Dzień 13 "Wojna to nie czas..."

743 81 5
                                    

    Druga niedziela powstania. Niebo nad Warszawą zaniosło się ciężkimi chmurami, których nawet ja- wiatr,  nie mogłem ruszyć swoimi silnymi podmuchami.

   Po mimo wczesnej pory na Czerniakowie już nikt nie znajdował się w spokojnej krainie snu. Powstańcy wraz z małą grupką ocalałych cywili zebrali się przy małej kapliczce. Wszyscy choć na chwilę chcieli się odciąć od wojennej rzeczywistości.

   – Święta Maryjo módl się za nami – pomruk modlitwy rozniósł się po niewielkim podwórku.

   Potacka wykonała znak krzyża i powoli wstała z klęczek. Rana znowu odezwała się tępym bólem, który na moment odebrał jej oddech.

   – Dobrze się czujesz? – Struna przystanął przy dziewczynie, kładąc dłoń na jej ramieniu.

   Pokiwała ochoczo głową, uśmiechając się blado.

   – Niedługo dojdziemy do granicy Mokotowa – poinformował ją, wyciągając papierosa. – Jesteś pewna, że chcesz ich szukać?

   – Z nimi to zaczęłam i z nimi skończę –odparła, trzymając się za bok.

    Mężczyzna przyjrzał się Indze jakby chciał zajrzeć do jej umysłu. Chrząknął cicho, po czym kopnął jeden z leżących kamyków.

   – Wojna to nie czas na przywiązywanie się.

   Blondynka uniósła brew zdziwona.

   – Tu co chwila ktoś ginie, spotykasz kogoś, poznajesz go, a na następny dzień może już leżeć pod kupką gruzu. W tych czasach nic nie jest pewne, szczególnie nasze jutro – mruknął, wpatrując się w jakiś martwy punkt.

   Nabrał ze świstem powietrza w płuca. Jakaś pojedyncza łza zatańczyła na ciemnych rzęsach.

   – W każdym razie... Im mniejsze oczekiwanie tym mniejsze rozczarowanie – skwitował, uśmiechając się półgębkiem.

   Gdzieś w słowach Struny była najzwyklejsza prawda i doskonale o tym wiedziała. Jednak nikt nie poradzi na głupie serce, które pośród walki, pragnie miłości.
  
   – Czasem warto mieć kogoś z kim możesz porozmawiać, bo całkowicie zapomnielibyśmy o naszym człowieczeństwie – odezwała się wkońcu.

   Brunet zerknął na Potacką kątem oka i zostawił ją bez słowa.

   – Idziemy – mruknął do Chorwata.

   Mężczyzna zlustrował ją wzrokiem od stóp do głów, po czym z zawieszoną na szyi bronią, ruszył za dowódzcą.

   Miała ochotę upaść na kolana i rozpłakać się jak małe dziecko, jednak zacisnęła na chwilę powieki, aby odgonić piekące łzy. Musiała walczyć, nie dla siebie, ale chociażby dla rodziny, dla braci, którzy tak samo jak ona poczuli smak zwycięstwa i porażki.

   Przez całą drogę do jednej z Mokotowskich ulic nie odezwała się słowem. Szła wpatrując się w ukurzone buty, co jakiś czas omijając gruzowisko. Wreszcie przystanęła na rogu jednej z ulic i rozejrzała się na boki.

   – Tak jestem pewna – uprzedziła pytanie Struny.

   Mężczyzna przytaknął, zaciskając usta w cienką linie.

   – Grzesiek Maczkowski – przedstawił się. – Po tym wszystkim zapraszam na kawę, chociaż pewnie i tak zapomnisz.

   Potacka uśmiechnęła się blado, po czym ucałowała policzek dowódcy.

   – Dziękuję – jej oczy rozweseliły się.

   Brunet zasalutował, śmiejąc się cicho i wrócił do oddziału zmierzającego na drugi koniec Czerniakowa.

   Dziewczyna zacisnęła dłonie na starej torbie, ruszając przez zgliszcza domów. Bała się i to bardzo, więc gdy przed oczami mignęła jej ruda kitka, od razu pobiegła w tamto miejsce. Lecz prócz gruzów i ciał nie znalazła nic, żadnej żywej duszy.

   Dmuchnąłem mocniej próbując zawrócić uciekającą kobiete, jednak ta przyśpieszyła kroku, oglądając się nerwowo. Jak na skrzydłach wbiegła na niewielkie ocalałe podwórko i przysiadła na wyrzuconym, drewnianym kufrze.

   – I jak? – Wilczyński spojrzał na zdyszaną koleżankę.

   – Czysto – skłamała rudowłosa.

   Nie odwzajemniła jego spojrzenia. Odwróciła głowę udając, że przysłuchuje się opowieścią Kamy, a drżące ręce wepchała w dziurawe kieszenie.

   Chciałem coś zrobić, w jakiś sposób zawiadomić zagubioną Inge, jednak pozostałem w bez ruchu, odbierając powstańcom jedyną ochłodę. Bo nie mogłem znieść tego, iż wspaniałą nadzieję, złamało zwykle kłamstwo.

  

Opowiedzcie WiatryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz