Dzień 62 "Liczby i daty..."

402 60 5
                                    

       To dziwne, że słońce jest takim niemym obserwatorem, który nie przejmuje się wojną czy zwykłymi kłótniami. Ma gdzieś losy niewinnych ludzi.

        Jednak Inga od rana czuła, że dzisiaj jest inaczej. Czuła, że ta ognista kula, jakby przybladła na myśl o wszystkich poległych i zaginionych. Po tylu latach wreszcie zareagowała na to co dzieje się tutaj w Warszawie.

       – Tynk we włosach zamiast kwiatów. Jakaś nowa moda? – spytała z uśmiechem Irenka, siadając naprzeciwko dziewczyny.

       Potacka zaśmiała się cicho i przeczesała palcami swoje jasne, długie włosy. Prześledziła oczami sylwetkę sanitariuszki, po czym przeniosła wzrok na drzemiącego w kącie bruneta. To on był jednym z powodów dlaczego jeszcze tu była. Dlaczego siedziała w starej kamienicy czekając na kolejne strzały.

     – Wstawać królewny –Major poprawił broń na lewym ramieniu i przepchnął się w stronę zabunkrowanego okna. – Niemcy nie śpią, tylko korzystają na takich jak wy.
     – Mamy zawieszenie – mruknął smętnie jeden z powstańców.

     Dowódca wyjrzał zza worków wypełnionych piaskiem, po czym opadł na podłogę. Instynktownie dotknął ramienia, na którym widniała ubrudzona biało czerwona opaska.

      – O świcie ostrzelali budynek dwa kilometry stąd – mruknął, oglądając swoją broń.

      Oczy wszystkich zgromadzonych wyczekiwały dalszej części, a cisza między nimi była nie do zniesienia. Musiałem to jakoś przerwać, więc przyniosłem im melodie, której tak nienawidzili. Odległe świsty strzałów, wybuchy i płacz.

     – Żoliborz padł.

     – O nie – szepnęła Inga, zaciskając powieki.

     Artek już nie spał. Wpatrywał się w dziewczynę, w to jak kurczowo ściskała podartą sukienkę, jak lekko ruszała ustami wypowiadając słowa " Boże módl się za nami". Chciał wstać, podejść, utulić kruche ciało blondynki, oczyścić ją z całego bólu, jednak nie wykonał żadnego ruchu, tylko patrzył jak uczucia odciskają piętno na kolejnym sercu.

      Inga uniosła wzrok na chłopaka, ich spojrzenia skrzyżowały się. Chciała mu jakoś przekazać, że mogą już iść, wyjść pod pretekstem pomocy cywilom i nigdy nie wrócić.

     – Kilka osób idzie ze mną rozeznać się w sytuacji, reszta zostaje z Kastą – zarządził Major.

      Potacka poderwała się jako pierwsza, aby jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz. Artek również podniósł się z pozycji siedzącej, jednak nie było w nim widać, ani krzty zapału. Zrezygnowany ruszył za innymi powstańcami, powłócząc nogami.

      Na Grzybowskiej panował tłok. Cywile masowo uciekali ze zrujnowanej stolicy, korzystając z zawieszenia broni. Mieli tylko siebie. Nie było mowy o jakimkolwiek dobytku, bo domy już dawno padły pod ogniem Niemieckich sił.

     Blondynka odwracała wzrok od poszkodowanych, ponieważ ze wszystkich rzeczy na świecie to było teraz najcięższe. Bała się spojrzeć w oczy tym, którzy najbardziej ucierpieli.

      “Będziemy wolni.”

       “To przecież tylko trzy, góra cztery dni. ”

        Usłyszane kiedyś słowa, krążyły po jej pustym umyśle, doprowadzając do szału. Miała ochotę wrzeszczeć i rwać włosy z głowy, aby sprawić, że ten koszmar wreszcie się skończy.

      Bo wojna nie była taka jak w dzisiejszych książkach, to nie zbiór liczb i dat. Wojna to przedewszystkim ludzie oraz setki emocji, które spłynęły ulicami zagruzowanych miast. To jak atak klaustrofobi w biurowej windzie, wiesz iż kiedyś to musi się skończyć, lecz panika i tak odbiera ci rozum.

Opowiedzcie WiatryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz