11. Powrót do szkoły

169 9 0
                                    

Przeklinając wszystko na czym stoi świat zwlokłam się na wpółprzytomna z łóżka i ziewając przetarłam dłońmi oczy zanim podeszłam do szafy. Niestety moje przymusowe zawieszenie dobiegło końca, więc musiałam oficjalnie wrócić do grona uczniów liceum Saint Marine, co nie napawało mnie optymizmem. Wyciągnęłam czarne, obcisłe spodnie ze sztucznej skóry, a do nich luźną tunikę w tym samym kolorze na grubych ramiączkach, miejscami poprzecieraną, ale lubiłam ją zbyt mocno, by się jej pozbyć przynajmniej do czasu, aż przestanie zasłaniać mój biust. Włosy zdecydowałam się związać w wysoki kucyk ubierając też na dłonie bransolety z ćwiekami. Wyjrzałam przez okno krzywiąc się na widok mżawki i unoszącej się nad ziemią mgły. Jak pogoda mogła zmienić się tak diametralnie w zaledwie kilka godzin?

- Pięknie - mruknęłam niezadowolona zanim udałam się do łazienki.

Na moje nieszczęście nie zajmował jej Danny, co oznaczało, iż miałam większe prawdopodobieństwo zdążyć na czas. Jak raz nie miałabym nic przeciwko, by mój brat siedział tam godzinami on musiał mieć odwołaną pierwszą lekcję dzięki czemu mógł dłużej spać. Życie czasem było strasznie niesprawiedliwe. Z tą myślą znalazłam się w kuchni i ignorując obecność rodziców zjadłam w ciszy śniadanie, po czym nie widząc sensu w odwlekaniu nieuniknionego, ponieważ gdybym tylko się spóźniła dyrektorka z całą pewnością zadzwoniłaby natychmiast do domu, zabrałam torbę i ubrałam glany. Wyszłam zarzucając na siebie skórzaną kurtkę i patrząc z chęcią mordu w oczach na szare niebo ruszyłam przed siebie. Ledwo dotarłam na dziedziniec, a od razu wyczułam na sobie spojrzenia innych uczniów. Jak przypuszczałam plotkowali o mnie i moim powrocie, o który część z nich modliła się, aby nigdy nie nadszedł. Ostentacyjnie ignorując całą tę bandę zmierzałam do wejścia, gdy zatrzymał mnie dziewczęcy głos.

- Bones! - uśmiechnęłam się słysząc go i odwróciłam w stronę, z której dochodził. Właścicielka różowej czupryny biegła do mnie zadowolona. - Zapomniałam, że to już dzisiaj - oznajmiła zatrzymując się przede mną.

Wzruszyłam ramionami rozglądając się wokoło w poszukiwaniu jeszcze jednej postaci, której jednak nigdzie nie dostrzegałam. Ona w tym czasie dokończyła swój napój wyrzucając kubek do kosza przy wejściu.

- Co z Damonem?

- Zabalował - powiedziała, jakby to było oczywiste. W sumie tak było, bo nasz przyjaciel nie ukrywał, iż znacznie bardziej wolał spędzać czas w klubach, a ponieważ był już pełnoletni nikt nie mógł zmusić go do dalszego uczęszczania do szkoły.

Razem szłyśmy korytarzem w stronę sali od fizyki. Na szczęście większość zajęć miałam z Iron, dzięki czemu nie umarłam jeszcze z nudów. Nasze czy też raczej moje pojawienie się w klasie uciszyło wszystkie rozmowy sprawiając, że każda znajdująca się już tu osoba przyglądała się nam, kiedy przeszłyśmy na koniec sali zajmując nasze miejsca w ostatniej ławce pod oknem. Chwilę później rozległ się dzwonek i do sali weszła nauczycielka, a zarazem dyrektorka szkoły, panna Rose. Miała ponad czterdzieści lat i nieudane małżeństwo na koncie, co prawdopodobnie było powodem jej wiecznie złego humoru. Wyżywała się na nas za to, że mąż zostawił ją dla innej nie potrafiąc sobie z tym poradzić. Kobieta, która płacze za takim facetem, bez względu na wiek jest po prostu żałosna.

- Dzisiaj pomówimy o zjawiskach optycznych - wzrokiem modliszki skanowała salę, a kiedy dotarła do mnie wyraz jej twarzy zmienił się, jakby rzucała mi nieme wyzwanie. Nie odwracając spojrzenia siedziałam cicho, spokojnie czekając na rozwój wydarzeń. Kobieta nie widząc reakcji z mojej strony na sekundę uniosła kącik ust w zadowolonym uśmiechu. - Na początek powiemy, czym są soczewki. W skrócie są to najprostsze urządzenia optyczne zrobione z przezroczystego materiału. Jednak by móc powierzchnię taką nazwać soczewką  - przestałam jej słuchać zamiast tego rozglądając się po sali.

Dziedzice ognia i popiołów 01: ZdradzeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz