Deszcz od rana obmywał rude ulice Warszawy. Niebo wisiało posępnie nad powstańcami, wprowadzając ponury nastrój. Jednak pogoda w niczym nie przeszkadzała wrogowi i z każdą kolejną godziną Mokotowskie oddziały słabły.
Inga Potacka biegała między barykadą, a ocalałymi budynkami donosząc amunicje oraz doglądając rannych. Miała dość każdego kolejnego kroku, stopy piekły ją od ciągłego stąpania po gruzach. Lecz wystarczyła chwila, aby wszystko odeszło na bok, gdy tylko spoglądała na pojmanych niemieckich żołnierzy.
Pogarda jaka emanowała od jeńców doprowadzała ją do szału.
Zacisnęła z całej siły szczękę, potykając się o własne nogi. Śmiech jaki odbił się echem w jej czaszce, sprawił, że wbiła paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni.
– Inga! Podaj bandaże! – krzyk Irenki przerwał chwilę gniewu.
Otrząsnęła się gwałtownie i ruszyła w stronę sanitariuszki.
– Mam tylko to – odparła, podając dziewczynie kawałek szmatki.
Kawałki ziemii wpadły przez wnękę, gdzie dawniej znajdowało się okno. Potacka zakasłała, próbując oczyścić płuca z wszechobecnego pyłu. Ziemia trzęsła się pod miastem ruin, jakby i ona umierała w potwornych konwulsjach.
– Idźcie na lewo!– rozkaz Majora, zagłuszył kolejny wybuch.
Pocisk z ciężkiego działa uderzył w kamienice przy prowizorycznym cmentarzu. Ciężki gruz posypał się na głowy kilku powstańców. Inga miała wrażenie, że okropne wrzaski dochodzą ze wszystkich stron świata. Fruwający pył całkowicie ją oślepił.
Ktoś wpadł na nią z ogromną siłą zwalając z nóg. Jęknęła, gdy kawałek szkła boleśnie wbił się w jej nogę. Zapewne zostałaby w tej samej pozycji, jednak coraz to większe zamieszanie pchnęło Potacką do podniesienia się.
Oszołomiona wyszła na zewnątrz, Morawski zniknął za rogiem wykrzykując coś z zawziętością. Obrzuciła wzrokiem okolice i dostrzegła go - Niemca, który wyśmiewał się z jej ojczyzny, narodu. Rzuciła się w pościg za uciekinierem, strzały świszczały nad głową blondynki podsycając krążącą w jej żyłach adrenalinę.
– Stój! Zatrzymać go! – wrzeszczała bezskutecznie.
Mężczyzna potknął się o resztki starej barykady, dając czas zdeterminowanej dziewczynie. Ręce jej się trzęsły, gdy w pośpiechu wyciągała pistolet ojca. W takich o to chwilach dziękowała Bogu, że nie zgubiła go tak samo jak swoją nadzieję i chęć do życia.
– Hände hoch! – odezwała się, celując wprost w sylwetkę Niemca.
Żołnierz zatrzymał się, unosząc ręce. Odwrócił się powoli z tym swoim ochydnym uśmieszkiem.
– Polaczki – zadrwił, kręcąc głową.
Inga stała nieruchomo wciąż kierując lufę prosto w klatkę piersiową napastnika. Dziwny impuls rozgrzał jej serce, chociaż moje podmuchy ochładzały brudną skórę.
Przez moment przypomniała sobie początek powstania, gdy stojąc w budynku Dyrekcji Wodociągów odebrała życie drugiemu człowiekowi. Pamiętała ten paraliżujący strach, kiedy pociągała za spust, wtedy był to jej ślepy przewodnik. Jednak teraz zdała sobie sprawe, iż pięćdziesiąt sześć dni walki zmieniły ją doszczętnie.
Tym razem nie zawahała się, nawet przez krótką chwilę. Strzeliła, świadoma swojego czynu. Coś prysło, minęło, ale zostawiło po sobie duży ślad na ledwo bijącym sercu.

CZYTASZ
Opowiedzcie Wiatry
Ficción históricaOpowiedzcie wiatry jak Polska walczyła, Jak dzieci padały od strzałów niemrawych. Ciemna krew Warszawskie ulice myła, Nie oszczędzając i młodych i starych. Szeregi domów uśpione ciemnością, Chroniły waleczne powstańców serca. Nie pozwalały dos...