziło mnie, czy ktokolwiek na mnie patrzył. Miałam w głębokim poważaniu, co ludzie o mnie pomyślą. Miałam gdzieś cały świat, który tego jednego, tragicznego dnia, obrócił się przeciwko mnie. Właśnie wtedy zrozumiałam obawy Blanca, którymi podzielił się ze mną podczas pobytu na polanie. Wówczas doszło do mnie, że były one słuszne. Szczęście bywa niezwykle ulotne. 

Utracona NamiętnośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz