As strong as you were, tender you go.
I'm watching you breathing for the last time.
A song for your heart, but when it is quiet,
I know what it means and I'll carry you home.
I'll carry you home.Wrzesień nastał szybko, właściwie ledwo przyjechałam nad morze i spędziłam tutaj kilka dni, a już dookoła zaczęły pojawiać się dzieci z tornistrami i zabiegani rodzice, którzy starali się wszędzie zdążyć, a przy okazji odstawić własne pociechy na czas do szkoły.
A przynajmniej mi wydawało się, że czas leciał naprawdę szybko, gdy tak właściwie od mojego wyjazdu z Krakowa minęło niemalże trzy tygodnie.
Krótkie, a jednocześnie tak długie i pełne udręki, którą sama na siebie ściągnęłam.
Nie odpisałam właściwie na żadną wiadomość męża, a jedynie streszczałam się do jednego telefonu w tygodniu, do siostry, by ją poprosić o przekazanie mu, że wszystko ze mną jest w porządku.
Było to swoistym kłamstwem, ale nie potrafiłam rozegrać tego inaczej, ale dzięki temu powoli dostrzegałam, że moje życie nie ma sensu bez osób, które kocham. I które również mnie kochają.
Zgasiłam silnik wypożyczonego samochodu i zaciągnęłam hamulec ręczny, sięgając po kluczyki, które po chwili trzymałam w dłoni podczas wysiadania.
Dotarcie do Niechorza zajęło mi niecałą godzinę i miało to spory związek, z tym że znałam to miejsce niczym własną kieszeń.
Uniosłam głowę, by móc przez chwilę wpatrywać się w latarnię, która pięknie górowała nad morskim brzegiem.
Wiatr był silny, targał mi włosy, sprawiając tym samym, że poziom mojej irytacji wzrastał, bo w końcu ile razy na minutę można poprawiać włosy?
Zaklęłam i odszukałam w kieszeni czarnej, skórzanej kurtki gumkę, by móc je spiąć.Ruszyłam w stronę wody, pokonując szybko kolejne stopnie, które prowadziły mnie na plażę.
W końcu dojrzałam do tego, by podjąć ostateczną decyzję i były to moje ostatnie dni tutaj, a może nawet i dzień.
Plaża była niemalże pusta, gdzieniegdzie w oddali mogłam dostrzec spacerujące pojedyncze pary czy też rodziny z dziećmi i ludzi ze swoimi psami, którzy zaliczali popołudniowy spacer.
Powoli szłam w wybranym przez siebie kierunku, spoglądając pod nogi, ignorując kolorowe muszelki, które turyści zbierali zazwyczaj na pamiątkę. Woda wyrzucała ich całe multum, ponieważ fale były wysokie, momentami, aż złowieszcze w swoim dobieraniu niemalże do połowy plaży.
Zmywały piasek i pozostawały po sobie muszelki, a nawet jakieś inne drobiazgi czy śmieci.
Zmarszczyłam brwi, będąc zniesmaczona zachowaniem niektórych osób. Nie rozumiałam tego, jak można być na tyle głupim, by wyrzucać odpady gdziekolwiek i szkodzić nie tylko naturze, ale i nam samym.
Spacerowałam tak dłuższy czas, obserwując wzburzone morze, fale i niebo, na którym kłębiły się gęste chmury, sugerując, że pogoda zepsuje się w najbliższym czasie.
Westchnęłam ciężko, wsuwając dłonie do kieszeni i zadrżałam, czując kolejne uderzenie tym razem mocniejszego podmuchu wiatru.
Wraz z Mateuszem staraliśmy się przyjeżdżać tutaj minimum raz w roku, chociażby na weekend, ciesząc się własnym towarzystwem, pogodą i klimatem. Mogliśmy tutaj odpocząć, zregenerować siły i po prostu być.
Zamrugałam powiekami, czując, że zbierają się pod nimi łzy, które chciały wydostać się z moich oczu.
Tęskniłam za mężem tak mocno, że na samo jego wspomnienie chciało mi się płakać.

CZYTASZ
Aśka kochała mnie
Storie d'amoreNigdy nie można mieć pewności, czy coś dopiero się zaczyna, czy kończy. Czy jego uśmiech był tym początkowym, czy może właśnie pożegnalnym. Niczego nie można być pewnym, ponieważ zawsze wtedy nadejdzie rozczarowanie. Gubię się w tym. Gubię się...