05.

3.2K 305 120
                                        

„Hey, I was doing just fine before I met you"

Czas po prostu mijał. Sekundy zmieniały się w minuty, letni, przyjemny wiatr muskał moją twarz, a ja tkwiłam na balkonie. I nie robiłam zupełnie nic. I chociaż sytuacja nie była zbyt wesoła, a myśli dotyczące amnezji zdawały się mieć tylko czarne barwy, w całym tym bałaganie istniały plusy. Mogłam ponownie czuć się jak dziecko, od którego nikt niczego nie wymagał. I cały absurd polegał na tym, że to Mateusz zdawał się być tym, który objął rolę rodzica. Czasami miałam wrażenie, że zupełnie nic nas nie łączy prócz jego obowiązków względem mnie.

Potrząsnęłam głową, ponieważ takie rozważanie nie miało najmniejszego sensu. Nie lubiłam pesymistów, chociaż przesadni optymiści również działali mi na nerwy, dlatego ceniłam sobie równowagę.

— Hej — usłyszałam głos Mateusza, który pojawił się w drzwiach prowadzących na balkon.

Przekręciłam głowę by móc na niego spojrzeć i zmarszczyłam brwi, ponieważ oślepiło mnie światło słoneczne, powodując tym samym zakłócenia mojego pola widzenia.

I obiecałam sobie, że będę konsekwentnie pokazywać jak bardzo obrażona jestem, to jakoś tak zdecydowałam się na uśmiech, który posłałam w jego kierunku. I działo się to trochę mimowolnie, wbrew mojej woli, za co winiłam moje zdradzieckie serce, które właśnie wystukiwało rytm cza cza cza, w mojej klatce piersiowej.

— Potrzebujesz czegoś? — Spytałam. Starałam się by brzmieć na obojętną, zupełnie niewzruszoną i miałam nadzieję, że udawało mi się to.

— Pewności, że nic ci nie jest i przetrwasz jeśli zniknę na góra dwie godziny — odparł przekraczając próg balkonu. Podszedł do mnie i przysiadł na brzegu leżaka. Usta ułożył w swoim charakterystycznym, chłopięcym uśmiechu i po prostu chwilę mi się przyglądał.

— Sądzę, że nie mam dwóch lat — oznajmiłam nieco wredniej, niż powinnam i naburmuszona wzruszyłam ramionami.

On tylko wzniósł oczy do góry jakby szukał jakiejś magicznej dawki siły, by poradzić sobie z rozmową ze mną i zaśmiał się.

— Wiem, doskonale o tym wiem, ale czuję się winny, że muszę wyjść i zostawię cię tutaj samą. — Wyjaśnił, przeczesując palcami swoje ciemne włosy, mierzwiąc tym samym ich ułożenie.

Zagryzłam dolną wargę pomiędzy zębami orientując się, że sama miałam ochotę sprawdzić, czy jego włosy są tak miękkie w dotyku jak pamiętałam jeszcze z czasu pocałunku w szpitalu.

— Nic mi nie będzie — podsumowałam pewnie i podniosłam się do pozycji siedzącej, niwelując tym samym odległość jaka między nami panowała. Skrzyżowałam nasze spojrzenia i uśmiechnęłam się nieco bezczelnie.

— Cała ty, wrócę tak szybko jak to będzie możliwe, dzwon gdyby coś się działo — powiedział z zamiarem wstania, ale złapałam jego ramię i zatrzymałam go w miejscu. Uniósł pytająco brwi, obserwując mnie.

— Nie mam telefonu, ani większości moich rzeczy, muszę to załatwić — wyjaśniłam, przypominając sobie o tych jakże istotnych szczegółach. Nie miałam nawet dowodu i zamierzałam to szybko naprawić. Zresztą miałam amnezję, a nie paraliż czterokończynowy i musiałam znaleźć sposób by sobie poradzić.

— Załatwimy to później, a sprawę z komórką rozwiążę po drodze, obiecuję. Zupełnie o tym zapomniałem, przepraszam.

— Nic nie szkodzi, to tylko...nieważne. Będę tutaj, tak czy siak — pokiwałam głową jakbym chciała sama się w tym upewnić. Z drugiej strony i tak nie miałam tymczasowo gdzie pójść. Bez dokumentów, gotówki, czy telefonu.

Aśka kochała mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz