06.

2.9K 294 73
                                    

„Call me a thief
There's been a robbery
I left with her heart
Tore it apart
Made no apologies"

Otworzyłam oczy, mrugając pospiesznie, kilkakrotnie, chcąc się nieco rozbudzić. Rozejrzałam się dookoła, marszcząc brwi. Pierwsze kilka sekund zajęło mi dojście do tego, gdzie się znajdowałam.

Promienie ciepłego, wiosennego słońca bezszelestnie wdzierały się przez okno do pokoju, co było możliwe dzięki nieopuszczonym roletom. Niebo zdobiły tylko pojedyncze, małe chmurki, a ptaki jak co dzień, urządzały sobie poranne wyścigi, wyśpiewując swoje piosenki. Zmarszczyłam brwi, przesuwając ponownie wzrokiem po pomieszczeniu, by zorientować się, że jedno z większych okien było nawet uchylone. Nie pamiętałam bym je otworzyła.

Obudziłam się, ale nadal leżałam bez ruchu, z zamkniętymi oczami, analizując w głowie sen, który towarzyszył mi minionej nocy. Nie miałam pewności, czy to nie był mój wymysł, ale czułam się strasznie nieswojo. Wszystko zdawało się nie mieć sensu, żadnego.

Minęło dopiero ledwo kilka dni, odkąd odzyskałam przytomność w szpitalu, a mimo to chciałam by wszystko już było na swoim miejscu. Niepamięć bolała i piętnowała katuszami mój umysł, który raz za razem walczył sam ze sobą. Chciałam wiedzieć. Tak po prostu, ponieważ każdy zasługiwał na znajomość swojego życia.

I najpewniej kolejne kilkanaście minut zadręczałabym się tym, gdyby nie nagłe olśnienie.

Mateusza nie było obok mnie. Poduszka, po jego stronie łóżka nie posiadała nawet najmniejszego zagniecenia, co jasno informowało, że spędził tę noc gdzieś indziej.

Zmarszczyłam brwi. Ponownie i jęknęłam ciężko.

Nic, zupełnie nic nie miało sensu. Ani swojego miejsca.

Przetarłam twarz dłońmi i podniosłam się do pozycji siedzącej, biorąc kilka głębokich, powolnych oddechów. Czekał mnie kolejny dzień i nie powinnam witać go z takim nastawieniem, wręcz prosząc się o ból głowy.

Koniuszkiem języka zwilżyłam wargi i zsunęłam się już na dobre z łóżka, sięgając po satynowy, kremowy szlafrok, który przerzucony był przez biały fotel. Ubrałam go i skierowałam się w stronę drzwi. I ledwo po tym jak przekroczyłam próg, dostrzegłam Mateusza, który spał w najlepsze. Na kanapie. Skulony, przykryty grafitowym, polarowym kocem.

Oparłam się o framugę i westchnęłam cicho, wpatrując się w niego. Pogrążony we śnie wyglądał naprawdę bezbronnie i niewinnie, co było naprawdę dziwnie, ponieważ te dwa określenia zdecydowanie nie pasowały mi do niego. Dodatkowo, to było trochę niesprawiedliwe, że nawet podczas snu prezentował się tak idealne i przystojnie. Nawet jeśli kosmyki włosów swobodnie opadały mu na jego czoło, a szczękę zdobił ślad zarostu. Był moim mężem, więc reakcja mojego serca, które jakoś tak dziwnie przyspieszyło swój rytm, zdawała się być normalna. Musiałam go kochać, nawet jeśli o tym nie pamiętałam, moje ciało tak.

Bezszelestnie, właściwie na palcach przeszłam całą długość salonu i otworzyłam lodówkę, by móc wyciągnąć z niej butelkę z wodą lekko gazowaną.

— Nie śpisz? — Nieco zachrypnięty głos Mateusza zmusił mnie do tego, bym się odwróciła. Tak też zrobiłam i zatrzymałam spojrzenie na nim, unosząc mimowolnie kąciki ust do góry.

— Nie — odpowiedziałam, zerkając na zegar, który wisiał na jednej ze ścian. Dochodziła dopiero siódma rano, więc nie wydawało mi się by to było za wcześnie. Z drugiej strony zupełnie nie pamiętałam własnych porannych rytuałów.

— Dobrze się czujesz?

— A mógłbyś nie pytać o to za każdym razem? — Odbiłam pytanie z niezadowoleniem, które najpewniej widoczne było na mojej twarzy. Potrafiłam zrozumieć, że się o mnie martwił, oczywiście, ale nie zmieniało to faktu, że wyprowadzał mnie swoją nadmierną troską z równowagi.

Aśka kochała mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz