Dzień 3. "Puść mnie matko"

1.7K 173 22
                                    

       Blondynka po raz kolejny poprawiła włosy, które dla zabawy ciskałem na wszystkie strony świata. Przetarła czoło mokrą ręką, po czym wróciła do wyzymania prania.

       Byłem znudzony tą monotonnością dnia na wsi, więc gdy do Ingi dobiegły odgłosy samochodu, dmuchnąłem z radością w liście klonu. Na podwórko wjechały dwa auta, wypełnione po brzegi młodymi ludźmi. Gromki śmiech rozniósł się po okolicznych polach.

      – Serwus! – jeden z mężczyzn wysiadł z szoferki i z uśmiechem na ustach skierował się w stronę osłupiałej blondynki.

      Na podwórku w mgnieniu oka pojawiła się mała Zosia, chowając się za plecami siostry.

      – Ciociu! – zawołała Potacka, przyglądając się wesołej grupce.

      Szczupła kobieta wyszła na zewnątrz, wycierając dłonie o starą płócienną ścierkę.

      – Co się stało? – spytała zdezorientowana.

      – Tadeusz Kołtok, dowódca tej zgrai – przedstawił się, salutując.

      – Powstańcy – mruknęła Bożena i westchnęła głośno.

      Inga ożywiła się gwałtownie.

      – Guza szukacie?

      Brunet zmarszczył brwi, nadal uśmiechając się szeroko.

      – Guza może nie, ale coś na ząb owszem.

      Ciotka przymknęła na chwile oczy, rozmyślając nad czymś. Z niecierpliwości, aż dmuchnąłem w otwarte drzwi na ganku, które zaskrzypiały głośno.

      – Zgoda, ale po zmroku ma was nie być – odezwała się.

      Mężczyzna kiwnął z iskierką wdzięczności w oczach, po czym odprowadził wzrokiem wchodzące do domu kobiety.

      Nic tak nie uszczęśliwia jak ciepły posiłek, zapewne gdybym był na ich miejscu skakałbym z radości, lecz jedynie co mogłem zrobić to nieść rozmowy młodych ludzi. Byli silni, zawzięci i to od nich zależały losy Warszawy, która rozpaczliwie broniła się przed ramionami okupanta.

     Inga natomiast z podekscytowaniem nakładała do misek ziemniaki, nie zważając na gorący garnek i drobne poparzenia. Chciała poznać tych, którzy odważyli się stanąć do walki, pomimo strachu i wysokiej ceny jaką jest śmierć.

      – A piękna pani to z konspiracji? – jeden z chłopaków odezwał się w stronę Potackiej, gdy zaczęła rozdawać gotowe porcję.

      – Daj spokój Saba – szczupły brunet o trochę przy długich włosach, szturchnął kolegę i zaśmiał się cicho.

      – Michał chociaż raz wziąłbyś sobie wolne i przestał podrywać wszystko co się rusza – jedna z dziewczyn stanęła ramię w ramię z Ingą, krzyżując ręce.

      – Tylko zapytałem! – obruszył się.

      To niesamowite, że ci młodzi ludzie tworzyli swój własny, mały świat pełen radości i żartów, pomimo szalejącej wkoło wojny.

      – Przepraszam za nich, okupacja już doszczętnie wyżarła im mózgi – zażartowała ruda, podając dalej pełny talerz ziemniaków.

      – Nic nie szkodzi – odpowiedziała. – Byliście tam?

      – W Warszawie? – dziewczyna zatrzymała się na chwile, jakby myślała nad kolejnymi słowami. – Jasne, mieszkałam na Woli. Poszło gładko, narazie czekamy na rozkazy w okolicznych lasach. A ty z Warszawy?

     – Tak, z Ochoty.

     – Spokojnie, nawet nie zauważysz jak znowu będziesz w domu. Jutro będzie po wszystkim – zapewniła, napoczynając swoją porcję jedzenia.

     Inga rozejrzała się po wesołych twarzach.

     – Widziałaś może takiego wysokiego blondyna? Nazywa się Janek Potacki był z nim chłopczyk o ciemniejszych włosach.

     Rudowłosa zamyśliła się na moment, dokładnie oblizując łyżkę.

      – Potacki, Potacki. Był taki jeden, przenieśli go chyba na Czerniaków, ale nie jestem pewna. Musisz pytać Wilka to on wszystkich zna – wyjaśniła, pokazując na bruneta, który przed chwilą uspokajał jednego ze swoich. – To ten koło kochasia Michała.

     Zwróciłem uwagę młodych mężczyzn poprzez silniejsze dmuchnięcie. Zadowoleni pomachali w stronę dziewczyn, na co ruda prychnęła cicho.
      
      –  A ten wasz dowódca... Tadeusz.

      – Major? – mruknęła, kiwając lekko głową. – On też powinien coś wiedzieć, przyjmuję wszystkie rozkazy.

      Wraz z Inga słuchałem cierpliwie wszystkich informacji, które padały z ust rudowłosej i chociaż nie wszystkie były dla dziewczyny zrozumiałe to nie odezwała sie, ani słowem.

      Dopiero, gdy ktoś z grupki odciągnął jej nową znajomą na bok, namierzyła dowódcę, po czym pewnym krokiem zbliżyła się.

      – Dzień dobry – odezwała się nieśmiało.

      Mężczyzna oderwał się od czytania pomiętej kartki i uśmiechnął się blado. Coś ewidentnie zmieniło się w jego zachowaniu, jednak nawet mój podmuch nie zdołał odgiąć trzymanego papieru by ujrzeć powód.
     – Smakowało? – spytała, widząc stojący na masce samochodu pusty talerz.

      – Tak, musisz podziękować ciotce za gościnę – odparł.

      Potacka otworzyła usta, aby zapytać o brata, jednak widok matki stojącej w oknie sprawił, że zmieniła zdanie.

     – Można do was dołączyć? – z nadzieją przeniosła wzrok na Majora.

      Tadeusz nabrał głośno powietrza w płuca i rozejrzał się do okoła.

      – Mam broń – dodała ciszej.

      Owszem miała, stary pistolet po ojcu. Lecz zważając na zaopatrzenie powstańców, które czasem składało się tylko z bagnetu, było to prawdziwe bogactwo.

      – Proszę...
     
      Major popatrzył na palce, w których obracał kawałek papieru, po czym spojrzał na wyczekującą dziewczynę.

      – Wyjeżdżamy po zmroku – odezwał się w końcu, przytakując.

      Inga uśmiechnęła się i uradowana zabrała pustą miskę. Entuzjazm jaki wstąpił w to drobne ciało był nie do opisania nawet wtedy, gdy po ciemku pakowała swoją torbę. Ostatni raz spojrzała na śpiącą Zosie, po czym zostawiając za sobą dotychczasowe życie, wyszła przez okno i pognała do samochodu.

    Powstańcy siedzieli cicho, ruda powitała ją lekkim skinieniem, lecz żaden ze zgromadzonych nie wypowiedział nawet modlitwy starej, a co dopiero kilku słów "To nie koniec, walczymy dalej".

Opowiedzcie WiatryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz