19.

2.6K 248 108
                                    

„Wyjdź po cichu, nie pal światła 
We śnie dotknij mojej skroni 
Jeśli kiedyś zechcesz wrócić 
Wiedz, że tutaj nic nie zmieni się
(...)
I kłam, i kłam, że wciąż kochasz mnie, że chcesz."

Uniosłam głowę, czując jak letni, nieco chłodny wiatr owiewa mi ją. Przymknęłam powieki i objęłam się ciaśniej ramionami, żałując, że nie narzuciłam na siebie czegokolwiek, co dało by mi chociaż trochę ciepła.

I chociaż mogłam wrócić do środka, nie potrafiłam wykrzesać z siebie grama siły i poruszyć się.

Poczucie winy zjadało mnie od środka, a każda sekunda spędzona przy Mateuszu tylko dodawała mi więcej cierpienia.

Zachowywał się nienagannie, a ja nie umiałam tego znieść.

Dodatkowo prawda też nie chciała przejść mi przez gardło, co było szczytem mojej hipokryzji, bo ostatnie tygodnie właśnie jej brak zarzucałam małżonkowi.

— Nie śpisz? — Usłyszałam za sobą jego głos, więc w naturalnym odruchu przekręciłam głowę i spojrzałam na niego, mrużąc oczy, ponieważ zdecydował się zaświecić światło w salonie, które mnie oślepiało.

Potrząsnęłam głową, potwierdzając i zacisnęłam mocniej palce na własnych przedramionach, walcząc ze sobą.

Chciałam go dotknąć, wtulić się w jego ciało i zapomnieć o wszystkim.

I nie miałam do tego prawa.

— Coś się stało? — Zapytał, podchodząc bliżej mnie.

Zarzucił przy okazji na moje ramiona kraciastą, flanelową koszulę i stanął tuż obok mnie, nie dotykając jednak mojego ciała.

Dzieliły nas milimetry, a tak naprawdę była to przepaść bez dna.

Otworzyłam usta gotowa coś powiedzieć i równie szybko je zamknęłam, bo niby co mogłam? Nie miałam stuprocentowej pewności, że nawaliłam, ale przypuszczałam, a nawet czułam całą sobą, że tak właśnie było.

Potrząsnęłam głową i zacisnęłam na moment powieki, próbując uspokoić się.

Drżałam, ale nie do końca była to reakcja na zimno.

— Asia, wiesz, widzę, że coś się dzieje i nie rozumiem. Wszystko było w porządku, coś się zmieniło, wydarzyło. I chciałbym to zrozumieć, bo jestem tu z tobą, jestem tu dla ciebie — przyznał ciemnowłosy, trącając łokciem moje ramie, posyłając mi lekki, pokrzepiający uśmiech, który miał odwrotny skutek.

Każde jego słowo było jak kolejne uderzenie bata, gdy on miał na celu poprawienie mojego nastroju.

— Mam tylko gorszy dzień, to wszystko — skłamałam, wysilając się na ułożenie wargi w nieco sztucznym, przesłodzonym uśmiechu.

Mateusz zaśmiał się gorzko, przeczesując dłonią swoje włosy, psując tym samym ich ułożenie, które i tak było zmierzwione przez sen.

A przynajmniej miałam nadzieję, że on przespał chociaż kilka godzin tej nocy.

— Która godzina? — Zapytałam, uświadamiając sobie, że mrok na zewnątrz powoli zostaje rozjaśniany.

— Coś koło czwartej, może po, nie pamiętam — odpowiedział, wzruszając ramionami, rzucając mi ponure spojrzenie. — Aśka, pytałem o coś, a ty udajesz, że nic się nie dzieje. A przecież ja cię znam, nie od dzisiaj. Jesteś moją żoną, myślisz, że możesz mnie tak łatwo oszukać? Martwię się o ciebie, więc, do cholery, powiedz mi, co jest grane?! — Dodał nieco głośniej, więc uniosłam zdumiona brwi, obserwując go.

Aśka kochała mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz