dix-huit.

1.9K 214 88
                                    

Ziemia, dzień 6

- Były tam przedziwne istoty, mamo - opowiadałam. - Pokłóciłam się z elfem, ugryzł mnie wampir, rozmawiałam z jednorożcem i Brownie, takim królikiem. Był też taki umięśniony facet, który zrobił mi pokój, a wszystkimi dowodziła dziewczyna z lisimi ogonami.

- Co Ty mówisz - zaśmiała się mama, starannie opatulając mnie kocem. - I co się tam jeszcze działo?

- Najpierw Miiko, czyli właśnie ta lisica, wtrąciła mnie do lochów, ale jej przyjaciel przekonywał ją, że nie jestem wrogiem i wtedy pojawiła się Wyrocznia, która chyba nie robiła tego zbyt często. Miiko złagodniała i kazała przyjść Szefom Straży. Jeden z nich, Ezarel, wytykał mi ciągle, że jestem człowiekiem, ale chyba udało się nam dogadać na swój sposób. Niestety się pokłóciliśmy i nie rozmawialiśmy ze sobą ostatnio.

- Ale wiesz, kochanie, że to była tylko Twoja wyobraźnia, prawda?

Na jej słowa poczułam ukucie w sercu. Wiedziałam, że to działo się naprawdę i nikt nie mógł mi wybić tego z mojej poobijanej już głowy. Coś w środku kazało mi wierzyć w Eldaryę. Mimo pewnych niedogodności, spędziłam tam niezapomniane chwile i nie miałam zamiaru pozbywać się ich z pamięci. Czułam nawet swego rodzaju pustkę, że już nigdy ich nie zobaczę. Co jak co, ale zdążyłam przyzwyczaić się do członków Straży. Do życzliwości Valkyona, szarmanckiego zachowania Nevry i docinek Ezarela. Będzie mi ich brakować...

- Tak, mamo - zmusiłam się do uśmiechu, po czym dopiłam swoją wodę. - Wiesz, chyba się przejdę.

- Poczekaj, przyprowadzę Ci wózek - powiedziała, znikając za drzwiami i wracając po chwili z wózkiem inwalidzkim. - Mam iść z Tobą?

- Nie, nie trzeba.

Z niewielkim trudem udało mi się wejść na "pojazd" i machając do mamy, wyjechałam na korytarz. Był to pierwszy raz, kiedy mogłam samodzielnie zwiedzić szpital. Moje myśli jednak skupiały się na czymś innym. Przez tydzień, który już przebywałam w tym budynku, zdążyłam poukładać sobie niektóre sprawy i informacje, ale jeden fakt nie dawał mi spokoju od dłuższego czasu. Czułam pustkę. Wróciłam do domu, cieszyłam się oczywiście, jednak nie sądziłam, że przez tak krótki czas zdążę przyzwyczaić się do moich towarzyszy z Eldaryi. Nigdy nie zapomnę ostatniej nocy, spędzonej na stołówce w towarzystwie Nevry. Tego, jak się o mnie martwił i dopytywał o samopoczucie. Nie zapomnę również tego, że zraniłam Ezarela swoimi słowami, których nigdy nie powinnam była mówić. Na pewno znalazłabym inne określenie. Musiałam trafić w jego czuły punkt...

- Cześć, Gardienne!

- Dzień dobry pani - odpowiedziałam młodziutkiej pielęgniarce, która akurat wchodziła do sali z pacjentami. - Jak minął pani weekend?

- Wzięłam sobie Twoje rady do serca i faktycznie był mną bardziej zainteresowany, kiedy udawałam upitą - zaśmiała się, ukazując swoje bialutkie zęby.

- Haha, mówiłam!

- Gardziu, czy możesz mi pomóc przenieść dokumenty? - spytała, najwyraźniej nie radząc sobie z ilością trzymanych rzeczy.

- Jasne.

Chwyciłam teczkę z papierami, po czym wjechałam za nią do sali, z której jeszcze niedawno mnie przeniesiono. Kobieta stanęła przy ostatnim łóżku i zaczęła zmieniać kroplówkę. Ja dołączyłam do niej i położyłam dokumenty na szafce obok, którą wskazała mi pielęgniarka. Już miałam odjeżdżać, jednak moją uwagę przykuła bardzo znajoma mi czupryna. Nie było łatwo przeoczyć różowo-czarnych włosów.

- K-K... - nie mogłam wydusić z siebie słowa, widząc młodą dziewczynę, pogrążoną w głębokim śnie. - To niemożliwe...

- Coś się stało? - spytała zaniepokojona.

- Jak ma na imię ta dziewczyna? Proszę mi powiedzieć, jak ona ma na imię!

- Znacie się?

- Jak się nazywa, do cholery!?

- Gardienne, spokojnie... - próbowała powstrzymać mnie od podnoszenia głosu, szybko przewracając kartki w swojej teczce. - Na imię jej Karenn.

Zamarłam.

- Nie, nie, nie... To jakiś chory żart...

- Gardzia, zaprowadzę Cię do Twojej sali - położyła ręce na uchwytach wózka, obracając mnie w stronę drzwi. - Martwię się o Ciebie.

- Niech mnie pani zostawi! Chcę być z Karenn!

- Tak, Gardzia, tak. Zaraz damy Ci coś na uspokojenie i będzie dobrze.

Próbowałam się wyrwać, jednak ciągle byłam zbyt słaba, żeby podnieść się z siedzenia. Pozostało mi tylko machanie rękoma na wszystkie strony, utrudniając kobiecie prowadzenie mnie. Pielęgniarka zdołała zawieźć mnie do sali, w której czekała moja mama.

- Mamo, widziałam Karenn! Tam leży Karenn! Siostra tego wampira, o którym Ci opowiadałam!

- Co ty znowu opowiadasz, dziecko? - spytała zmartwiona.

- Już, proszę pani, podaję jej środki uspokajające. Możliwe, że nie obudzi się do rana.

- I po raz trzeci będzie mi pani kazała to przeżywać?

- Trzeci? - powtórzyłam za mamą.

- Spokojnie, to tylko chwilowy skutek uboczny leków - pielęgniarka jednym ruchem podwinęła mój rękaw i błyskawicznie wbiła igłę w skórę.

- Mamo, jak to trzeci, wytłumacz mi! A pani niech wyjmie ze mnie to gówno!

Rodzicielka spojrzała na mnie, jakby nie było możliwości, żebym nie wiedziała, o czym mówiła. Podeszła do mnie, pomagając wstać i przejść na łóżko, po czym usiadła na nim razem ze mną, chcąc wyjaśnić.

- Nie pamiętasz, kochanie, jak spałaś przez miesiąc?

- O czym mówisz...? Już kiedyś byłam w śpiączce? - pytałam, będąc coraz bardziej zmęczona.

- Kiedy miałaś 12 lat, prawie się utopiłaś, skarbie. Naprawdę nic nie pamiętasz? Nie potrafiłaś się obudzić przez dość długi czas...

- Niemożliwe - otworzyłam szerzej oczy, uświadamiając sobie pewną ważną rzecz. - To się nie dzieje... Karenn... Ezarel... Mamo, on miał rację...

- Cichutko, kochanie, śpij - wyszeptała, całując mnie w czoło.

Senność || EldaryaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz