Stałam przed lustrem ubrana w czarno-granatową sukienkę z weluru już chyba piąty raz usiłując zrobić równą kreskę na prawej powiece. Musiałam jeszcze użyć cienia, a miałam coraz mniej czasu, co wcale mi nie pomagało. Na szczęście włosy już wcześniej związałam w kok unikając opadających mi na oczy kosmyków, które jeszcze bardziej by mi przeszkadzały. Gdy w reszcie udało mi się skończyć makijaż westchnęłam po raz ostatni przyglądając się sobie. Oficjalnie byłam gotowa do wyjścia, ale wewnętrznie nie byłam w stanie zrobić choćby kroku w stronę drzwi. Straciłam przyjaciela, a okoliczności w jakich się rozstaliśmy będą mnie już do końca życia prześladować wywołując poczucie winy. Dlatego nie byłam gotowa tam iść, ponieważ musiałabym przyznać, iż Damon nie żył.
- Liz - Danny pojawił się w progu wyglądając na przygnębionego, chociaż była to po prostu jego reakcja na mój stan. - Przyjechali twoi przyjaciele.
Kiwnęłam głową, a on odszedł dając mi jeszcze chwilę, podczas której odetchnęłam głęboko i zamrugałam odganiając zbierające się w oczach łzy. Nigdy nie przyznałam, jak ważni byli dla mnie w rzeczywistości Iron oraz Damon, nigdy im tego nie powiedziałam, a teraz nie miałam już okazji. Już nigdy nie będę miała okazji porozmawiać i przeprosić przyjaciela. Dusząc się od tłumionych łez ruszyłam do drzwi mojej sypialni. Na dół zeszłam po tym, jak zabrałam jeszcze leżącą na łóżku torebkę. Pokonując kolejne stopnie w dół czułam się, jakbym z każdym kolejnym rozpadała się coraz bardziej. Gdy dotarłam na sam dół zacisnęłam dłoń na poręczy i użyłam całej wewnętrznej siły, którą posiadałam, aby zebrać się w sobie i nie pokazać, jak cierpiąca obecnie byłam.
Rider zaoferował, że zabierze nas na pogrzeb, za co obie z Iron byłyśmy mu wdzięczne. Same chyba nigdy nie zmusiłybyśmy się do dotarcia tam, a byłyśmy to przecież winne Damonowi. Teraz oboje czekali na mnie w czarnym aucie przed moim domem, do którego pospiesznie wsiadłam zajmując tylne siedzenie. Nawet kolor jego samochodu idealnie wpasowywał się w nastrój dzisiejszego dnia. Żadne z nas nie odezwało się podczas drogi. Ja z Iron byłyśmy pogrążone we własnych nieprzyjemnych myślach, a Rider pewnie i tak nie wiedział, co miałby powiedzieć. W końcu nic nie mogło go nam już zwrócić.
- Myślisz, że przyjdą? - zwróciła się do mnie Iron, kiedy staliśmy przed wejściem na cmentarz.
Wiedziałam, iż miała na myśli jedyną rodzinę, jaką posiadał Damon, a z którą od lat nie rozmawiał. To dlatego ja i Iron byłyśmy jego kontaktem awaryjnym, chociaż zaskoczyło mnie to, iż lekarz zadzwonił do mnie zamiast niej. Powiadomiłyśmy oczywiście każdego z jego żyjących krewnych, do którego miałyśmy kontakt o jego śmierci, ale nie miałyśmy pojęcia, czy zdecydują się przyjechać biorąc pod uwagę ich wzajemne relacje.
- Ważne, że my będziemy. Zresztą - odwróciłam wzrok od niej zerkając na bramę z żelaza - i tak to my byłyśmy jego rodziną przez ostatni czas - przyjaciółka pokiwała głową, po czym chwyciła mnie za rękę ruszając przed siebie. Musiała znosić to o wiele gorzej ode mnie, no ale znała Damona dłużej niż ja.
Okazało się, że część z rodziny Damona zdecydowała się jednak zjawić. Kilku z nich kiwnęło głowami w naszą stronę w formie powitania, a inni całkowicie nas zignorowali. Dla mnie nie miało to znaczenia. Nie, gdy patrzyłam na drewnianą trumnę powoli umieszczaną w dole i zakopywaną kolejnymi warstwami ziemi. Nie słyszałam żadnego ze słów wypowiedzianych przez kapłana. Cała moja uwaga skupiona była na trumnie, w której spoczywało ciało mojego przyjaciela i od której nie potrafiłam oderwać wzroku nawet, kiedy prowizoryczny, drewniany krzyż został już wbity w ziemię, a rodzina Damona zaczęła się rozchodzić. Ja stałam nadal w bezruchu tłumiąc w sobie cierpienie spowodowane jego stratą. Mój przyjaciel był martwy tak, jak część mojej duszy, która odeszła wraz z nim. Śmierć była tym, co nas połączyło i śmierć stała się tym, co nas rozdzieliło. W więcej niż jednym znaczeniu. Już kolejny raz zmuszona byłam patrzeć, jak ktoś ważny dla mnie na zawsze znikał z tego świata. Nie odwróciłam się, ale wiedziałam, że gdybym to zrobiła z łatwością odnalazłabym wzrokiem kolejny z nagrobków, które wyryte będą w moim sercu do końca mojego życia.
CZYTASZ
Dziedzice ognia i popiołów 01: Zdradzeni
RomanceNa niego mówią Rider, ponieważ niczym apokaliptyczny jeździec brnie przed siebie pozostawiając w tyle jedynie krew i łzy. Na nią wołają Bones, ponieważ do celu zmierza choćby po trupach. Oboje zmagają się z przeszłością i własnymi demonami. Jednak m...