„See how I leave with every piece of you, Don't underestimate the things that I will do."
Przyspieszyłam kroku, chcąc mieć pewność, że nieznajomy mężczyzna nie podąża za mną i dopadłam do samochodu siostry, wpadając do środka. Trzasnęłam drzwiami i wzięłam głębszy wdech, łudząc się, że to pomoże uspokoić mi moje rozdygotane ciało, czy przyspieszony rytm serca.
— Co się stało? — Zapytała zaskoczona Konstancja, wsuwając kluczyki do stacyjki.
Rzuciłam jej tylko ponaglające spojrzenie i potrząsnęłam głową, sugerując, że nie mam ochoty ani czasu na wyjaśnienia.
— Jedź — poprosiłam, chociaż musiałam przyznać, że mój ton raczej wskazywał na rozkaz.
Czego oczywiście moja siostra nie skomentowała, a przynajmniej ograniczyła się tylko do uniesienia jednej z brwi.
Posłusznie ruszyła, włączając się płynnie do ruchu, prowadząc w milczeniu przez dłuższy moment, podczas gdy ja dochodziłam do siebie.
— Co tam się stało? — Spojrzała na mnie pytająco, skupiając się jednocześnie na drodze.
— Nic, gorzej się poczułam — skłamałam z trudem, czując, że kłamstwo niemalże utkwiło mi w gardle, drapiąc i wywołując okropny dyskomfort.
— Kiepski z ciebie kłamca — podsumowała blondynka z niezadowoleniem. — Ale niech ci będzie, że nic — dorzuciła, odwracając głowę, oddając się w pełni prowadzeniu samochodu.
Ja w tym czasie dochodziłam do siebie, w milczeniu, chociaż bardziej chodziło o osłupienie.
Nie potrafiłam pozbierać się na tyle, by udawać, że nic się nie stało.
Tak bardzo chciałam obwiniać i atakować Mateusza, że zapomniałam o opcji, że być może wina leżała po mojej stronie.
A wszystko wskazywało na to, że wcale nie byłam bez skazy.
Kilka niechcianych łez spłynęło po moich policzkach, więc starłam je pospiesznie i jęknęłam cicho, nie potrafiąc nad sobą zapanować.
Konstancja mimo to milczała i udawała, że niczego nie dostrzega, dając mi czas.
Na ułożenie sobie tego w głowie.
Kolejne trzydzieści minut zajęło nam dotarcie do domu, w którym mieszkałam wraz z mężem. O ile i to było prawdą, ponieważ nie miałam pewności, czy nasze małżeństwo nie było jedną wielką ściemą.
— Konstancja czy...czy ja wyprowadziłam się od Mateusza do ciebie, z powrotem do naszego mieszkania? — Wyrzuciłam z siebie słowa z szybkością karabinu, który wystrzela pociski i spojrzałam na siostrę, która właśnie parkowała samochód na naszej posesji.
Zatrzymała samochód i zaciągnęła hamulec ręczny, spoglądając na mnie z wyraźnym niedowierzaniem, kręcąc automatycznie, pośpiesznie głową, chcąc zaprzeczyć.
— Nie. Zdarzało ci się nocować w mieszkaniu, oczywiście, ale nie w takim sensie jak myślisz. Nie zostawiłaś Mateusza, taka opcja nawet nie istniała, kochasz go — oznajmiła pewnie, obserwując mnie bacznie. — Aśka, co się dzieje? — Ponowiła swoje pytanie, nie ukrywając, że się o mnie martwi.
— Nic, naprawdę — skłamałam ponownie, wysiadając z pojazdu.
Zabrałam swoją torebkę i skierowałam się w stronę drzwi, poszukując bezskutecznie kluczy, chcąc dostać się do domu.
Dłonie mi się trzęsły, co wcale nie pomagało.
— Aśka, cholera, mała, co jest? — Spytała z troską Konstancja, podchodząc do mnie.
CZYTASZ
Aśka kochała mnie
RomanceNigdy nie można mieć pewności, czy coś dopiero się zaczyna, czy kończy. Czy jego uśmiech był tym początkowym, czy może właśnie pożegnalnym. Niczego nie można być pewnym, ponieważ zawsze wtedy nadejdzie rozczarowanie. Gubię się w tym. Gubię się...