Dzień 63 "Danse macabre"

616 66 7
                                    

        Gdy przychodzi zima i zastępuje mnie mój chłodny kolega, mam więcej czasu na przemyślenia. Niegdyś zastanawiałem się kto przyczynia się do śmierci tych niewinnych ludzi. Kto wyręcza Boga, który patrzy na ten spowity w płomieniach świat.

      Teraz już wiem, że to los pociąga za sznurki. To on wrzuca do rzeki ciężki kamień, aby ofiara już nie mogła wypłynąć. A oni nie mają na to żadnego wpływu, bo człowiek nie wybiera losu, to los wybiera człowieka.

      – Możesz przestać – jeden z powstańców warknął nieprzyjemnie na krążącego w kółko chłopaka.

     Inga pokręciła głową na te słowa. Jednak musiała przyznać, że i ją denerwował każdy nawet najmniejszy szczegół.

     Jej plan o ucieczce zakończył się fiaskiem, po tym jak zawieszenie broni skończyło się, a siły niemieckie ostrzeliwały Śródmieście całą noc. Była wyczerpana brakiem snu i ciągłym chodzeniem z miejsca na miejsce. Gdy siedziała na niewielkim murku miała wrażenie, że jej stopy płonęły żywym ogniem.

     Powietrze w to poniedziałkowe południe było nieruchome. Mój chłodny kolega tak po prostu zniknął, zostawiając walczących w dziwnej próżni.

        – A może to... – urwała Potacka, podrywając się na równe nogi.

      Ze zniszczonej kamienicy wyłonił się Kasta. Z jego twarzy nie dało się nic wyczytać. Szedł przed siebie,  pusto wpatrując się w ziemie.

     – I co? – spytał z niecierpliwością  Artek.

     Powstańcy mieli wrażenie, że rozmowy dowódców trwały wieczność. Ciekawość oraz nerwy zżerały ich od środka.

      Władek nie odpowiedział na pytanie Wilczyńskiego, wzruszył jedynie ramionami i poprawił ukurzoną czapkę.

     Głośny zgrzyt kamyczków przykuł uwagę zgromadzonych. Major zatrzymał się kilka metrów przed nimi, ściskając w dłoni pogięty zwitek papieru. Otworzył usta, aby coś powiedzieć, jednak zrezygnował ponownie je zamykając.

     Ręce mu drżały, gdy znów spojrzał na zapisane słowa, jakby bał się, że zapomni całą wiadomość. W końcu westchnął ciężko, przetarł twarz i odezwał się zachrypniętym głosem.

     – To koniec.

     Dwa słowa.

     Osiem liter, a tak wiele emocji ogłupiających cały umysł.

     Inga zerknęła na resztę, lustrując wszystkie twarze. Ciężko było jej się przyznać, że ta wiadomość przyniosła ogromną ulgę. Ale gdzieś w głębi serca wiedziała, że tak powinno być.

      – Wytrzymaliśmy tyle...

      – Rozkaz z góry – przerwał Major, karcąc wzrokiem wysokiego chłopaka. – Musimy sprawdzić teren, potem ruszamy nad Wisłe – dodał.

       Kilka osób przytaknęła zgodnie, reszta wciąż stała nie dowierzając, że to już koniec. Lecz chyba najbardziej co sprawiło im ból to, to iż nikt nie protestował, nie krzyczał, nawet nie uronił łzy. Czy Wojna całkowicie wypaliła w nich jakiekolwiek uczucia?

     – Wilk, chodź pójdziemy sprawdzić okolice. Reszta niech idzie na róg ulicy, jeszcze wczoraj byli tam nasi – zarządził Tadeusz,  po czym nie czekając na bruneta odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie.

     Wilczyński uśmiechnął się lekko. Delikatnie ujął twarz Ingi i złożył na jej czole pocałunek. Nie mówił nic, nawet nie spojrzał w zmęczone oczy dziewczyny, odszedł po chwili zostawiając ją samą.

      Cichy szmer kroków wyrwał ją z otępienia.

      – Irenka...  Irenko – szturchnęła stojącą obok sanitariuszke.

      – Ja...  Zaraz przyjdę, chcę się w spokoju pomodlić – odparła, ukazując ściskany w dłoni drewniany krzyżyk.

      Potacka zgodziła się pewna, iż nic jej nie będzie, bo przecież gdyby wróg ich obserwował już dawno byliby martwi. Prawda?

      Blondynka ruszyła w pogoń za oddziałem, próbując nie zwracać uwagi na leżące ciała.

       Pamiętacie taniec, który obiecał jej Janek w dniu, kiedy to wszystko się zaczęło? Po tym co zobaczyła nie sądziła, że to kiedyś się spełni. Jednak tak jak wspominałem, los jest nieobliczalny i to on pociąga za sznurki.

     Tym razem kolejnym żartem z jego strony był czołg oraz kilku Niemieckich żołnierzy. Powstańcy zatrzymali się gwałtownie, wpatrując w wycelowane karabiny.

     Nikt nie podniósł broni, nikt nie próbował strzelać. Nie było już czym.

      – Polen! – krzyknął jeden z żołnierzy i zaśmiał się głośno.

      Drugi z krzywym nosem zbliżył się do zgromadzonych. Jakiś powstaniec rzucił się do ucieczki, jednak strzał szybko pokrzyżował jego plany.

      Niemiec wymienił z kolegami porozumiewawcze spojrzenia i zatrzymał się przed Potacką. Strach w jej oczach był ogromny, oddech przyspieszył na widok postawnego mężczyzny. Inga zacisnęła oczy, gotowa na ból, lecz jedyne co poczuła to szarpnięcie w okolicach ramienia.

     Biało czerwona opaska upadła na ziemie, serce dziewczyny podskoczyło, aż do gardła.

    Gdy otworzyła oczy, kątem oka dostrzegła szamoczącego się Władka. Żołnierz wymierzył mu porządny cios w szczękę kolbą od karabinu, sprawiając, iż upadł na kolana zamroczony.

     – Wy Niemieckie świnie – warknął, ścierając krew płynącą z rozciętej brody.

     Wróg prychnął pod nosem, po czym oddalił się o kilka kroków. Ręce blondynki drżały, kiedy unosiła je do góry. Niezrozumiałe słowa padały z ust okupanta, dezorientując ją. Nie chciała patrzeć na ich okropne twarze, więc przeniosła go na zniszczony budynek po lewej stronie. Pośród gruzów, na piętrze uchował się spory kawałek ściany, gdzie dostrzegła dobrze znaną jej ciemną czuprynę.

     Twarz Artka była wykrzywiona w dziwnym grymasie, zapewne zwabił go strzał. Zamglone i wpatrzone w nią oczy widziała nawet z tej odległości. Pokręciła delikatnie głową, dając znak, aby nie robił głupot.

     Huk.

      Słychać tylko przeładowanie broni. Warszawski bruk jest twardy i boli bardziej niż świeża rana. Dziewczyna bez problemu czuję macki stolicy zamykające jej ciało w żelaznym uścisku. Wyciąga rękę w stronę materiału, dla którego chciała walczyć.

     Ciężki obcas opada na jej dłoń zanim palce dotykają biało czerwonej tkaniny. Wwierca się, łamiąc drobne kostki.

     Krzyk rozdziera wiszące w miejscu powietrze, zostawiając po sobie chwilowy pogłos.

      Inga odpuszcza, kuli się gdy tylko but znika z jej pola widzenia. Już nie czuję takiego bólu jak w szpitalu na Powiślu. Teraz jej umysłem zawładnęła rozpacz i przekonanie, iż zawiodła osoby, które kochała.

      Ostatni wdech, ostatni wydech. Świat przed jej oczami wiruje, a ona razem z nim. W końcu ruszyła w ten dawno obiecany taniec z najlepszą kochanką do ostatniego snu.
  
       Uległa, dając się porwać w prawdziwy danse macabre.

Opowiedzcie WiatryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz