Rozdział 65 - Kołatka w kształcie orła

5.6K 441 298
                                    

Nastał ostatni dzień naszego pobytu na Grimmauld Place. Wszyscy byli już spakowania i gotowi do powrotu do szkoły, gdzie jutro miał odbyć się Sylwester w wieży Ravenclawu, na który zostałam zaproszona jeszcze przed świętami przez Anthony'ego Goldsteina. Miałam również kogoś przyprowadzić, więc oczywiście tak zrobiłam, a przynajmniej miałam taki zamiar. Co najlepsze, Freda nawet nie musiałam prosić dwa razy, bo po usłyszeniu słowa "Krukoni" stwierdził, że się wybierze.

Właśnie znosiłam klatkę z Ignis, kiedy to napotkałam w przedpokoju mężczyznę odzianego w czarną szatę, który gdy tylko mnie ujrzał, zdawał się żałować, że w ogóle jego stopa przeszła przez frontowe drzwi tego domu.

— O, profesor Snape! — zawołałam ze szczerym uśmiechem na ustach. — Dzień dobry!

— Rainwood. — Mężczyzna mruknął grobowym tonem pod nosem, jednocześnie robiąc dziwny ruch ciałem, jakby chciał się wycofać.

— Niedługo wracamy, pewnie pan już stęsknił się za zajęciami, prawda? — Nauczyciel nie odpowiedział, a jedynie przymknął na moment oczy i powoli wypuścił powietrze nosem. — Ja tam trochę tęsknię za tworzeniem mikstur... a właśnie! Muszę się panu czymś pochwalić!

— Naprawdę nie musisz, Ra...

Nie zważając na słowa nauczyciela pobiegłam szybko do swojego pokoju i otworzyłam swój kufer, gdzie głęboko między ubraniami, leżała otulona dodatkową parą miękkich skarpet mała fiolka z różowym płynem. Zostawiłam otwarty bagaż i zeszłam na dół. Snape był teraz w kuchni.

— To eliksir, który stworzyłam! — powiedziałam podekscytowana, ukazując fiolkę z Fantazją flirtowania, jaką przy użyciu metody prób i błędów ostatecznie uwarzyłam na bazie Amortencji do Magicznych Dowcipów Weasleyów.

— Przyszedłem tu już i tak niechętnie do Pottera, naprawdę nie mam najmniejszego zamiaru zajmować się również twoimi sprawami, Rainwood.

— Och, niech pan tylko mi powie, co pan o tym sądzi!

Wręczyłam profesorowi eliksir do ręki, a ten odetchnął głęboko po raz drugi tego dnia, po czym zaczął się przyglądać mojej miksturze, a następnie lekko nią pokiwał, odkorkował i powąchał.

— Hmm... nie jest najgorszy. Wypróbowałaś go już?

— Tak, jeszcze w szkole.

— Tylko mi nie mów, że na tych biednych pierwszoroczniaczkach — wtrąciła Hermiona, której w pierwszej chwili nie zauważyłam. Siedziała przy stole i czytała właśnie gazetę, a kiedy na nią spojrzałam, ta posłała mi oskarżycielskie spojrzenie.

Poza nią w pomieszczeniu był też Syriusz, napawający się wyrazem twarzy Snape'a, która teraz emanowała jawnym bólem istnienia spowodowanym moją obecnością.

— Och, Miona, to nie miejsce i czas na takie dyskusje! — Machnęłam ręką, po czym zwróciłam się z powrotem do Severusa. — Działał świetnie. Oczywiście mam w razie co antidotum.

— Cóż, może nie jesteś kompletną stratą czasu — rzekł ponuro, oddając mi fiolkę.

— Eee... dziękuję? — odparłam, czując lekkie zmieszanie. Chociaż po drugim namyśle stwierdziłam, że akurat w takie słowa z ust Snape'a to chyba największa pochwała, jaką kiedykolwiek od niego dostałam.

Minutę lub dwie później kuchenne drzwi otworzyły się, a w nich stanął Harry. Snape popatrzył na niego. Jego twarz była obramowana kurtynami czarnych, tłustych włosów, ale dało się wyczuć tę obustronną niechęć.

— Siadaj, Potter.

— Wiesz — powiedział Syriusz głośno, odchylając się na tylnych nogach swojego krzesła i mówiąc w sufit. — Wolałbym, żebyś nie wydawał tutaj rozkazów, Snape. Widzisz, to w końcu mój dom.

Camille • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz