Rozdział 8 - Strzeżcie się wrogowie dziedzica

10.4K 563 798
                                    

Nadszedł październik, a na dworze zrobiło się zimno i deszczowo. Nie wygasł jednak entuzjazm, z jakim Oliver Wood przeprowadzał regularne treningi. Pewnego późnego sobotniego popołudnia, na kilka dni przed Nocą Duchów, wracałam właśnie z treningu w towarzystwie Freda i George'a do wieży Gryffindoru przemoczeni do szpiku kości i umazani błotem, gdy przed nami stanął Filch.

— Brud! Wszędzie bałagan! — zaczął na nas wrzeszczeć.

— Ale... — zaczęłam, lecz woźny mi przerwał.

— Dość! Za mną! — poszliśmy za nim w ciszy do jego biura. Z szuflady biurka wyjął pergamin i zaczął w nim pisać.

— Nazwisko... Weasley George, Weasley Fred, Rainwood Camille. Prestępstwo... — mruczał sobie pod nosem.

— Jakie przestępstwo? — zapytał George.

— Przecież to była tylko odrobina błota! — dodał Fred.

— Dla was to odrobina błota, a dla mnie dodatkowa godzina skrobania i mycia! Przestępstwo... splugawienie zamku... Sugerowany wyrok... — w tej chwili coś głośno walnęło w sufit, aż zadygotała lampka.

— Irytek! Tym razem cię mam! — zawołał Flich i wybiegł z biura, zostawiając nas samych.

Popatrzyliśmy po sobie i wzruszyliśmy ramionami.

— Idziemy? — zapytałam chłopaków, a oni skinęli głowami i wyszliśmy z biura, po czym udaliśmy się do pokoju wspólnego.

— A co wy tacy nie w sosie? — zapytał Lee, gdy nas zauważył.

— Jesteśmy zmęczeni... idę się umyć — odparłam i ruszyłam w stronę pokoju.

Wykąpana i ubrana w ciepły, bordowy sweter, jeansowe spodnie i czarne trampki zeszłam na dół. Jordan nadal siedział przy kominku. Usiadłam koło niego i podkuliłam nogi, aby szybciej się ogrzać.

— Aż tak ci zimno?

— Tak — mruknęłam, patrząc ślepo na tańczące płomienie w kominku.

— Hej... dobrze się czujesz? Zwykle tryskasz entuzjazmem nawet po treningach — zmartwił się chłopak.

— No właśnie źle się czuje, strasznie mi zimno — odpowiedziałam. W tej chwili dosiedli się do nas Fred i George, którzy też się już wykąpali.

— Co jest? — zapytał George, widząc nasze ponure miny.

— Chyba jestem chora — odparłam.

— To idziemy do pani Pomfrey — stwierdził Fred.

— Nie mam siły.

— To nie problem. — George przerzucił mnie przez ramię i w towarzystwie brata i Lee zaniósł do skrzydła szpitalnego.

— Co się stało? — zapytała pielęgniarka, podchodząc do nas. W ręku trzymała jakiś eliksir, który dopiero co nalała młodej Krukonce.

— Jestem chora — wymamrotałam.

— Ach, kolejna. Masz tu eliksir pieprzowy, zaraz poczujesz się lepiej — podała mi płyn, który trzymała. Natychmiast go wypiłam i rzeczywiście pomógł, lecz dymiło mi po nim z uszu.

— Wyglądasz, jakby zapaliła ci się głowa — stwierdził Lee, a ja zachichotałam. — Widzę, że humor powrócił.

— Tak — uśmiechnęłam się promiennie.

W drodze powrotnej spotkaliśmy Malfoya i jego bandę. Zmierzyliśmy się nawzajem zimnym spojrzeniem i odeszliśmy.

— Nie odpłaciliśmy mu się jeszcze za Rona i Hermionę — zauważył George.

Camille • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz