5. To byłoby kłamstwo

182 11 0
                                    

Z nastaniem wieczora byliśmy już po kilku piwach, a nie chcąc zapijać się do nieprzytomności w barze zdecydowaliśmy się przejść. Chłodne, nocne powietrze nieco mnie otrzeźwiło wywołując dreszcze, więc ubrałam kurtkę, ale bynajmniej jej nie zapięłam. Szliśmy bez celu przed siebie gadając o głupotach, gdy w pewnej chwili minął nas radiowóz i dopiero na jego widok dotarło do mnie, że drażniący dźwięk, który słyszałam to syrena.

- Po co w ogóle się fatygują? - głos Iron ociekał złośliwością.

- Wiesz, że ktoś sprawdza papiery, które wypisują? - Damon spojrzał na nią, jak na idiotkę. - Sprawdzają papiery, statystyki i cholera jeszcze wie co.

Kłócili się jeszcze przez jakiś czas, ale zupełnie ich nie słuchałam. W końcu miałam jednak tego dość i kazałam im się zamknąć, na co oboje się obrazili. Alkohol zdecydowanie źle wpływał na ludzi, ponieważ Iron wystawiła mi nawet język, czego nigdy nie zrobiłaby na trzeźwo w odniesieniu do nikogo. Przez to wszystko nawet nie zorientowaliśmy się, jak zawędrowaliśmy na terytorium Łowców. Nie, żeby miało to jakiekolwiek znaczenie, przynajmniej dopóki nie szkodzimy ich interesom. Moi przyjaciele albo nie zdawali sobie z tego jeszcze sprawy, albo tak, jak ja nie przejęli się tym za bardzo. W każdym razie nie powiedziałam im o tym. Zamiast tego maszerowaliśmy dalej w stronę boiska, na którym często widywano członków tego gangu. W sumie sama nie wiedziałam, czemu kierowaliśmy się akurat tam skoro mogliśmy mieć przez to tarapaty. Gdybyśmy ich spotkali raczej mało prawdopodobne, że zwyczajnie rozeszlibyśmy się w pokoju po wymianie uprzejmości.

- Jestem głodna - zamarudziła po kilku minutach Iron. - Zjedzmy coś w tej knajpce niedaleko. Tej od Rico.

Raczej jego brata, Cole'a, który po śmierci Rico odziedziczył interes. Ważne było tylko to, że nadal serwowali tam najlepsze śmieciowe żarcie po tej stronie miasta. Poza tym knajpa Cole'a nie bez powodu znajdowała się po tej części miasta, był on członkiem Łowców, którzy pomogli jego bratu w otwarciu interesu zapewniając stałą klientelę, ale również z tego samego powodu zginął Rico. Jednak łatwiej jest wstąpić do gangu, niż z niego wyjść. Dlatego Cole nadal w tym tkwił, a bar był legalną przykrywką dla nielegalnych interesów Łowców. Właściwie też byłam głodna, więc chętnie zgodziłam się na jej prośbę.

- Byle szybko, później muszę iść do warsztatu Margo - usłyszałam cichy głos Damona. - Jeśli się uda zacznę tam pracować.

- Przy tej legalnej części? - spytałam, nie patrząc na niego.

- Wszystko jedno. - uznał bez entuzjazmu raczej nie przejmując się tym, czego jego przyszły szef mógłby od niego oczekiwać.

- Wiesz, że jeśli zaczniesz babrać się w ich czarnej robocie nie dadzą ci spokoju? Prędzej czy później łuk znajdzie się także na tobie. - W wyobraźni już widziałam ten charakterystyczny symbol na jego ciele.

Członkowie gangu Łowców musieli w ramach przynależności mieć wytatuowany gdzieś na ciele dość specyficznie wyglądający łuk ze skrzyżowanymi strzałami. Członkowie gangu Upadłych natomiast szczycili się tatuażem przedstawiającym skrzydła, z których jedno przypominało błoniaste skrzydło nietoperza, a drugie poszarpane anielskie. Niczym piętno pozostające z nimi przez resztę życia, którego członkowie obydwu gangów nie mają zbyt długiego i szczęśliwego. Oczami wyobraźni już widziałam Damona wśród łowców śmiejącego się i pijącego z nimi, a chwilę później martwego od kuli wystrzelonej przez jednego z Upadłych. Zamknęłam oczy nie chcąc pokazać, jak bardzo zabolała mnie ta wizja. Mogłam być dla nich suką, ale Iron i Damon byli jedynymi ludźmi, jakich miałam. Moimi jedynymi przyjaciółmi i rodziną. Tylko im mogłam powiedzieć o wszystkim i być przy nich sobą. Tworzyliśmy nasz własny, mały gang. Tyle, że bez większości tego syfu.

Dziedzice ognia i popiołów 01: ZdradzeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz