Rozdział 15 - Gryffindor vs. Slytherin... a może Hufflepuff?

9.6K 562 536
                                    

Biegłam ile sił w nogach, mijając drzewa jedno za drugim. Jedyne co słyszałam to swój własny oddech i trzaskające gałęzie pod moimi stopami. Wszędzie było ciemno, a jedynym źródłem światła był księżyc, który świecił ponad koronami drzew. Czułam przejmujące zimno. Zatrzymałam się, żeby się rozejrzeć. Krew buzowała w moich żyłach, a serce waliło najgłośniej, jak to możliwe. Ledwo łapałam oddech. Zobaczyłam coś w oddali. Znalazł mnie i był coraz bliżej, więc schowałam się za drzewo. Wstrzymałam oddech, gdy usłyszałam kroki tuż za sobą. Wiedziałam, że nie uda mi się wyjść z tego cało...

Obudziłam się gwałtownie, a przed sobą ujrzałam Freda z uśmiechem od ucha do ucha. Po chwili dotarło do mnie, że nadal leżę w Wielkiej Sali. Zaczęły do mnie docierać informacje z wczorajszego wieczoru i to, dlaczego jego brat bliźniak leży obok mnie, obejmując mnie ręką.

— No proszę, proszę. Camille i mój braciszek, kto by pomyślał, że on pierwszy znajdzie sobie dziewczynę — zaśmiał się rudzielec, a moje policzki pokrył rumieniec.

— Oj, cicho — rzekłam zawstydzona.

— Właśnie, Fred. Bądź cicho, niektórzy jeszcze śpią — powiedział George, nie otwierając oczu, po czym wtulił się we mnie mocniej.

Fred i Lee zaczęli coś komentować, ale ja ich nie słuchałam. Zaniepokoiłam się tym snem. Był jakiś... inny. Wiadomo, że po koszmarze przez chwilę się do siebie dochodzi, ale to... to było coś innego. Nigdy wcześniej się tak nie czułam.

Po chwili wszyscy zaczęli pomału wstawać. Dyrektor machnięciem różdżki pozbył się śpiworów, a ja nie zważając na to, co do mnie mówili chłopaki, uciekłam do wieży Gryffindoru, gdzie natychmiast weszłam do swojego pokoju, chcąc się odizolować i uspokoić. Przez ten koszmar naprawdę spanikowałam.

~ * ~

Przez następne kilka dni w szkole rozmawiano prawie wyłącznie o Syriuszu Blacku, a poszarpane płótno Grubej Damy zostało wymienione na portret Sir Cadogana, co nie podobało się Gryfonom, ponieważ wyzywał on wszystkich na pojedynki albo wymyślał skomplikowane hasła, które zmieniał przynajmniej dwa razy na dzień. Pogoda wciąż się pogarszała, a treningów było coraz więcej, gdyż zbliżał się pierwszy mecz ze Ślizgonami.

— Nie denerwuj mnie! Jeszcze przed śniadaniem hasło było inne! — warknęłam wściekle, zaciskając dłonie w pięści.

— Nie znasz hasła, nie ma wejścia, chyba że chcesz stoczyć ze mną pojedynek! — odpowiedział Sir Cadogan.

— Bardzo chętnie skopałabym ci...

— Hej, hej, co tu się wyprawia? — przerwał mi Fred, wchodząc razem z George'em po schodach.

— Twoje wrzaski słychać już kilka pięter niżej — dodał jego brat i oboje zachichotali.

— Powiedzcie mi, że znacie hasło — rzekłam, spoglądając na nich błagalnym wzrokiem.

— Może... — odparł Fred z łobuzerskim uśmieszkiem.

— Nie zaczynaj ze mną — westchnęłam zirytowana.

— Nie złość się. Złość piękności szkodzi, a chyba nie chcesz, żeby coś stało się z tą piękną twarzyczką, co? — oznajmił George, a na jego twarzy zawitał ten sam uśmieszek co u brata. Nie miałam ochoty na te gierki i tylko zgromiłam ich wzrokiem.

— Ktoś tu chyba ma zły dzień — stwierdził Fred i razem z bratem popatrzyli na mnie z takimi minami, że nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.

Camille • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz