8. Kręgle

183 9 0
                                    

Kolejne dni minęły zaskakująco szybko bez dramatów ze strony moich przyjaciół czy kolejnych niechcianych spotkań z Riderem. Właściwie nie widziałam go odkąd po naszej wspólnej przejażdżce zatrzymał się w jakiejś knajpie proponując mi kawę. Chwilę po tym, jak nasze zamówienia znalazły się przed nami zadzwonił jego telefon, a on z niezadowoloną miną wyszedł na zewnątrz zapewne nie chcąc, by ktokolwiek usłyszał z kim i o czym rozmawiał. Wrócił chwilę później oznajmiając, iż wyskoczyło mu coś ważnego do załatwienia i zostawił mnie. Na zewnątrz udawałam, że nic mnie to nie obchodziło tak, jak nie obchodził mnie on, ale prawda była taka, iż byłam zła na tego, kto do niego zadzwonił. Choć domyślałam się, kim była ta osoba skoro Rider musiał natychmiast jechać. Chyba, że to była tylko wymówka, by się mnie pozbyć. W każdym razie chciałam, żeby został, ponieważ to oznaczało, iż mogłam nakłonić go do odwiezienia mnie do domu. Dzięki temu mogłabym jeszcze choć przez chwilę poczuć wiatr we włosach wywołany jego szaleńczą jazdą oraz - o czym naprawdę nie chciałam myśleć - znów móc dotykać tych wyrzeźbionych mięśni. Jak na kogoś, kto nie jest szczególnie zainteresowany facetami niepokojąco szybo zaczynałam interesować się nim. Nawet, jeśli chodziło tylko o seks.

- Z resztą - odezwałam się cicho, wracając do domu pieszo - co innego mógłby mi dać ktoś taki, jak on? - wygięłam kącik ust w niewielkim uśmiechu bez humoru. Dla takich, jak my bycie razem z tym całym życiem długo i szczęśliwie raczej nie było możliwe.

Kochać kogoś, kogo w każdej chwili mogę stracić? Już raz doświadczyłam tego przez Lance'a, kiedy postanowił wstąpić do gangu grając swoim życiem w cholerną rosyjską ruletkę. Nie bez powodu tak niewielu ludzi Arcosa i Kings'a mogło poszczycić się wiekiem powyżej trzydziestki. Ten styl życia po prostu drastycznie skracał jego długość, a ja nie poradziłabym sobie ponownie ze stratą tych, których nosiłam w sercu.

Po drodze minęłam kilka osób, które widząc mnie przyspieszyły kroku i za wszelką cenę unikały patrzenia na mnie, choć mogłabym się założyć, że kiedy tylko się mijaliśmy odwracali głowy oglądając się za mną. Miałam przez to ochotę się roześmiać. Ludzie byli tak pełni sprzeczności. Zupełnie, jak ja, kiedy chodziło o tego denerwującego chłopaka o ciemnych oczach, który wiedział, jak wywołać zarówno mój uśmiech, jak i łzy. Zatrzymałam się przed drzwiami domu oddychając głęboko w nadziei na uspokojenie. Musiałam w końcu porozmawiać z ojcem o bankiecie i mojej obecności na nim. Przekręciłam klamkę i przekroczyłam próg licząc na to, że obejdzie się bez zwyczajowej kłótni, choć ostatnio większość naszych rozmów tak się kończyło. Choć w domu panowała cisza wiedziałam, że ojciec jeszcze nie wyszedł do pracy. Dlatego właśnie wychodziłam z domu wcześnie rano, albo nie ruszałam się z łóżka do czasu, aż zyskiwałam pewność, iż zostałam sama.

- Tato - odezwałam się zastając go w salonie.

Odwrócił się słysząc mój głos i spojrzał na mnie. Nie mogłam nic wyczytać z jego miny, czego jednak nie uznałam za zły znak.

- Chciałam dowiedzieć się, czy mam być razem z wami na bankiecie? - spytałam patrząc na niego i czekając na jakąkolwiek, najmniejszą nawet reakcję.

Z początku wydawał się zaskoczony moim pytaniem, jakby naprawdę nie spodziewał się, że o to zapytam. Zaraz jednak znów patrzył na mnie ze spokojem i powagą.

- Liczę na to, że pójdziemy tam wszyscy. Mam też nadzieję, że ubierzesz się odpowiednio i będziesz się przyzwoicie zachowywać - po tych słowach odwrócił się ode mnie powracając do wcześniejszego zajęcia, które mu przerwałam.

Kiwnęłam głową wiedząc dokładnie, co te słowa według niego oznaczały. Miałam nie odzywać się niepytana oraz zgrywać miłą, ułożoną córeczkę z manierami, których nie powstydziłaby się królowa. Wyglądało na to, że zostałam po raz kolejny zmuszona do spędzenia wieczoru na odgrywaniu szopki o idealnej rodzince. Paranoja. Zupełnie, jakby nasza rodzina była jedyną z problemami, a moi rodzice uważali, że naszym obowiązkiem było zostawić je wszystkie zamknięte w tym domu. Nie zamierzałam się o to sprzeczać, ponieważ to i tak było to bez sensu. Zamiast tego wróciłam do swojego pokoju i otworzyłam szafę zastanawiając się, czy mam coś odpowiedniego do ubrania. Najgorsza w tym była świadomość, że gdyby nie śmierć Lance'a ta rodzina mogłaby być naprawdę szczęśliwa.

Dziedzice ognia i popiołów 01: ZdradzeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz