Ziemia, dzień 35
Mogłoby się zdawać, że to był już koniec ich zmartwień i mogliby wrócić do normalnego życia, jakie prowadzili przed przybyciem do szpitala. Jednak nic już nie było takie samo. Nie mogłoby być. Morze łez, które kobieta wylewała na ramię, trochę starszego od siebie mężczyzny, próbowało zamazać ślad, pozostawiony na ich psychice. Ciemnowłosemu również coraz trudniej było powstrzymywać się od wybuchnięcia, jednak starał się dla niej, żeby do tego nie doszło. W tamtej chwili pragnął jedynie być dla niej oparciem. Prawdopodobnie dlatego, że dalej nie dopuszczał do siebie myśli o tej stracie.
- Ezarel, jej rodzice się zwyczajnie przejęzyczyli - popatrzyła mu prosto w twarz z załzawionymi oczyma, szarpiąc go za koszulę. - Nie zrobiliby jej tego, nie wierzę...
Ten tylko odwrócił od niej wzrok, nie chcąc widzieć tego smutnego obrazka. Próbował ją uspokoić, błądząc ręką po plecach dziewczyny, wpatrując się jednocześnie w starannie zaścielone łóżko szpitalne. Zapach kwiatów, stojących na szafce obok, zaczął coraz bardziej dawać o sobie znak, co wywołało u mężczyzny potok wspomnień, które na tamtą chwilę były jak cios w czuły punkt.
Więc to prawda.
Odłączyli Miiko.
Spóźnił się.
- Powiedz coś, do cholery! Powiedz, że gdzieś ją przenieśli, że to nie prawda!
- Gardienne, chciałbym...
Dziewczyna przez dosłownie dwie sekundy wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczyma, po czym momentalnie wybuchła, jeszcze bardziej chwytającym za serce płaczem, nie chcąc wypuścić z rąk, trzymanego materiału. Delikatnie położyła głowę na torsie mężczyzny i rozpaczliwym głosem zaczęła coś mamrotać, nie chcąc wierzyć w to, co się stało. Zupełnie się tego nie spodziewała. Przecież odwiedziła ją pięć dni temu i wszystko było w porządku, więc dlaczego nie widziała na łóżku jej ciała? Dlaczego teraz tak bardzo rozpaczała?
- Chodź, musimy stąd wyjść - starał się zachowywać opanowanie.
- Nigdzie nie idę!
- Gardienne, naprawdę...
- Nie obchodzi Cię to!? Dlaczego w ogóle nie jesteś wzruszony!? Lekarze właśnie ją zabili, a ty każesz mi wyjść!?
- Nie wróci do nas, jeśli będziesz tu sterczeć! - podniósł na nią głos, przez co uwolnił negatywne emocje, które zamieniły się w pojedynczą łzę, spływającą po jego policzku. - Sama pisałaś w liście, że prędzej czy później to się stanie! Nie było to od nikogo zależne, zrozum to!
- Ale... - dziewczyna rozpłakała się już na dobre i zdawało się, że nic nie dawało rady jej uspokoić. - Jak możesz tak mówić...
Brązowowłosa z hukiem upadła na kolana, chowając twarz w dłoniach i od razu zwijając się w kłębek. Była to jedna z niewielu scen, która z żalu ściskała mężczyźnie serce. Za nic nie chciał jeszcze bardziej ranić dziewczyny, tylko jak najszybciej wyjść z sali, której atmosfera sprawiała, że lada chwila nie wytrzymałby i również wybuchłby płaczem.
Pogładził Gardienne po jej miękkich, gładkich włosach, po jednej stronie zakładając je za ucho. Musiał sprawić, żeby wszystko się ułożyło. Musiał przy niej być. Nie mógł pozwolić na to, żeby cokolwiek lub ktokolwiek doprowadził ją znowu do takiego stanu.
Obiecał sobie, że będzie walczył o jej rękę.
|| || ||
Umm... więc to koniec?
Naprawdę bardzo Wam dziękuję za czytanie, gwiazdki i komentarze! Mimo że nie zawsze rozdział wychodził mi tak, jakbym chciała, to i tak byliście tacy wyrozumiali <3
Jak się skończyło, myślę, że możecie sobie sami dopowiedzieć. Szczęśliwie czy nie - obie odpowiedzi poprawne. Mam nadzieję, że nie zlinczujecie mnie za to, haha.
Jutro dodam ostatni rozdział. Będzie to list, który Gardzia wręczyła Ezarelowi, kiedy pierwszy raz udało jej się opuścić Eel. Wszystko będzie tam wyjaśnione. Co potem? Myślę, że kiedyś jeszcze dodam jeden/dwa rozdziały o ich dalszym życiu, ale to naprawdę w przyszłości. Aktualnie daję status zakończony.Zapraszam również do czytania Lubi, nie lubi.
Peace.
CZYTASZ
Senność || Eldarya
FanfictionGardienne zostaje porwana, przez co z niewyjaśnionych przyczyn trafia do świata zwanego Eldarya, gdzie wcale nie okazuje się być obca. Rozdziały: 26 +1 Gatunek: fanfiction, romans, fantasy Przekleństwa się zdarzają #82 w fanfiction - 100717 #2...