Dzień 8 "Punkt wyjścia"

843 99 14
                                    

      Śródmieście. Niby miejsce to samo, jednak całkowicie inne. Ulice niegdyś pełne ludzi, teraz puste, zagruzowane. Piękne kamienice zostały porozrywane przez granaty, naznaczone krwią niewinnych ludzi.

      Potacka zerknęła na dopalającą się polską flagę. Jakaś niewidzialna ręka ścisnęła jej serce, łzy zapiekły w oczy. Okropnie jest patrzeć jak twój ukochany kraj powoli umiera.

      Skręcili w jedną z warszawskich uliczek i nawet plac, na którym parę dni temu roiło się od poszkodowanych wyciągniętych z kanału, teraz świecił pustkami.

      – Masz zamiar tak się dąsać? – odezwała się Inga.

      Zmęczonymi oczami zlustrowała idącego obok Wilka, po czym westchnęła głośno.

       – Mamy powstanie. Nie potrzebujemy dodatkowych trupów – mruknął w odpowiedzi. – Wystarczy, że Saba nie żyje.

       Blondynka potknęła się schodząc z barykady. Artek instynktownie chwycił ją za rękę i pomógł złapać równowagę.

       Nie odezwali się do siebie, tylko obrzucili się zasępionymi spojrzeniami i ruszyli jak gdyby nigdy nic.

       Dmuchnąłem mocniej poruszając starą okiennicą, jakaś kobieta ze strachu przed strzałami domknęła ją z trzaskiem. Ludzie się bali i to bardzo, a nic tak nie przyćmiewa świadomości jak strach.

        Morawski nagle szarpnął Inge za ubranie i pociągnął w stronę gruzowiska. Nie wiedziała co się dzieje, dopóki nie zauważyła niewielkiego przedmiotu podobnego do jajka, leżącego parę metrów dalej. Granat wybuchł wyrzucając w powietrze piach i kawałki bruku.

       Potacka rozejrzała się na boki przestraszona. Ujrzała rudą przytuloną do kawałka murka, z jej uszu ciekły czerwone strużki krwi.

       Ktoś znów pociągnął Ingę w bok, stawiając na nogi. Przed sobą ujrzała twarz Majora i dopiero, gdy spojrzała na jego poruszające się usta, zorientowała się, że ona też nie słyszy nic, prócz uciążliwego piszczenia.

       Pchnięta przez dowódcę zaczęła biec w stronę rozłożonych rąk Kamy. Ostrzał ze strony hitlerowców był niespodziewany jak deszcz w ciepły, słoneczny dzień.

     – Nie jest ich za dużo! – krzyknął jeden z mężczyzn.

      Wilk przytaknął i zaczął ostrzał. Naboje upadały na ziemie, a dźwięk przeładowania odbijał się co jakiś czas od wnętrza budynku. Powstańcy w miarę możliwości posuwali się coraz dalej, aż dotarli do drzwi jednej z kamienic.

     – Granat! – wrzasnął Wilczyński.

     Chłopak o jasnych blond włosach wyskoczył po za szereg i wrzucił niewielki przedmiot przez otwarte okno. Gdy wybuch rozniósł się po pomieszczeniu, Major wkroczył stanowczo do środka. Kilku z powstańców pobiegło po schodach na górę, zabijając po drodze jednego z żołnierzy.

       Ktoś krzyknął zagłuszony przez szczęk broni, po czym upadł rozbijając sobie głowę o stojące w pomieszczeniu biurko. Potacka podbiegła do poszkodowanego, jednak ruda ją wyprzedziła i już przykładała opatrunek do rany bruneta.

      – Idź na górę! – odezwała się ciut za głośno, co świadczyło o tym, iż jej słuch nadal nie wrócił do normy.

     Inga przytaknęła i pognała po schodach. Cisza oraz brak strzałów zaniepokoił ją. Ostrożnie wyciągnęła z torby pistolet po ojcu, po czym wkroczyła do jednego z pokoi. Deski zaskrzypiały pod jej ciężarem, gdy zatrzymała się osłupiała.

    To co ujrzała zmroziło jej krew w żyłach. Artek siedział na ziemi i opierając się o komodę, uciskał krwawiącą ranę na ramieniu. Przed nim z wycelowaną bronią stał niemiecki żołnierz. Blondynka zrobiła to samo, jednak lufa powędrowała w stronę napastnika. W jednej chwili przed oczami przeleciało jej całe życie, aż do teraz i z przerażeniem stwierdziła, że zło rosło w niej z każdym kolejnym dniem. Ale to nie był czas na rozmyślanie o okrutnym życiu, więc nabrała powietrza i zaciskając zęby, pociągnęła za spust.

Opowiedzcie WiatryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz