Rozdział 17

312 25 4
                                    




*prawie 2 tygodnie później*

Zapowiadał się kolejny pracowity dzień. Niestety rozpoczęłam go od kilkuminutowego spóźnienia z powodu korku na drodze spowodowanego wypadkiem samochodowym. Nie wiem, czy ktokolwiek z jego ofiar poniósł śmiertelne obrażenia, ale wydaje mi się, że nie była to sytuacja na tyle tragiczna, by do tego doszło. 

Przekroczyłam próg budynku, ignorując cudze spojrzenia i cudaczne uśmiechy skierowane w moją stronę. Przeważnie, gdy ktoś wodził za mną wzrokiem, był on przepełniony podziwem lub zazdrością, w zależności od płci obserwatora. Jednakże tego dnia było inaczej. Jeszcze wtedy nie rozumiałam dlaczego, lecz stan niewiedzy nie trwał zbyt długo. 

Wchodząc do windy spowitej przez zapach słodkich, męskich perfum, zastałam w niej Philipa, który odziany w dopasowaną koszulę z zakasanymi rękawami w odcieniu pudrowego różu, dzierżył w dłoni zapakowaną w foliowy woreczek drożdżówkę z makiem. Palcem wskazującym wspomaganym przez środkowy poprawił swoje okulary, po czym posłał mi ciepły uśmiech. Odwzajemniłam go, wciskając przycisk trzeciego piętra. 

- Do twarzy ci w czerni, chociaż przypominasz płaczkę na pogrzebie. Zalecałbym zadbać o kolorowe dodatki, które prócz klasy i szyku dodałyby twojej kreacji również nieco łagodniejszego i pogodniejszego charakteru - stwierdził, mierząc mnie od stóp do głów swoim bacznym spojrzeniem.

- Dziękuję, ale wiem lepiej, jak powinnam wyglądać - skwitowałam, przestępując z nogi na nogę.

Byłam świadoma tego, że nie miał niczego złego na myśli, jednak w kwestii ubioru nie zamierzałam słuchać niczyich światłych rad. Aczkolwiek w tamtej chwili zaczęłam być przekonana co do wersji Cornelii na temat jego orientacji seksualnej. Było niewielkie prawdopodobieństwo, że mijała się z prawdą. W końcu przecież mało który hetero mężczyzna ubiera różowe koszule, przesadnie dba o swój wygląd, używa słodkich perfum oraz udziela porad w sprawie mody swoim koleżankom z pracy.

Kiedy wyszłam z windy do moich nozdrzy natychmiast dotarła mdląca woń cytrusów, która wypełniała całą objętość pomieszczenia. Przemaszerowałam na wskroś niego, wsłuchując się w stukot własnych szpilek oraz szepty, które cichły ilekroć zwracałam twarz w stronę, z której dochodziły. Wzbudziło to we mnie pewien dyskomfort, lecz szybko ustąpił uczuciu rozgoryczenia, a także chęci jak najszybszego poznania przyczyny dziwnego zachowania współpracowników. Byłoby ono całkowicie zrozumiałe, gdybym w ostatnim czasie zrobiła coś kontrowersyjnego lub doświadczyła czegoś upokarzającego, jednak żadna z takowych sytuacji nie miała miejsca. Bynajmniej na ich oczach. 

- O co chodzi? Co was tak śmieszy? - Zatrzymałam się przy dwóch dziewczynach znajdujących się blisko mojego stanowiska pracy.

Chichotały wpatrując się w monitor. Spojrzałam przez ramię jednej z nich, by dowiedzieć się, co doprowadzało je do nieprzerwanego śmiechu, aż sama nim parsknęłam. Ktoś przerobił słynny fresk Michała Anioła - „Stworzenie Adama", doklejając do postaci Boga twarz Olivii, natomiast do postaci Adama twarz naszego szefa. Wyglądało to co najmniej komicznie. Pomimo tego współczułam osobie, która podjęła się wykonania tej przeróbki. Byłam pewna tego, że Lemaire wścieknie się i wyrzuci ją na zbity pysk. Nie pozostawiało to żadnych wątpliwości.

- Świetny art zrobiłaś - usłyszałam od rudej dziewczyny, co wmurowało mnie w ziemię. To musiała być pomyłka, gdyż w życiu bym czegoś takiego nie zrobiła, a na pewno nie w momencie, kiedy praca była dla mnie wyjątkowo ważna. W dalszym ciągu miałam do pokrycia koszta szkód, jakie wyrządziła moja siostra.

- Że co proszę? - wykrztusiłam z siebie, spoglądając to na nią to na ekran. – Przecież to nie jest moja praca.

- Oj Lisa, nie wykręcaj się teraz - żachnęła się jej koleżanka. – Cała redakcja już o tym wie. Wszyscy o tym gadają!

Utracona NamiętnośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz