Potrafię nieść ukojenie, głosy, płacz, a w tym wypadku strzały i wybuchy. Jednak nie ważne jakbym się starał nie potrafię ich ocalić. Tych młodych, walczących, którzy na widok ciepłej zupy cieszą się jak małe dzieci.
Potacka podziękowała skinieniem głowy, odkładając talerz. Czuła się wspaniale z choć trochę zaspokojonym głodem. Oderwała wzrok od pustej już miski i wsłuchała się w prowadzoną rozmowę.
– Ja mógłbym pomóc, nie boję się śmierci.
Major strzepnął popiół z papierosa do małego, szklanego naczynia i przytaknął.
– Tak to może każdy powiedzieć – odpowiedział, zaciągając się dymem.
– Nie mam już nikogo, żona zginęła pod bombami, a syn poszedł walczyć – mężczyzna, zacisnął z nerwów dłonie na trzymanej czapce.
– Wiecie może jaka jest sytuacja? – spytał, odchylając się na krześle. – Tutaj na mieście.
– Niemcy byli tu dwa dni temu, rozstrzelali wszystkich co chowali się po piwnicach. Mieliśmy szczęście, że nie sprawdzali mieszkań, bo u sąsiadki jest jeden z waszych. Chłopaki od Góralczyka znaleźli go wśród trupów – odparł, bez wahania.
Dowódca zmarszczył brwi.
– Artek sprawdź to, sanitariuszka też się przyda– mruknął, opierając łokieć na obdrapanym stole. – Pan ich zaprowadzi.
– Tak jest – brązowooki zerwał się na równe nogi, dygnął lekko i ruszył w stronę klatki schodowej.
Inga ruszyła w ślad za nim, zatrzymując się dopiero pod jednym z mieszkań.
– Pani Piotrowska, to ja, Jarek z naprzeciwka. Pani otworzy – odezwał się, pukając.
Drzwi od razu ustąpiły, a w niewielkiej szparze ukazała się twarz kobiety w średnim wieku. Zlustrowała uważnie intruzów i wpuściła ich do środka.
Piotrowska zaprowadziła ich do niedużego pokoju, zatrzymując Potacką na progu.
– Nie jest z nim dobrze powinien trafić do szpitala, rana z dnia na dzień wygląda gorzej – powiedziała przyciszonym głosem.
Blondynka przytaknęła i bez słowa weszła do pomieszczenia. Okna były brudne od kurzu, jedno zaś zakryte deską, aby moje podmuchy nie mógły przedostać się wgłąb mieszkania. Na łóżku leżał mężczyzna z zakrwawionym bandażem na brzuchu. Uśmiechnął się na widok biało-czerwonych opasek.
– Wariatka – mruknął słabym głosem, opadając na poduszkę.
Inga zaśmiała się cicho, klękając obok poszkodowanego.
– Serwus Grzesiek.
– Zapamiętałaś – westchnął.
– To państwo się znają? – mężczyzna spytał nieśmiało.
Dziewczyna wstała, spoglądając ukradkiem na Wilka.
– Oddział Struny pomógł mi dotrzeć na Mokotów – wyjaśniła.
Szatyn zakasłał, unosząc się na łokciach. Z holu dobiegł ich dźwięk tupania, ktoś zahaczył o krzesło przewracając je z głośnym hukiem. Major wywrócił oczami i wszedł do pokoju z rozłożonymi ramionami.
– Maczkowski, co tu robisz? – spytał, rozpoznając przyjaciela.
– Tadeusz... – Struna uścisnął dłoń starego kompana, po czym zaciskając zęby usiadł opierając się o ścianę. – Zrobiłem sobie wakacje od tego cholerstwa, bo wiesz...
Zrobił krótką przerwę, ostrożnie dotykając bandaża. Zaśmiał się cicho. Niektórzy ludzie mieli naprawdę dziwne poczucie humoru.
– Tyle lat służby i psia krew przyszło mi leżeć dwa dni we własnej krwi. Sukinkoty rozstrzelały moich chłopaków.
– Wszystkich? – atmosfera zrobiła się ciężka, a głos ciął ją jak kartkę papieru.
– Część zginęła wcześniej w bombardowaniu, sanitariuszke zostawiłem w szpitalu, a dwóch chłopaków wysłałem do sztabu – odpowiedział, obserwując twarze zebranych.
– Miałeś szczęście, że przeżyłeś – dowódca skrzyżował ręce na piersi.
– To chyba kolejny żart tego najwyższego. Pamiętasz odłamek w trzydziestym dziewiątym? Lekarz przez tydzień rozpowiadał plotki o żołnierzu, który cudem uniknął śmierci.
Mężczyźni uśmiechneli się na to wspomnienie, co lekko rozładowało napięcie.
– No Struna, koniec wakacji zabieramy cię do szpitala – oznajmił Tadeusz, zacierając ręce.
Potacka rozpogodziła się na tą myśl. Był to moment, w którym mogła pozbyć się dręczących ją wizji nie żywego Romka i napełnić się optymizmem, że może choć raz zdoła jej się kogoś uratować. Bo jedna ocalała dusza była dla niej jak kolejna kropla nadziei w całym morzu wojennego szaleństwa.
CZYTASZ
Opowiedzcie Wiatry
Historical FictionOpowiedzcie wiatry jak Polska walczyła, Jak dzieci padały od strzałów niemrawych. Ciemna krew Warszawskie ulice myła, Nie oszczędzając i młodych i starych. Szeregi domów uśpione ciemnością, Chroniły waleczne powstańców serca. Nie pozwalały dos...