24. Randka?

117 8 0
                                    

Następnego dnia z samego rana zjawiłam się we wcześniej umówionym miejscu mając oddać Riderowi jego motor. Od wczorajszej wycieczki nad ocean byłam w kiepskim humorze nie tylko przez nieprzespaną noc, ale również to, że po oddaniu mu kluczyków znów miałam zostać pozbawiona własnego transportu. Po raz kolejny westchnęłam z irytacją zerkając na zegarek w komórce i przeklinając chłopaka za kolejną minutę spóźnienia. Ubierałam się w pośpiechu, więc nie miałam czasu znaleźć niczego innego niż zestaw, który miałam na sobie wczoraj z tą różnicą, iż tym razem miałam na sobie czerwoną bieliznę, co wyglądałoby idiotycznie gdybym zdjęła kurtkę. Czego oczywiście nie zamierzałam robić biorąc pod uwagę panującą obecnie temperaturę. Po całonocnej ulewie wciąż panował przenikliwy chłód, przestępowałam więc z nogi na nogę nie mogąc doczekać się aż skopię mu tyłek za to, iż kazał mi na siebie czekać. Chociaż mogła to być jego forma zemsty, ale nie miało to nic do rzeczy. Ja nie zostawiłam go na mrozie.

- W końcu - mruknęłam widząc, jak czarne BMW zatrzymuje się nieopodal, a Rider wysiada ze środka.

Nachylił się jeszcze do środka mówiąc coś do kierowcy, po czym zamknął za sobą drzwiczki auta i ruszył w moją stronę z bezczelnym uśmiechem. Zacisnęłam zęby gotowa w każdej chwili mu przyłożyć i jednocześnie pamiętając masę powodów, dla których nie powinnam tego robić.

- Cześć Bones! - zawołał, jak gdyby nigdy nic machając przyjaźnie w moją stronę.

- Podaj mi dobry powód, dla którego nie powinnam ci przyjebać? Zamarzam tu kretynie! - ostatnie zdanie niemal wykrzyczałam, co tylko wzmogło jego dobry humor.

Przysięgam, że nigdy nie miałam tak wielkiej ochoty go uderzyć, jak w tej właśnie chwili. Jednak znając moje szczęście nie tylko nie przejąłby się tym, że byłam dziewczyną, ale też oddałby mi z o wiele większą siłą, niż ta, na którą było stać mnie. Powiedzmy sobie szczerze, był silniejszy ode mnie.

- Wyglądasz, jak chodzący seks - tym razem uśmiech, który mi posłał był drapieżny i nie pozostawiał wątpliwości, co do tego, w jakim kierunku podążyły jego myśli.

Prychnęłam na jego komentarz z udawaną nonszalancją. Zaniepokoiło mnie jednak to, że jego słowa mnie ucieszyły. Nie powinno mnie obchodzić, czy mu się podobałam, ale obchodziło i to zdecydowanie za bardzo.

- Bierz te cholerne kluczyki i daj mi wrócić do domu zanim naprawdę zamarznę.

Zachichotał zanim zbliżył się do mnie pozostawiając ledwie kilkanaście centymetrów wolnej przestrzeni pomiędzy naszymi ciałami. Był zbyt blisko. Chęć odsunięcia się walczyła we mnie z pragnieniem chwycenia jego koszuli i przyciągnięcia go bliżej. Najlepiej do pocałunku.

- W takim razie może powinnaś pojechać ze mną? - zaproponował, a ja automatycznie przytaknęłam nawet się nad tym nie zastanawiając. Moje wczorajsze postanowienia znów runęły. Czemu ten chłopak musiał mieć w sobie coś, co mnie tak do niego ciągnęło?

Drogę pokonaliśmy w ciszy, ale teraz rozpoznałam kierunek, w którym jechał odgadując punkt docelowy. Ucieszyło mnie to, że znów mnie tam zabierał. Mogłam dzięki temu raz jeszcze wejść do jego prywatnego świata odcinając się tym samym od tego rzeczywistego. W ciągu ostatnich tygodni coraz mniej czasu chciałam poświęcać na życie w tym prawdziwym świecie. Zmiany, jakie we mnie obecnie zachodziły czyniły to trudniejszym. Rider ponownie zabrał mnie do motelu, w którym byliśmy przedwczoraj. Tym razem pozostawałam cicho idąc za nim do, jak go nazwał apartamentu i nie rozglądałam się także na boki nie chcąc jeszcze bardziej popsuć sobie nastroju.

- Tym razem nawet nie myśl o zostawieniu mnie tu - odezwał się cicho, jednak w jego głosie nie było gniewu czy choćby pretensji. Zabrzmiało to raczej, jak rzucona luźno uwaga.

Dziedzice ognia i popiołów 01: ZdradzeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz