Dzień z 11 na 12
Wokół mnie panowała czysta czerń. Czułam się jakoś inaczej. Nie umiałam tego wytłumaczyć, ale atmosfera różniła się zupełnie od tej, która panowała w Eldaryi. Wszystko wydawało się znajome, ale jednak obce.
- Mamo... Mamo, nie płacz już - usłyszałam po swojej prawej stronie. - Musimy tylko czekać. Twój płacz nic nie pomoże...
- Czekamy już dwa tygodnie, rozumiesz to!? - odezwał się kobiecy głos. - Ile jeszcze muszę cierpieć!?
Nagle czerń wyparowała, zamieniając się w żywe kolory i tym samym pozwalając mi ujrzeć scenę, której byłam świadkiem. Moim oczom ukazał się jasny pokój, bardzo mi znajomy. Za dzieciaka przebywałam w nim nie raz.
Przede mną siedziały dwie osoby - kobieta oraz młody chłopak. Ich twarze wyrażały niewyobrażalny smutek. Patrząc na kobietę, powiedziałabym, że nawet ból. Wyglądali na przemęczonych, jakby nie spali od dobrych paru dni. Blada skóra, wyraziste cienie pod oczami, suche usta... Para siedziała przy szpitalnym łóżku, trzymając za rękę, leżącą w nim osobę. Zrobiłam krok do przodu, chcąc przyjrzeć się jej dokładniej.- Czy ona nie rozumie, co my przeżywamy!?
Podchodząc bliżej, ujrzałam coś, czego najwyraźniej nie powinnam. Moje oczy powiększyły się i w sekundę zakryłam usta ręką, powstrzymując się od krzyku. Zobaczyłam siebie. Nieprzytomną, posiniaczoną, z masą szwów i bandażem w okół głowy oraz szyi. W jednym momencie zdałam sobie sprawę z tego, kim były osoby, siedzące obok. Spojrzałam na swoją mamę, będąc bliska płaczu, po czym upadłam na kolana centralnie przed nią. Nie widziała mnie. Nikt mnie nie widział.
- To nie była jej wina! - odezwał się chłopak. - Wróci do nas, kiedy będzie gotowa i musisz się z tym pogodzić!
- Nie... - wyszeptałam. - Co ty wygadujesz, braciszku...? Ja tu jestem...
Kobieta wybuchła jeszcze głośniejszym płaczem, chowając się w ramionach swojego syna. Jej szloch roznosił się po całym pomieszczeniu, tworząc wyraźne echo.
- Mamo, jestem tu, popatrz na mnie! - krzyknęłam, łapiąc ją za kolana. - Nie płacz, mamo, nic mi nie jest! Jestem cała i zdrowa!
- Na pewno nas nie zostawi...
Poderwałam się z łóżka, budząc się z tego koszmaru. Mój oddech był nie do opanowania, a moje ciało całe oblane było zimnym potem. Nerwowo złapałam się za głowę, uspokajając się, że był to tylko sen i nie mam się czym martwić. Jednak myśli, że moja rodzina na pewno mnie szuka, sprawiała, że nie mogłam spać już przez resztę nocy. Tylko leżałam, pozbawiona emocji, wpatrując się w sufit.
- Gdybym poszła na tramwaj...
Poczułam, jak coś pojawia się obok mnie, wskakując na łóżko. Podniosłam delikatnie głowę, a moim oczom ukazał się mój chowaniec, który rzucał pytające spojrzenie. Po chwili położył się przy mnie, pyszczkiem szturchając moją dłoń, dając znak, żebym położyła ją na główce niedźwiadka.
- ...Nazwę Cię Ami - powiedziałam po krótkiej chwili, drapiąc chowańca za uchem. - Przeczytałam gdzieś, że w ich języku oznacza przyjaciela. Co Ty na to, Ami?
Stworzonko tylko zamknęło oczy i położyło pyszczek na moim brzuchu, próbując zasnąć. Siedziałam tak z nią na sobie do rana, delikatnie głaszcząc niedźwiadka po grzbiecie. Jej futerko, choć znikome, sprawiało, że mogłam w końcu się uspokoić.
// // //
la ami - przyjaciel, kolega, kochanek, miłośnik
czyt. tak samo, jak się pisze
CZYTASZ
Senność || Eldarya
FanfictionGardienne zostaje porwana, przez co z niewyjaśnionych przyczyn trafia do świata zwanego Eldarya, gdzie wcale nie okazuje się być obca. Rozdziały: 26 +1 Gatunek: fanfiction, romans, fantasy Przekleństwa się zdarzają #82 w fanfiction - 100717 #2...