Rozdział 63 - Święta na Grimmauld Place cz.1

6K 462 395
                                    

Rzuciłam George'owi ostatnie zaniepokojone spojrzenie, zanim wyszedł z pokoju. Musiało stać się coś złego, a ja nie mogłam być z nim w takiej chwili. Odsunęłam zasłony od baldachimu i spojrzałam na Lee, który też siedział na łóżku, nie wiedząc, o co chodzi.

— To musi być coś poważnego, że obudziła ich w środku nocy — mruknął Jordan dość zaspanym głosem.

— Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze — powiedziałam, a następnie zastanawiałam się, co teraz zrobić.

Nie mogłam wybiec za nimi, bo zakładając, że spałam teraz w swoim pokoju, a nie u George'a, skąd miałabym wiedzieć, że coś się stało? Zostało mi tylko czekać na ich powrót. Tak więc zrobiłam. Przez jakiś czas rozmawiałam z Lee, aż straciłam rachubę czasu i przysnęło mi się na siedząco. Kiedy w końcu się obudziłam, słońce zaczęło już pomału wschodzić.

— Nadal ich nie ma! — zawołałam, przez co Lee, który zasnął z głową opartą o podgłówek łóżka, gwałtownie się obudził i syknął z bólu, łapiąc się za swój zesztywniały kark. — Jest już piąta rano, a oni nie wrócili.

— Tyle godzin u Dumbledore'a? — wymamrotał chłopak, rozmasowując sobie bolącą szyję.

— Pójdę do McGonagall.

Złapałam za swoje ubrania i wbiegłam do łazienki, aby szybko się przebrać, po czym zostawiłam koszulkę George'a na jego łóżku i wróciłam do siebie. Szybko się ogarnęłam i wybiegłam z wieży Gryffindoru.

Po przebiegnięciu od groma korytarzy dotarłam do celu. Zaczęłam pukać do gabinetu McGonagall jak oszalała, dopóki kobieta nie otworzyła mi drzwi, ubrana w swój szlafrok w szkocką kratę i z niedbale nałożonymi na jej kościsty nos okularami.

— O co chodzi, Rainwood? — zapytała zmęczonym głosem.

— Czy z panem Weasleyem wszystko dobrze? Wiem, że w nocy coś się stało i wszyscy Weasleyowie zniknęli od tamtej pory!

Profesor McGonagall spojrzała na mnie, marszcząc lekko brwi.

— Nie mam pojęcia, skąd masz te informacje, ale skoro już pytasz, Potter miał... no cóż, koszmar senny — powiedziała profesor McGonagall. — Wizję... w której Artur Weasley został zaatakowany przez olbrzymiego węża. Okazało się to prawdą i...

— Co?! Ale żyje, prawda?

— Wszystko będzie dobrze — powiedziała głosem słabym ze zmęczenia. — Z tego ,co mi wiadomo, przetransportowali go do szpitala Świętego Munga i teraz odpoczywa. Jego dzieci są już w Londynie, wczoraj dyrektor ich tam wysłał, niestety musisz zaczekać na koniec semestru, aby do nich dołączyć — dodała, uprzedzając moje pytanie, które jakby wyczytała z mojej twarzy. — Już musiałam tłumaczyć profesor Umbridge, dlaczego piątka uczniów zniknęła przedwcześnie ze szkoły. Do godziny dziesiątej musisz wykazać się cierpliwością panno Rainwood.

— Rozumiem — wymamrotałam pod nosem, a nauczycielka zniknęła za drzwiami swojego gabinetu i zapewne powróciła do snu, z którego ją wyrwałam.

~ * ~

Czekałam niecierpliwie na zakończenie semestru, a kiedy uczniowie, którzy wracali na święta do domów, ruszyli w stronę powozów, ja jako pierwsza wystrzeliłam z zamku i czekałam w jednym z nich na Hermionę, która musiała za mną gonić. Na peronie w Hogsmeade okazało się, że nie musiałyśmy tłuc się pociągiem przez następne kilka godzin, bo zauważyłam czekającego na mnie tatę.

— Dzień dobry, panie Rainwood — oznajmiła Hermiona, kiedy do niego podeszłyśmy.

— Cześć, Hermiono. — Tyle zdołał wypowiedzieć, zanim obrzuciłam go pytaniami na temat stanu zdrowia pana Weasleya.

Camille • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz